Rozdział 4

24 2 0
                                    

  Następny dzień rozpoczął się  dla Carmen tragicznie,  ponieważ pierwszą lekcją były eliksiry, a ona nie miała wypracowania.
- Dzisiejszą lekcję rozpoczniemy od wypracowania Carmen. Proszę - oznajmił profesor Snape na samym początku zajęć.
-Nie mam.
-Słucham?
-Nie mam tego wypracowania.
-Dobrze. Świetnie. Uczennica roku, normalnie. Najpierw mnie nie słucha, a potem nie raczy napisać nawet głupiego wypracowania.
- Prze..
- CICHO! Już nic i tak nie zmienisz. Siedź i teraz słuchaj.
Reszta lekcji minęła w miarę spokojnie. Pansy tylko zaczęła się nagle wydzierać i biegać po całej sali. Nikt nie wie o co jej mogło chodzić. Może ma jakieś urojenia czy coś? Och, a zresztą. Następną lekcją była transmutacja. Pani tłumaczyła, jak zamienić kieliszek w ptaka. Carmen wyszło to po jakichś 5 próbach. Harry zamienił przedmiot w mysz, ale pani powiedziała, że może być.

W wielkiej sali na obiedzie, Carmen wogóle nie była głodna. Miętoliła łyżką swój ulubiony budyń czekoladowy, jednak nie miała zamiaru go jeść. Trzy stoły dalej siedział: Harry, Ron i Hermiona. Troje jej machali. Ona się tylko uśmiechnęła i wróciła do dormitorium.
W pokoju wspólnym zauważyła, że na ścianach są powywieszane projekty balowych sukienek. 
- One same je sobie szyją? O, matko. - powiedziała sama do siebie. - W sumie, ja nie mam sukienki.
Pobiegła do swojej walizki przeszukując rzeczy. Same spodnie i bluzki. Pod łóżkiem, też nic. Nie miała. Postanowiła wysłać do mamy list sową, żeby przysłała jej jakąś ładną sukienkę. Pobiegła w stronę sowiarni, gdy nagle :
- O, cześć. - mówi chłopak o białych włosach.
- Hej... wiesz ja już muszę iść. Pa
- Paa.. - powiedział i bez zastanowienia poszedł dalej.
Carmen biegła dalej po stromych korytarzach zamku. W sowiarni była chwilę. Wzięła swoją sowę i przypięła do nóżki list, który napisała przed wyjściem.
- Leć daleko, ale... wracaj szybko! - krzyknęła do sowy przez małą dziurę w murze, po czym poszła do dormitorium.
2 tygodnie później. 

 CISZA ! - Krzyczał Dumbledore na kolacji - Czara Ognia wyrzuci zaraz nazwiska osób biorących udział w Turnieju trójmagicznym - wszyscy zaczęli wiwatować i się cieszyć. Dumbledore postawił Czarę Ognia przed wszystkimi na podeście. Zaczął wymachiwać dłońmi, a z Czary zaczął wydobywać się zielony płomyczek. Tak jak wcześniej przedmiot zaczął się trząść i z płomyczka, wyleciała mała karteczka. Nauczyciel złapał ją i krzyknął:
- Przedstawicielem Beauxbaton, jest Fleur Delacour! - Z krzesła wstała mała dziewczyna o blond włosach związanych w kitka. Wszystkie uczennice nosiły niebieskie uniformy i mały kapelusz. Dumbledore gratulował, po czym Fleur poszła do pokoju znajdującego się za wszystkimi nauczycielami. Druga karteczka wyleciała z Czary ognia :
- Przedstawicielem Durmstrangu jest Wiktor Krum ! - wyszedł on zza stołu i podszedł do Dumbledora. Tak samo jak Fleur udał się do pokoju za nauczycielskim stołem. Trzecia karteczka wyleciała z Czary Ognia:
- Przedstawicielem Hogwartu jest.. Cedrik Diggory! - zaczęły się gromkie brawa. Cedrik również poszedł do tylniego pokoju. Wszyscy już wyluzowali, gdy nagle Czara znowu się zatrzęsła. Dumbledore zaczął ją obchodzić dookoła i machać dłońmi. Nagle czwarta karteczka wyleciała z Czary. Dumbledore najpierw przeczytał w głowie, a potem krzyknął:
- Harry Potter!
Wszystkie głowy zwróciły się ku niemu. Harry dopiero po namowach Hermiony podszedł. Wszedł do tylnego pokoju. Gdy połowa nauczycielii tam poszła, zaczęła się uczta.

Na ostatniej lekcji dzisiejszego dnia Carmen starała się słuchać nauczyciela jak najbardziej potrafi. Jednak historia magii to nie jest jej ulubiony przedmiot.  Wyciągając z torby podręcznik zauważa kopertę między książkami. Chciała ją teraz przeczytać, ale pomyślała, że skoro to ostatnia lekcja to zobaczy ją później. Przez cały czas myślała o tej kopercie i nie potrafiła się skupić. 

W dormitorium siedziały wszystkie dziewczyny i rozmawiały oczywiście o BALU. Carmen usiadła na swoim łóżku i zaczęła otwierać kopertę, na której było jej imię. W środku znalazła karteczkę, a treść była taka:

Droga Carmen !

Tutaj Draco. Draco Malfoy. Nie wiem czy mnie znasz, ale teraz poznasz. Chciałbym się z tobą spotkać dnia dzisiejszego o godz. 18, na błoniach. Będę bardzo wdzięczny (i szczęśliwy) jeżeli się zjawisz. Dziękuje, że to przeczytałaś ( a przynajmniej mam nadzieję) i do zobaczenia.

                                                                                                                                                                        Draco Malfoy.

Carmen patrzyła się na ten list jeszcze przez chwilę, a potem spojrzała na zegar. 17.50, no cóż, czas iść.                                                                                                                                                               

Historia z Hogwartu (nie) wzięta.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz