7. Pozwól mi odejść.

120 12 2
                                    

- Clove, musisz się ogarnąć. I tak nikt ciebie nie potrzebuje. A Cato ? I tak o tobie zapomni. - te słowa w kółko krążyły po mojej głowie. 

Próbowałam się im jakoś sprzeciwić, niestety to było silniejsze ode mnie. Myśli tylko mnie dołowały. Miałam ochotę skoczyć z mostu. Dlaczego nie zrobiłam tego po śmierci mojej siostry. Przynajmniej nie było by problemu. Niestety Cato by na to nie pozwolił, tak samo jak wtedy. Zrezygnowana podniosłam się z łóżka. Promienie słońca całkowicie przedarły się przez ciemne zasłony, przez co w pokoju było jasno. Wolnym krokiem ruszyłam w stronę łazienki. Bez namysłu umyłam twarz i zęby, po czym zabrałam się za rozczesywanie swoich kruczoczarnych włosów. Po chwili byłam już uczesana w staranny kucyk, zresztą jak zawsze. Wyszłam z łazienki, kierując się od razu do ogromnej szafy. Ubrałam się w swój strój treningowy. Po raz pierwszy nie chciało mi się iść do akademii. Wolałabym zasnąć i już nigdy się nie obudzić. Ślimaczym tempem szłam w stronę kuchni. Czułam się jak balon, z którego ktoś wypompował całe powietrze. Jak zwykle dom był pusty, od kiedy nie było matki, prawie cały czas byłam sama w tym wielkim domu. Szybko zjadłam kawałek chleba, nawet nie miałam ochoty na jedzenie. Bez dłuższych namysłów wyszłam z domu, zamykając drzwi za sobą na klucz. W tym roku los wyjątkowo mi nie sprzyjał. Chyba po raz pierwszy czekałam na Cato. Zwykle to on czekał na mnie, jednak dzisiaj role się odwróciły. Usiadłam na schodach przed domem, patrząc tępo przed siebie. Czułam się rozdarta. Moje uczucia były po prostu nie do opisania. W zamyśleniu nawet nie zauważyłam, że blondyn zdążył już przyjść. Mówił coś do mnie, jednak nie usłyszałam nawet co. Dzisiejszego dnia nie było mnie stać na głupi uśmiech. Ruszyliśmy w stronę akademii w milczeniu. Byłam wściekła na Kapitol, ale też szczęśliwa, że mam przy sobie Catona. Jego obecność pomimo wszystko mnie cieszyła. Był zawsze kiedy go potrzebowałam i za to byłam mu najbardziej wdzięczna. Zawsze próbował mnie jakoś pocieszyć, pomagał w trudnych chwilach. Co było dziwne. Zwykle arogancki, bezlitosny morderca z Dwójki, przy mnie stawał się czułym i miłym chłopakiem. Nawet kiedy byłam dla niego wredna, on nie odpuszczał, dalej próbował pomóc. Nie raz oberwał ode mnie albo prawie dostał rzuconym nożem. Pomimo tego jaka byłam, on cały czas był przy mnie. Najgorsze było to, że musieliśmy się rozstać. Ja nie pozwolę zginąć jemu, a on mi.

- Cato. - wyszeptałam. - Mogę ciebie o coś zapytać ? - dodałam po chwili. 

Spojrzałam na niego. W jego niebieskich niczym ocean oczach pojawił się błysk. Poczułam ukłucie w sercu i motyle w brzuchu. Uwielbiałam kiedy tak na mnie patrzył, z taką ogromną czułością. 

- Jasne, pytaj. - blondyn posłał mi szeroki uśmiech.

- Jak ty radzisz sobie z tym wszystkim ? - zapytałam niepewnie.

- Chodzi ci o Igrzyska ? - spojrzał na mnie pytająco, na co ja tylko przytaknęłam. - Nie martwię się tym, bo wiem, że wrócisz cała i zdrowa. Nikomu nie pozwolę cię skrzywdzić. - odpowiedział, a uśmiech nie znikał z jego twarzy.

- Ja bez ciebie nie wracam. - przybrałam poważny ton głosu.

- Clove, Clove, Clove. - pokręcił głową. - Zrozum, ja nie pozwolę ci zginąć. - dodał po chwili. - Nie kłóć się ze mną, ja zdania nie zmienię. Wrócisz, a ja będę z tobą. Tylko, że tutaj. - podszedł bliżej mnie, a jego palce dotknęły miejsca, w którym znajduje się serce. 

Poczułam jak łza spłynęła po moim policzku. Chyba po raz pierwszy nie wiedziałam co powiedzieć. Wtuliłam się w jego ramiona, dając moim łzą popłynąć po policzkach. Nie obchodziło mnie to, że pokazuję swoją słabość. Przy nim nie musiałam udawać twardej. Po dłuższej chwili w końcu udało mi się cokolwiek z siebie wykrztusić. 

- Cato, ja też podjęłam decyzję. - wyszeptałam. - Jeśli ty zginiesz, to ja razem z tobą. - dodałam, ocierając łzy. 

Po jego minie widziałam, że nie jest zbytnio zadowolony. Mięliśmy podobne charaktery, więc obydwoje dobrze wiedzieliśmy, że żadne z nas nie odpuści. A jeśli coś postanowimy to tak będzie. Dalszą drogę przeszliśmy w ciszy. Kiedy w końcu doszliśmy na miejsce, zaczęliśmy swój trening. Było zwyczajnie, jak zawsze. Każdy robił swoje. Przynajmniej mogłam się wyżyć na tarczy. Prawdę mówiąc po tym było mi o wiele lepiej. Po treningu szybko wyszłam z sali. Wzięłam głęboki oddech, po czym podeszłam do Catona. 

- Dzisiaj wrócę sama. - powiedziałam, patrząc w jego niebieskie oczy.

- Jak chcesz. - odpowiedział, posyłając mi blady uśmiech.

Próbowałam odwdzięczyć się tym samym gestem, jednak chybnie nie za bardzo mi to wyszło. Przynajmniej spróbowałam. Ruszyłam wolnym krokiem w stronę domu. Tysiące myśli i pytań bez odpowiedzi plątało się po mojej głowie. Od dziecka marzyłam żeby wygrać Igrzyska. Po śmierci mojej siostry na arenie, to pragnienie zwycięstwa się nasiliło. Chciałam pomścić jej śmierć poprzez zwycięstwo. A teraz ? To wszystko odeszło, zniknęło. Czułam się jak w jakimś koszmarze, z którego nie mogę się obudzić. Niestety chociaż nie wiem jak bardzo bym chciała, to nie był to sen. Tylko moje cholerne życie. Całe życie miałam pod górkę, a teraz kiedy w końcu zaczynało być dobrze ktoś jak zwykle musiał to popsuć. Szkoda ojca, zostanie sam. No bo na to, że matka się w końcu ogarnie nie mogłam liczyć. Po wejściu do domu, niemalże od razu udałam się do swojego pokoju. Całym ciężarem ciała opadłam na łóżko. Głowa bolała mnie od tego natłoku myśli. Na samą myśl o tym, że te wszystkie rozpieszczone dzieci z Kapitolu już niedługo będą patrzeć jak ich rówieśnicy walczą na śmierć i życie. Jednak najgorsze było to, że dla nich to było zabawą. Niestety nam nie było do śmiechu. To było cholernie niesprawiedliwe. Dlaczego musieliśmy odpowiadać za błędy naszych przodków. Kiedyś myślałam, że walka na arenie, to dla mnie wszystko, że dzięki temu w końcu stanę się kimś ważnym, że będę mogła napawać się dumą. Teraz dopiero zobaczyłam jaka byłam głupia. 

Clove Zabójca Z DwójkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz