#18

766 37 4
                                    

Wow! Nie spodziewałam się, że gwiazdki przybędą aż tak szybko. Myślałam, że zajmie wam to co najmniej półtorej dnia. Ale cóż... Zaczynamy!

Wstałam od Stuarta i poszłam do łazienki. Musiałam załatwić pewną sprawę (Echem). Potem oczywiście umyłam ręce i przemyłam twarz zimną wodą. Zdecydowałam, że spytam się mojego chłopaka, o to co się stało, jutro... Nie chciałam go męczyć... Poszłam do swojej sypialni i wyciągnęłam z kieszeni białą kartkę na, której pisało : Wiersze.

Akurat teraz naszła mnie ochota żeby jakiś napisać... Wyciągnęłam więc z drugiej kieszeni długopis i zaczęłam pisać...

 
Dajesz mi kwiaty kochany- ja chwile wspaniałe dla Ciebie

dajesz mi miłość najdroższy- ja ciepło gorące od siebie

z wiosną mi dajesz kwiaty tęsknoty bzu pachnące

z małą kruszyną konwalią zerwaną na bliskiej łące.

Latem mi przynosisz bukiety róż czerwone
rzucone w płatkach pod nogi, w symbol miłości złożone.
W barwnej jesieni zbieram bukiety w życie wpisane
co różą w sercu od Ciebie i dla mnie podarowane.

Zimą otulona ciszą śnię u boku Twojego
z bukietem kwiatów na stole zebranych z roku całego,

bo miłość jest najważniejsza i Ty przed całym światem
a ja kochany dla Ciebie róży bezcennej kwiatem.


Wiersz całkowicie na spontanie... Taki mi przyszedł do głowy. Mam nadzieję, że się spełni... W głębi duszy chciałam dostać od swojego chłopaka kwiaty - Na pewno dostanę... Chwilę później usłyszałam pukanie do drzwi.

- Proszę! - Powiedziałam. Do mojego pokoju weszła Basia. Uśmiechnęła się serdecznie i usiadła na kanapie.

- Co u ciebie? - Spytała jak gdyby nigdy nic.

- W porządku. Właśnie napisałam wiersz... - Pani Basia nie dała mi dokończyć.

- Napisałaś wiersz? Mogę przeczytać? - Spytała.

- Oczywiście - Powiedziałam i wręczyłam Basi kartkę. Mama Stuarta przez dłuższą chwilę milczała, lecz potem spojrzała na mnie z ,,zdziwieniem" i zrobiła tak jakby ukłon...

- Nie wiedziałam, że dziele dom z taką poetką. Jestem naprawdę pod wielkim wrażeniem - Powiedziała z ciepłym uśmiechem na twarzy. 

- Dziękuję... - Czułam, że się rumienie...

- Jakby co to możesz wejść do kuchni w każdej chwili. Ja zajrzę do Stuarta - Powiedziała i wyszła z mojego pokoju. Ja chwilę jeszcze posiedziałam w miejscu.... Potem zdecydowałam, że pójdę do tej kuchni coś zjeść, bo naprawdę zgłodniałam. Wyszłam jak najciszej z pokoju i zamknęłam za sobą cichutko drzwi. Nie chciałam przeszkadzać innym domownikom. Kiedy dotarłam do kuchni otworzyłam lodówkę i zabrałam jakieś krokiety. Dałam se na talerz dwa i włożyłam do mikrofali. Potem usiadłam przy stole i zaczęłam jeść. Lecz coś nie dawało mi spokoju. Z pokoju mojego chłopaka słyszałam płacz... Zaczęłam się bać, że Stu znów popadł w depresję. Dokończyłam szybko jedzenie i podeszłam do drzwi do jego pokoju. Zajrzałam do środka... Stuart przytulał swoją mamę, ona go i tak płakał... Nie wiedziałam co się stało. Przypomniało mi się, że wspominał, że jego mama jest chora. Odeszłam od drzwi i poszłam do siebie. Usiadłam na łóżku i zaczęłam wszystko analizować. Nagle do głowy weszła mi jedna myśl... Najgorsza, lecz wydawała się najbardziej prawdziwa... Jego mama może być chora... Ale może mieć także nowotwór... lub raka....


Te moje opowiadania stają się coraz smutniejsze... No ale tak to jest... Obiecuję, że będą pogodniejsze. Ale teraz podwyższam poprzeczkę i nowa część będzie po tym jak wbijecie 7 gwiazdek i 2 komentarze. Wierzę, że dacie radę :)

To Prawdziwa Miłość/Stuu [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz