Pov. Masky.
Czekałem aż ogień rozejdzie się po budynku. Wiedziałem gdzie znajduje się Tiffany. Przeszłem przez drzwi próbując znaleźć schody. Ludzie uciekali z krzykiem. No trudno. Nie będzie mi ich żal.
Schody były na wyciągnięcie mojej ręki. Wbiegłem na nie z impetem. Czułem na sobie ciepło ognia, który panoszył się po budynku . Lekarze wynosili pacjentów z sal. Muszę być przed nimi. Wbiegłem na 2 piętro.
Dym był tutaj normą. Zostały mi ostatnie metry, by dojść do sali Tif. Znajdowała się ona w pomieszczeniu numer 240. Za mną znajdowały się drzwi z numerami 198,199,200.Starałem się jak najmniej wdychać dym i starać się nie słyszeć wrzasków ludzi, którzy palili się żywcem na parterze.
W końcu dobiegłem do sali 240. Zrobiłem z buta wjeżdżam.Pokój wyglądał na nie tknięty. Białe ściany i łóżka. Na jednym z nich leżała blada jak trup Tiffany. W moim sercu coś się chyba zbiło. Miałem ochotę zabić tego kierowcę, jak i Slendera. Nie rozumiem jak mógł do takiego czegoś dopuścić. Moje oczy zrobiły się Mokre. Teraz cieszyłem się z faktu, że noszę maskę. W końcu ogarnełem się i wziąłem ją na ręce, zrywając całą aparaturę.
*Kilka minut później*
Kopnęłem drzwi, by wyjść na zewnątrz. Budynek dalej się palił. Wbiegłem do lasu, czując rosnące ciepło za mną. Płomienie objęły już cały budynek. A krzyki prawie ucichły.
Biegłem pomiędzy drzewami z trwogą. Dziewczyna ledwo oddychała. Zniosę ją do Slenderman'a. Powinien jej pomóc.
-oddychaj mała, oddychaj- powiedziałem cicho, będąc tuż przed willą Creepypast. Jeszcze trochę, jeszcze kawałek.
Wiatr wzmógł się na tyle mocno by suche gałęzie pospadały z drzew. Niebo zaszło czarnymi chmurami. Zanosiło się na deszcz. A nawet gorzej.
100metrów. Tylko 100 metrów by być w domu. Po niebie roznósł się grzmot, po czym błyskawica walnęła w drzewo obok mnie.
50 metrów. Wytrzymam. Biegłem na złamanie karku. Ni stąd ni z owąt z chmur nad moją głową zaczął padać deszcz. Lało jak z cebra.
-Pierdolone oberwanie chmury - palnęłem do siebie.
25 metrów. Czemu ten czas zwalnia?
Wiatr wiał na tyle mocno, że nie mogłem biec, po prostu bym się przewrócił. Jeszcze kawałek proszę.5metrów. Zrobiłem z buta wjeżdżam, po starym budynku roznósł się krzyk jakiejś z dziewczyn. Byłem cały mokry jak i Tiffany była mokra.
-Jest Slender? - spytałem prosto z mostu, jak się okazało Sally.
-Nie, poszedł do was a co?- przeklęty facet. Musiał akurat teraz iść do nas na odwiedzinki??!
Wybiegłem znowu z willi. Tiffany oddychała coraz lżej, a blada twarz stawała się Biała jak ściany w szpitalu, chociaż teraz są czarne od spalenizny.
Z zawrotną prędkością przemierzałem las. Muszę zdążyć.Nasza chatka była coraz bliżej. Wbiegłem do domu z dziewczyną na rękach. Stałem w wejściu do salonu. To co było w nim przeraziło mnie....
CZYTASZ
3 Killers
Fanfiction3 morderców 3 dziewczyny 1 ojczym 1 matka. Jaki będzie ich los, gdy ci którzy całkiem inni są spotkają się? #39 miejsce w horrorach ~ 25.09.2016 *** #11 miejsce w horrorach ~ 31.07.2016 #8 miejsce w horrorach ~ 02.08.2016