Rozdział 19: Złota dziewczyna.

6.2K 769 55
                                    

Szła jednym z korytarzy, ozdobionych wzorzystym chodnikiem. Półkoliste, duże okna zdawały się przygniecione ciężarem zasłon i kotar, od których w porannym słońcu odbijały się drobinki kurzu.

Było bardzo cicho i samotnie, jakby wymarł świat.

Uzdrowicielka niepewnym krokiem podeszła do jednych z białych drzwi i chwyciła za pozłacaną klamkę. Wstrzymała oddech, gdy rozległo się charakterystyczne kliknięcie ustępującego zamka.

Zajrzała do środka, spostrzegając typowo sypialniane umeblowanie: szafę, komodę, toaletkę, a także ogromne łoże z zaciągniętym baldachimem. Podłogę zdobił gruby dywan. Poza tym, wewnątrz panował dziwny zaduch i półmrok.

Arylise przekroczyła próg, zamykając za sobą cicho drzwi, jakby bała się obudzić jakieś duchy, po czym niepewnie zbliżyła się do łoża, odchylając baldachim.

Omal nie krzyknęła na widok bladej, chorobliwie chudej postaci leżącej pod cienką narzutą.

— Hattie. Ty na pewno jesteś Hattie — powiedziała dziewczyna z głębokim współczuciem.

Nie mogła uwierzyć, że ktokolwiek może wyglądać tak bezbronnie i mizernie, jak właśnie naczelnikowa córka.

Nawet Jaco na granicy śmierci nie był tak podobny do kostuchy, jak Hattie.

Arylise odważyła się zrobić jeszcze krok, aby chwycić wątłą i zimną dłoń dużo starszej od siebie dziewczyny, w zasadzie już kobiety, która ani drgnęła pod wpływem dotyku.

— Przepraszam, że cię to spotkało. Naprawdę przepraszam — wyszeptała, chociaż przykry los Hattie nie był jej winą. Patrząc na dziewczynę, Arylise tym bardziej odczuwała złość na Cavana i jego bandę.

Jak mogli zrobić coś takiego?

Zacisnęła mocniej dłoń Hattie i wniknęła uzdrowicielską mocą w głąb jej ciała, ale – ku rozczarowaniu i uldze – okazało się, że Hattie jest wewnątrz siebie całkowicie zdrowa.

To oznaczało jednak, że złamanie klątwy snu było poza zasięgiem możliwości Arylise. Ona przepędzała choroby ciała, a nie dziwne zaklęcia, jakie Mgielni nakładali na swoje ofiary.

— Niedługo cię uwolnię. Obiecuję. — Nachyliła się nad twarzą Hattie, tak by móc szepnąć i zarazem mieć pewność, że w razie czego córka naczelnika zdoła ją usłyszeć. O ile cokolwiek docierało teraz do jej świadomości.

Wypowiedziawszy obietnicę, Arylise jeszcze ciszej niż tu weszła, opuściła komnatę z poczuciem, że nigdy wcześniej nie widziała czegoś tak strasznego jak człowieka pogrążonego w wiecznym śnie i pozostawionego samotnie w ponurej sypialni.


***

Po zobaczeniu Hattie wróciła do Jaco, by – jak co dzień – sprawdzić jego stan i odpowiednio się nim zająć.

Dotknąwszy go w nadgarstku oraz na czole z radością wyczuwała, że jego zdrowie znacznie się polepsza, a skóra odzyskała naturalny kolory.

Wyciągnęła jedną z maści i delikatnie posmarowała nią suche usta chłopaka. Potem nalała wody do szklanki i podpierając go w karku, wlała trochę między wargi. Rozmasowała krtań i gdy upewniła się, że płyn spłynął do gardła, wyciągnęła rękę spod szyi nieprzytomnego.

Zastanawiała się, czy to byłaby odpowiednia sprawiedliwość, gdyby Jaco leżał w śpiączce tak długo, jak Hattie. Czy to byłaby wystarczająca kara dla Cavana?

Patrząc jednak na delikatną, niemal dziewczęcą twarz mgielnego doszła do wniosku, że nie potrafi utrzymać tych myśli przy sobie.

Chłopak nie był niczemu winien. Podobnie jak Lukey, Viga i Urys... starali się po prostu przeżyć. Stanowili osierocone dzieci, pozbawione wspomnień i zmuszone do służenia najpodlejszej osobie w czterech krainach: Levidzie.

𝐈𝐓𝐑𝐄𝐉𝐀 - Pieśń OgniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz