Rozdział 7

54 6 5
                                    

Zemdlałam od razu. Co jak co, ale to już była przesada. Po zemdleniu odpłynęłam do krainy Morfeusza. Wtedy zdałam sobie sprawę, jak to dziwnie zabrzmiało. Śniło mi się, że razem z Kubą idziemy przez las. Nagle zobaczyłam smoka. Przestraszyłam się nie na żarty. Na smoku siedział jakiś chłopiec. Miał on może z jedenaście lat. Podczas gdy Kuba walczył ze smokiem, ten o to chłopiec podszedł do mnie i zapytał:
-Wiesz kim jestem, prawda? Jeśli nie, to wiedz tyle: jestem twoim największym źyciowym problemem o imieniu Nicolas. Na twoim miejscu bym uciekał, bo inaczej źle to się skończy. Bardzo źle.
W tym momencie przewróciłam się. Zerknęłam kątem oka na Kubę. Ten to zauważył. Zrozumiał, o co mi chodziło. Wyjął z plecaka zapasowy sztylet. Rzucił go w moim kierunku. Ja go złapałam. Po czym rzuciłam się z pazurami (i sztyletem) na Nicolasa. Miałam go już szczerze dosyć. Już mu prawie poderżnęłam gardło, gdy ten zablokował mój ruch. Wkurzyłam się. Nicolas odsunął się ode mnie i klasnął trzy razy. Smok odsunął się od Kuby i szedł w moim kierunku. Gdy smok zionął ogniem, ja spodziewałam się śmierci. Jednak nic mi się nie stało. To było dziwne. Kuba podbiegł od tyłu do mnie i szarpnął za rękę. Zaczęliśmy uciekać. Prawie wybiegliśmy z lasu. I wtedy Kubę przebiła strzała. Chciałam mu pomóc, ale on kazał mi uciekać. A gdy do niego podeszłam, ten wystawił swój miecz i powtórzył:
-Uciekaj, bo drugiej szansy nie będzie. No już, na co czekasz?
Po wypowiedzeniu tych słów gwizdnął, a obok mnie pojawiły się dwie dziewczyny. Jedna miała rude włosy, a druga miała czarne. Złapały mnie za ręce i zaniosły do najbliższego sierocińca. Jednak zanim to zrobiły, Kuba dał mi prezent. Był to naszyjnik. Łańcuszek ze złota zdobiło jasnoniebieskie koło, na którym była wyryta spirala. Kółko te było wykonane z jakiegoś kamienia szlachetnego, którego nie potrafiłam rozpoznać. Dziewczyny zaniosły mnie i zrobiły na moim czole znak za pomocą odrobiny wody. Była to ta sama spirala, która była na moim naszyjniku. Wtedy nie wiedziałam, dlaczego to była akurat spirala. Teraz już wiem. To był znak Morfeusza. Miałam przez niego pomyśleć, że to był tylko sen, który powinnam zapomnieć. Nieźle dochodzę do wniosków jak na siedmiolatkę, prawda?

Otworzyłam delikatnie oczy. Byłam w domku dla dzieci Morfeusza. Nie byłam tu sama. Wokół mnie zgromadziły się jakieś dzieci. Pokazywały sobie mnie palcem. Nawet nie zauważyli napisu na ścianie.
-Dzieci, dajcie mi przejść. No dalej, przepuśćcie mnie.- usłyszałam znajomy głos. Jeśli się nie mylę, to był Alexander. Przeciskał się on w moim kierunku. Po zapytaniu się mnie o powód mego zemdlenia, ja wskazałam na napis na ścianie. On zaniemówił. W tym momencie podeszła do mnie jakaś dziewczyna. Wyglądała ona identycznie jak ta ruda, co odprowadzała mnie do sierocińca. Bałam się jej tego powiedzieć, bo pewnie uznałaby mnie za chorą psychicznie. Pooprosiła ona Alexa, by ten z nią pogadał. Zaczęli rozmawiać, a do mnie docierały tylko urywki:
-Ona już jest chyba gotowa, by poznać prawdę.
-Masz ten naszyjnik przy sobie?
-Mam go przy sobie. Mam go jej dać?
-Tak, lepiej go jej daj.
Ruda podeszła do mnie i spytała:
-Kojarzysz mnie, Amelio? Jestem córką Apollina. Tą samą, co cię odprowadziła do sierocińca. Nazywam się Samantha. Mam tu twój wisiorek, który dał ci kiedyś Kuba. I, nie wiem, czy wiesz, ale ta krew na ścianie należy do niego.

PRZEPOWIEDNIAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz