Rozdział 10

276 23 2
                                    

- Jeju, ale fajnie... Jesteśmy w Zakonie! To najlepszy dzień w moim życiu! - bezprzerwy powtarzał Ron z tym samym idiotycznym wyrazem twarzy.
- Ron, wiem. - odpowiedział mu Potter mniej entuzjastycznie. Szli w kierunku swoich dormitoriów, aby odrobić lekcje i położyć się spać.
- Swoją drogą ciekawe gdzie jest Hermiona, nie widziałem jej cały dzień. Raz nawet byłem w bibliotece, ale tam też jej nie było.- zastanawiał się rudowłosy.
- Wiesz co, masz rację. Zaczynam się martwić o nią oraz o moje oceny. Bez niej nie radzę sobie. Jak myślisz, obraziła się? - rozmawiali o niej dopóki nie dotarli pod tak dobrze znane im drzwi.

*
- Przepraszam, że zajmuje Pani czas, ale chciałbym z Panią porozmawiać na temat wczorajszego zdarzenia. - zaczął dyrektor, gdy tylko chłopcy wyszli z gabinetu. Spojrzał na nią swoimi niebieskimi oczami z nad okularów połówek, czekając na odpowiedź.
- Chodzi Panu o tą komnatę, izbę, sale.. No o to gdzie byłam z profesorem Snapem? - próbowała nie dać za wygraną, ale poddała się. Dalej siedziała na tym niewygodnym, twardym krześle, ale tym razem chodziło o coś naprawdę ważnego.
- Tak, czy masz jakieś domysły co to było za miejsce? - zapytał, chciał wzbudzić w niej zaufanie, więc nie miał z tym najmniejszego problemu. Przebiegłości sam Voldemort mógłby się od niego uczyć.
- Hmm... Miałam poszukać czegoś na ten temat w bibliotece, ale jakoś nie znalazłam czasu. Z tego co pamiętam to było tam mnóstwo rzeźb oraz obrazów. Ale najbardziej dziwnym okazało się coś jakby zwierciadło, domyśliłam się że to musiał być jakiś portal, gdyż wyszła z niej postać. Później przekonałam się że to profesor, ale naprawdę to było straszne - chciała opowiedzieć mu jak najwięcej, oczywiście pomijając kwestie jej nieudolności godnej Longbottoma oraz tego jak się tam znalazła. Zacisnęła dłonie wokół podparcia na ręce tak, że aż jej kostki zbielały.
- Rozumiem. To miejsce to Komnata Prawdy . - Tutaj zrobił pauze,  czekając aż dotrą do niej te słowa -!Mogą do niej wejść tylko wybrani. Nikt nie wie jak to się dzieje i dlaczego, nawet ja nie mam pojęcia i muszę przyznać, że niesamowicie mnie to irytuje. Do tej pory mają do niej dostęp tylko Pani, Severus oraz sam Voldemort, sądzę też że Harry, ale nie jestem pewien. - starał się wytłumaczyć o co chodzi i liczył na jej pomoc. Spojrzał na zachód słońca i westchnął.
- Ojej to w takim razie, dlaczego jest to Komnata Prawdy ? Chodzi o jakieś wróżby? - w jej oczach pojawiły się te iskierki, które się ujawniają gdy człowiek po ciężkim trudzie doszedł do celu.
- mhmm, szczerze mówiąc sam do końca nie wiem.  Proszę mnie posłuchać Panno Reedarly,  to bardzo niebezpieczne miejsce.  Proszę się tam więcej nie wybierać,  tym razem miała Pani szczęście, że był tam Severus. Bale dzieją się tam różne rzeczy,  nie mam zbyt dużo informacji na ten temat,  sądzę że najlepiej by było gdybyś porozmawiała o tym z profesorem Snapem, ale zapamiętaj.  Nie wolno Ci się zbliżać do tej komnaty, - Mówiąc te słowa był śmiertelnie poważny. Nadal patrzył na nią tym swoim przenikliwym wzrokiem.
- Ale co ja mam z tym wspólnego? Jak ostatnio sprawdzałam to jeszcze nie umarłam. Aa, nie czuję się żadnym wybrańcem, ani nikim wyjątkowym. Nie wiem, dlaczego ta komnata jest taka wyjątkowa, dla mnie nie ma problemu nie wchodzenie tam. 
- Doskonała dedukcja Panno Reedarly. Czy nie miała Pani rodzinie jakiegoś potomka wielkich czarodzieji? - zapytał chcąc się upewnić.
- Wie Pan, wątpię. Jestem drugą magiczną osobą w mojej rodzinie, pierwszą była mama, dlatego napewno nie. Może to pomyłka?? - zaniepokoiła się, przecież to napewno pomyłka. Ona się tam dostała przypadkiem i tyle, prawda?
- Obawiam się, że za tym kryje się jakaś większa tajemnica.. - zaczął się gładzić bo swojej długiej brodzie patrząc w kant biurka. 

-Panie profesorze, jedt jeszcze jedna sprawa - nie chciała o tym mówić, ale w obecnej sytuacji chyba musiała 

- Słucham Pani - znów spojrzał jej w oczy czekając na ciąg dalszy 

- No bo od tamtego wydarzenia moja różdżką w ogóle mnie nie słucha, jakby nie była moja.  -! Wyciągnęła swoją różdżkę i położyła ja na biurku 

- No cóż, przyjrzę jej się,  ale niestety nie mam tersz zbyt dużo czasu.  Mogłabyś pójść z tym do Severusa, on się zna na tym jak nikt inny,  a ja muszę tersz wyjść.  Dlatego bardzo Cie przepraszam. Do zobaczenia Stello. 

- Dobranoc profesorze, Dziękuję bardzo.  

W świecie magii nie ma rzeczy niemożliwychOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz