VI

38 3 0
                                    



Weronika

Tak, ja która pierwszy raz w życiu siedziała na koniu kilka godzin temu, teraz weszłam na przewrócony pień, a z niego wlazłam na cudownego czarnego konia i wtuliłam się w jego grzywę. Czułam się wspaniale, wiedziałam, że zwierzak nie zrobi mi krzywdy i nareszcie poczułam się w pełni bezpieczna. Miałam wrażenie, że siedząc na jego grzbiecie mogę zrobić dosłownie wszystko. Wplotłam ręce w jego gęstą, i tak jak sierść, czarną grzywę, a kiedy to zrobiłam koń ruszył do przodu. Nie bałam się. W pewien sposób mu zaufałam i byłam pewna, że nie zrobi mi krzywdy. Po pewnym czasie mój wierzchowiec przyspieszył i wjechał na dosyć pokaźnych rozmiarów polanę. Wtedy przyspieszył jeszcze bardziej i zaczął galopować po obrzeżu polany. Wiatr wiał mi we włosy, grzywa i ogon konia także falowały, a ja byłam po prostu w siódmym niebie. Ostrożnie rozłożyłam ręce i wybuchłam śmiechem. Ten śmiech był inny niż te, które wydobywały się z mojego gardła przez te dziewięć lat. Ten był szczery, radosny, głośny i wydobywał się z mojego wnętrza. Nareszcie wiedziałam, że znalazłam swoje miejsce na ziemi. Może się to wydawać głupie, czy śmieszne, ale czułam, że to miejsce jest przy tym koniu. Wierzchowiec po pewnym czasie zwolnił, a chwilę później ja z niego zlazłam i padłam na ziemię. Na ustach miałam ogromny uśmiech i nawet nie czułam bólu w kostce, ale za to byłam potwornie zmęczona. Koń stał obok mnie leżącej na trawie i miał pysk przy mojej twarzy. Uśmiechnęłam się do niego.

- Kocham cię – powiedziałam całując go w pysk. Nie wiem jak długo tam leżałam, ale słońca było już widać tak maleńki skrawek iż uznałam, że naprawdę muszę już wracać. Na polanie nie było żadnych rzeczy, po których mogłabym wejść na grzbiet konia, więc spróbowałam po prostu wskoczyć. Za trzecim razem prawie mi się udało, ale zleciałam po drugiej stronie – owszem, było to bolesne. W końcu za następną próbą znalazłam się na jego grzbiecie tylko, że tak jakby na nim wisiałam, bo ręce miałam z jednej strony, a nogi z przeciwnej. Jakoś udało mi się normalnie usiąść i ruszyliśmy w powrotną drogę. Po dwóch minutach drogi uświadomiłam sobie, że właściwie nie wiem, w którą stronę powinniśmy jechać, ale mój „transport" sprawiał wrażenie jakby miał plan dokąd iść. Uznałam, że skoro i tak nie zaprowadzę nas do domku Eryka, to nie ma po co się przejmować gdzie mnie wiezie koń. Tym razem szedł wolno. Po kilkunastu minutach zobaczyłam prześwitującą między drzewami chatkę chłopaka o tak strasznie dziwnych oczach.

- Jesteś genialny – wyszeptałam do wierzchowca.

Kiedy podjechaliśmy bliżej zobaczyłam stojącego w drzwiach Eryka. Patrzył na mnie zdziwionym wzrokiem.

- Hej – uśmiechnęłam się.

- Zdaje mi się, czy ktoś mi mówił, że nie umie jeździć konno?

- Mówiłam, że nie wiem czy umiem – znowu się uśmiechnęłam – jak widać okazało się, że umiem.

- Okej... A konia to skąd wytrzasnęłaś?

- Był w lesie i to on mnie zaczepił – broniłam się nadal w świetnym humorze.

- Yhm. Chodź zaprowadzić go do stajni.

Zeskoczyłam z konia i niestety stanęłam głównie na nodze, która mnie bolała, przez co Eryk musiał mnie złapać, żebym się nie przewróciła.

- Dziękuję – powiedziałam cicho, zła na moją niezdarność.

Chłopak tylko się lekko uśmiechnął i ruszył w stronę stajni. Poszłam za nim i weszłam do pomieszczenia średniej wielkości. Na wprost była ściana, na której wisiały rzeczy do jazdy konnej, a po prawej trzy boksy dla koni. W jednym z nich był Foren, ale miał otarte drzwiczki tak, że mógł wyjść, co zrobił i zbliżył się do czarnego wierzchowca. Spojrzałam na Eryka i widziałam, że z niewiadomego mi powodu powstrzymuję się przed zaśmianiem. Po chwili kiwnął głową do swojego konia i powiedział, że spokojnie możemy już wyjść, bo w boksie Forena jest wystarczająco dużo jedzenia dla obu koni.

- Będziesz musiała jej wymyślić jakieś imię – odezwał się chłopak.

- Jej? - zdziwiłam się. Odruchowo założyłam, że jest koniem, a nie klaczą, co jak się okazało było błędem.

- Owszem – zaśmiał się – masz jakiś pomysł?

- Właściwie to tak - stwierdziłam.

- A mianowicie...?

Nowy początekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz