8

48 2 0
                                    

Cały tydzień mijał zgodnie z planem. Nan nic nie podejrzewała, ale czasem za dużo się pytała o byle co. Cały czas każdy pytał się czy wiem jakie Nana ma plany. Zawsze wiedziałem co moja princeska ma w planach. Niby wyniki dobre, a jednak jej stan się poharszał. Częściej robiło jej się słabo, mocniejszy kaszel, szybciej chodziła spać i później wstawała, mało jadła, dużo piła i spała w ciągu dnia.
- Kochanie, wychodzę do sklepu z Kaśką i Paulą!
- Dobrze!

^Nana^
Kiedy wyszłam z bloku, zaciągnąłam się świeżym powietrzem. Słońce padało mi na pół twarzy. Ostatni raz to poczułam jak byliśmy z Antkiem na spacerze, szczególnie tam na brzegu Odry. Wsiadłam w pierwszy lepszy tramwaj( wszystkie tramwaje mają tam przystanek) i dojechałam tam o 9:56. Dobry mam czas!
-***- nie no na serio?
Nie zamierzałam jednak zmieniać planów przez zwykły kaszel!
- Eee... przej***dzie.
Gdy weszłam do galerii, w moje ramiona rzuciły się dwie 17-latki jak na Justina Bibera!- swag.
- To gdzie idziemy?
- Możemy najpierw iść na lody, a potem gdzie karty kredytowe poprowadzą!- szalona Paula.
Doszłyśmy do Bartona i zanówiłyśmy 3 po 2
- Mmm... pycha- zajadała się Kaśka.
- To gdzie teraz?
- Może do***
- Spoko! Idziemy!- Zrozumiały?! Przepraszam bardzo, ale nawet ja bym nie skumała! Ale skoro nie mówiły mi, że mam iść do lekarza, nie będę zawracała sobie głowy.

^Kaśka^
Do: Paula:
Mamy iść tam gdzie prowadzi Nan. Jakby się zapytała kto napisał odpowiadasz, że Tomek!
Nie zwracamy uwagi na jej kaszel.

Paula popatrzyła na mnie i mrugnęła porozumiewawczo.
Całe szczęście Nana prowadziła naszą kolumnę. Aby nie wyglądało, że nie wiemy gdzie nas prowadzi, rozmawiałyśmy o czym popadnie. Uff... nareszcie w New Yorkerze, myślałam, że nigdy tam niedojdziemy!
- To co kupujemy?
- Może coś do sz*** - mogłam się domyślić, że chodzi o szkołę.
- Dobra! To zaczynamy od bluzek czy od spodni?

Szybko czas leciał... jak pieniądze w sklepach. Och, ale warto było! Nie będę zanudzać co kupiłyśmy, bo nawet gdybyśmy wypisały wszystko na Murze Chińskim to trzeba by było dobudować z 3 kilometry.
- Słuchaj, a czy ty i Antek jesteście parą? No bo spędzasz z nim bardzo dużo czasu, mieszkacie razem... - zapytała Paula.
- Wiesz co... że nawet tak?!
- Ale macie jakieś plany na przyszłość?- dopytywała się Kaśka.
- Narazie raczej nie...

^Antek^
Byłem umuwiony z Tomkiem w parku. Było zielono i cicho, ale tą niesamowitą ciszę zakłócało biadolenie przyjaciela.
- No to wy jesteście razem czy nie?- "Jezu! Człowieku i co ci chodzi?" pomyślałem.
- No w sumie... tak
- Ja wiedziałem, że to się tak skończy! Ale macie jakieś plany na przyszłość?
- Tom, mamy narazie 17 lat i nie sądzę, że jakaś para w naszym wieku, która się nie pobrała myślała o przyszłości.
- Hmm... może masz rację, ale nie wiadomo ile ma jeszcze czasu.
- Nana nie ma raka- wmawiałem to sobie i w jego łeb.
Szliśmy przy fontannie, spojrząłem na zegarek w telefonie, była 20:37. W tym samym czasie zadzwonił do mnie telefon.
- Tak słucham?
- Dzień dobry młodzieńcze.
- Wujek? Co za niespodzianka!
- Chłopie Nie ma czasu na wyjaśnienia! Prawo jazdy masz?
- No mam. A wuj chcę gdzieś podjechać?
- Nie ja tylko za przeproszeniem rusz swój tyłek i przyjeżdżaj jak najszybciej do szpitala!
- Co się stało?
- Skontaktowałem się z tym lekarzem, Gąsowski czy jakoś tak.
- I?
- Nana jest na stole! Wyniki są fatalne, a moja teoria się potwierdziła! Lekarze podejrzewają, że dziewczyna ma raka płuc!- zamurowało mnie. Moja Nan ma...
- Gdzie to jest?!
- Ulica Borowska.
- Zaraz będziemy!
Rozłączyłem się.
- Tom, jedziesz ze mną do szpitala!
- Co jest?
- Opowiem ci po drodze.

^Tomek^
Jechaliśmy ze 120/h. Aż mnie z fotelem połączyło. Nie mogę uwierzyć w to co usłyszałem. Ostre hamowanie, i już byliśmy na miejscu. Antek tylko wyskoczył jak zając z samochodu i wyparował do budynku.
- Antek!- krzyczałem, aby chłopak się zatrzymał.
- Antek, nie!
Pobiegłem za nim, chcąc co zatrzymać, ale w tym samym momencie lekarze jechali z blond dziewczyną- Naną Zaradną.
- Nan! Nana!- darł się na cały szpital.
- Przestań! Ona cię nie słyszy, nie teraz- złapałem co zaramię.
Płakał i nie wstydził się tego. Żal mi bruneta, który związał się z miłością jego życia.
- Chodź, usiądźmy- ręce mu drżały, a łzy sciekały po policzkach. Takie złamanego mężczyzny nigdy nie widziałem.

____________________________________
Ach, dzieje się, dzieje... Nie wiem kiedy następny, ale jak coś mi przyjdzie do głowy to napiszę😉
Kociem was😘

Po Drugiej Stronie RakaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz