Brak wstępu, wszyscy chyba wiedzą co napisze.
Pov. Holly
Siedziałam przy drzewie w ramionach Tobiego. Dziwnie przyjemnie mi przy nim.
~Off, nie wygłupiaj się ~
W mojej głowie zabrzmiał ochrypły głos. Wyjrzałam zza chłopaka. Przy dziwnym mężczyźnie z głupim uśmieszkiem i rozpiętym garniturze stał drugi podobny tyle że nie miał twarzy i był ubrany dobrze w garnitur. Pierwsza myśl What A HELL?
Wariaci, to wszystko to choroba, oni są wariatami i ja jestem wariatem. Tiffany może umrzeć. Matka sama siebie zabija. Fajnie, super.
- Hahaha, zawsze to wy wygrywacie, dzisiaj to ja wygram!- zaśmiał się facet z fioletowym krawatem.
- Offender ogarnij dupe!- krzyknął Toby, odrywając się ode mnie i wyciągając rękę po siekierki.
-Mogę twoją ogarnąć - Off uśmiechnął się dwuznacznie.
Wyciągnął jedną z macek, którą bez twarzy zwinnie odepchnął od bruneta.
-Bracie, daj mi spokój, ona nie jest proxy! Więc mogę zrobić z nią co zechce!- krzyczał na Beztwarzego.
On mówił o mnie? Nie chcę! Po moich policzkach spłynęły łzy a z buzi wyrwał się krzyk bezsilności. Wszyscy spojrzeli na mnie.
-Kim wy do cholery jesteście!- krzyknęłam, wstawając z ziemi -Czego chcecie ode mnie? On moich sióstr!? Od mamy! - kolejne łzy leciały mi po policzkach - przez was, to wszystko przez was!- krzyczałam płacząc. Patrzyli na mnie jak na wariata , ale to oni nimi są - Odpowiedzcie mi!- krzyknęłam , patrząc w ich puste twarze. Toby był smutny. Mam go teraz gdzieś. - No dalej! Chcę wiedzieć!
~Holly uspokuj się~
Próbował mnie uspokoić beztwarzy.-Nie uspokoję się! Odpowiedzcie mi! Chyba, że jesteście tchurzami - powiedziałam bardziej poważnie, w moim głosie słyszałam pogardę. Gardzę nimi.
Cisza. Nikt się nie odezwał. Tylko patrzyli na mnie nic więcej.
-Tchurze! - krzyknęłam, zaczęłam biec w stronę domu. Mam teraz wszystko gdzieś.
Dalej płakałam. Nikt mnie nie rozumie. Nikt.Omijałam zwinnie drzewa. Jak najszybciej w domu. Proszę.
-Holly? - zawołała mnie kobieta stojąca na podjeździe.
-Mama- przytuliłam się do niej.
-Dziecko, co ty masz na sobie?! Co ci się stało?- spojrzałam na siebie. Brudna bluza Tobiego była mokra od łez i krwi.
Otarłam policzki od łez. Przy czym jeszcze mocniej rozmazałam tusz.
- wszystko ci wyjaśnię - załkałam.
-Nie musisz kochanie, chyba wiem co się stało - jej mina była kamienna i patrzyła w las. Gdy się tam odwróciłam stał tam mężczyzna bez twarzy. Przy nim byli 3 chłopcy. Toby... widziałam w jego oczach smutek. Przesadziłam trochę, ale to ich wina.
- Chodź na chwilę Holly - powiedziała poważnie mama, ciągnąc mnie w ich stronę.
Stanęła przed mężczyzną. Spóściłam wzrok, nie miałam siły spojrzeć w oczy chłopakom.-Slender, masz się wraz z swoimi chłopakami trzymać z dala od moich córek! Rozumiesz? Wiem, że to przez ciebie Tiffany jest w szpitalu. Nie mam zamiaru by moje dzieci cierpiały. Masz je zostawić, masz nas zostawić. Jeżeli zobaczę, że ty albo któryś z nich - pokazała na chłopaków- zbliżycie się do niej, nie będziecie mieli życia. Nie odpuszczę ci tym razem Slender. Nie tym razem.
CZYTASZ
3 Killers
Fanfiction3 morderców 3 dziewczyny 1 ojczym 1 matka. Jaki będzie ich los, gdy ci którzy całkiem inni są spotkają się? #39 miejsce w horrorach ~ 25.09.2016 *** #11 miejsce w horrorach ~ 31.07.2016 #8 miejsce w horrorach ~ 02.08.2016