V

35 4 1
                                    




Eryk

Byłem po wrażeniem jak dobrze Weronika wyglądała w męskiej koszuli. Założyła do tego długie spodnie, które jej wcześniej dałem, wyglądała przez to trochę kowbojsko, co bardzo pasowało do jej urody. Niby to moje siostry uchodziły za piękności. Tylko, że one zawsze miały na twarzy tapetę, a i tak nie dorównywały jej w wyglądzie. Naprawdę była bardzo ładną dziewczyną.

- Co? - spytała wyrywając mnie z zamyślenia.

Świetnie debilu, musiałeś się na nią gapić kiedy o niej myślałeśskarciłem się w myślach.

- Ładnie wyglądasz – powiedziałem przeklinając się w duchu, że nie umiem trzymać języka za zębami.

- Dzięki – wyjąkała, a jej policzki zrobiły się o ton czerwieńsze – gdzie mogę rozwiesić pranie?

- Za domem jest sznur.

Weronika wyszła z domu wciąż lekko kuśtykając.

Gdy wróciła nie była już czerwona.

- Chcesz jajecznicę? - spytałem. Na szczęście jakimś cudem udało mi się jej nie spalić.

- Poproszę.

- Jak z kostką?

- Już lepiej. Wieczorem przestanę ci już przeszkadzać.

Że co?

- Nie ma mowy – sprzeciwiłem się – zostań przynajmniej dopóki całkowicie nie przestanie cię boleć.

- Już i tak za bardzo wykorzystałam twoją gościnność.

- Przestań, zostań ile chcesz – zacząłem mieć wrażenie, że faktycznie tego chcę, polubiłem jej towarzystwo – a zresztą, dokąd chcesz iść?

- Jeszcze nie wiem – bąknęła.

- No to zostań.

- Nie będę ci przeszkadzać? - spytała wciąż niepewnie.

- Przecież ci mówię, że nie – powtórzyłem – a jak kostka nie będzie ci już przeszkadzać, to możesz mi pomóc ze zwierzętami albo z ogródkiem, bo ostatnio mam więcej roboty – zaproponowałem przeczuwając, że inaczej się nie zgodzi.

- No to okej.

Weronika

Eryk uśmiechną się szeroko, więc odwzajemniłam uśmiech, choć nie aż takich rozmiarów. Byłam trochę zakłopotana tą całą sytuacją. Zjadłam jajecznicę i uznałam, że muszę się przewietrzyć.

- Mogę się przejść? - spytałam.

- Nie zgubisz się? - popatrzył na mnie niepewnie.

- Postaram się, ale najwyżej nie będę ci już przeszkadzać – uśmiechnęłam się.

- Nawet tak nie mów – ostrzegł i rzucił w moją stronę jabłko – masz na drogę – uśmiechnął się widząc moje zdziwienie kiedy łapałam owoc.

- Dzięki – wyszłam z domu i pokuśtykałam przed siebie.

Przeszłam się z piętnaście minut i usiadłam pod jakimś drzewem. Według mnie, od mojego zamknięcia oczu, do ich otworzenia minęła chwila, ale słońce mówiło inaczej. Poczułam, że coś szturcha mnie w ramię. Spojrzałam gwałtownie w prawo i zobaczyłam czarny, koński łeb przy moim policzku.

- Hej piękny.

Ostrożnie wstałam i delikatnie położyłam rękę na jego pysku. Koń przybliżył pysk jeszcze bardziej do mojej dłoni i wydmuchnął przez chrapy ciepłe powietrze. Uśmiechnęłam się na ten gest. Podniosłam z ziemi jabłko, które podczas drzemki mi wypadło i wystawiłam je na ręce w kierunku wierzchowca, a on schrupał je ze smakiem.

- Ktoś tu chyba był głodny – zaśmiałam się.

Kiedy na niego patrzyłam miałam wrażenie, że widzę siebie. Nie wiedziałam co nim było, ale pokochałam tego konia. No i wtedy oczywiście „genialna" ja, zrobiłam coś, czego na pewno nie można zaliczyć do odpowiedzialnych, czy przemyślanych rzeczy...

Nowy początekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz