5

64 1 0
                                    

- Nan? Nana? Pobudka! Zaraz mamy pociąg.
Otworzyłam oczy wielkości pileczek pin pongowych. Zerwałam się z łóżka i pomaszerowałam do łazienki.
6:39. Jeszcze prawie 20 minut.
No chodź!- złapałam chłopaka za koszulę i pociągnęłam do drzwi.
- Wezwałeś taksówkę?
- Tak, stoi na dole i czeka.
Zamknęłam mieszkanie, a Antek wziął bagaże.
- Dokąd?- zapytał taksówkarz.
- Na dworzec- odpowiedzieliśmy razem.
Jechaliśmy około 10 minut, gdy mężczyzna zapytał się o coś.
- A gdzie zgubiła Pani białą suknię?
- Nie jesteśmy...- zaczęłam.
- Jeszcze małżeństwem- dodał brunet.
Czułam jak się rumienię. To naprawdę dziwne uczucie kiedy nie jesteśmy razem, a tu jak kuna z agrestu twój przyjaciel wyskakuje z takim czymś. Jeszcze? Przepraszam bardzo, czy ja o czymś nie wiem? Pewnie za parę miesięcy dowiem się, że się żenię. Nie... za młoda na to jestem.
Dojechaliśmy na dworzec. Zapłaciłam i wysiedliśmy z taksówki. Boże! Jaki ten nasz dworzec jest piękny!
- Za ile mamy po***ciąg?
- Oooo... znowu się zaczynamy kaszleć?
- Rzadne tam kasz*** ć tylko, która godzina?
- 7:02
- Trzy minuty!
- O kurde!
Biegliśmy ile sił w nogach. Ale zdążyliśmy w ostatniej chwili. Uff. Wsiedliśmy do pustego przedziału i siedzieliśmy w nim przez całą drogę.

* 6 godzin później *
- Nana! - mama rzuciła mi się w ramiona.
- Nie było cię tutaj od chyba czasów Napoleona?- zaśmiał się ojciec.
- A ten młodzieniec to...
- Antoni Załęta, jestem...- teraz to ja nie pozwoliłam mu dokończyć.
- Moim chłopakiem- heh... zarumieniłam się.
- Bardzo mi miło państwa poznać. Nan wiele mi opowiadała o jej rodzinie.
- O? Doprawdy? Chodźcie, obiad czeka!- zaganiała nas moja mama.

Po posiłku, poszliśmy na plażę. Było bardzo ciepło! Byliśmy na pięknej, piaszczystej i bezludnej plaży. Takiego widoku prędko we Wrocławiu nie zobaczymy.
-***
- Nan?
- Wszystko ok***- nie chciałam nam zepsuć widoku morza moim kaszlem.
Siedząc pół godziny na plaży, postanowiliśmy, że pójdziemy do miasta. Gdańsk był piękny. Wszędzie były stragany z pamiątkami. Pochodziliśmy i tu i tam...
Robiło się ciemno. Wróciliśmy na plażę. Ni stąd ni zowąd bardzo dużo ludzi zebrało się na niej. Każdy ktoś coś trzymał w różnych kolorach. Nagle poczułam jak Antek wkłada mi coś do ręki. Pierścionek zaręczynowy? Nie, za duże i za miękkie. Popatrzyłam i co? Lampion. Nigdy go nie puszczałam. To był mój pierwszy raz. Zapaliliśmy go i wypowiedzieliśmy marzenia.
- Życzę sobie, abyśmy byli szczęśliwi i nasi przyjaciele nigdy nas nie opuścili.
- A ja życzę sobie, nam, abyśmy nigdy nie przestawali się bawić.
Puściliśmy lampion, a on z innymi odlatywał. Marzenia się spełniają, czuję to. Byłam szczęśliwa.
____________________________________
Uszanowanko!😄 Przepraszam, za mą nieobecność, no ale nie mam wystarczająco czasu na pisanie.😪 Mam nadzieję, że się wam podobał rozdzialik. Następna część będzie za 2-4 dni. Pozdro😘

Po Drugiej Stronie RakaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz