Rozdział 31: Chłopiec skazany na śmierć.

4.7K 626 40
                                    

Widział las i zmierzającą przez niego grupkę osób. Na oko w pięcioosobowym składzie. Wydawali się jacyś dziwni. Może to przez oblicza miejscami naznaczone bliznami po cięciach noża, może przez widok właśnie noży, które trzymali upięte przy boku oraz ich rękojeści wystające z cholew butów. W każdym razie patrzący na nich z boku Cavan czuł, że takich typków boją się ludzie późną nocą.

Dopiero po chwili uzmysłowił sobie, że jeden z mężczyzn, ten z grubym wąsem przysłaniającym mu górną wargę, oraz kędzierzawymi włosami, wystającymi spod kaptura, niesie w dłoniach biały tobołek.

Las wypełnił się dźwiękiem słabowitego kwilenia. To dziecko! Cavan rozwarł oczy, przerażony tym, co do niego dotarło: on jest tym dzieckiem!

Mężczyźni dotarli na skraj lasu, gdzie poszycie przecinała wstęga wzburzonej rzeki, rozbijającej się na wystających skałach. Gdzieś w oddali rozbrzmiał głos wilczego wycia.

— Poderżnijmy mu gardło — powiedział inny z mężczyzn, odznaczający się rudo-brązową szczeciną i niezbyt imponującym wzrokiem, którego brak nadrabiał masywną szerokością ramion.

— Ty to zrób. — Kolejny z czarnymi włosami wygolonymi po bokach, wręcza rudemu nóż w rękę.

— Dlaczego ja?

— Bo kurwa, to twój pomysł.

Rudy spojrzał z niesmakiem na nóż, a potem w stronę dziecka.

— A może by tak zostawić go na pożarcie wilków? — Myślał na głos.

— To już lepiej poderżnąć go! — Najmłodszy z kompanów wydawał się wystraszony i oszołomiony tym, co się dzieje. — Bycie zjedzonym żywcem? Najgorszemu wrogowi bym tego nie życzył!

— Przymknij się, Cyr! — Wąsaty posłał mu piorunujące spojrzenie. — Niech szybko urosną ci jaja, bo sam będziesz miał poderżnięte gardło, jak nie wykażesz się w gildii.

Młody natychmiast się wyprostował, jakby chciał dodać sobie powagi.

— Tak jest!

— To, co z nim zrobimy? — zapytał Rudy ze zniecierpliwieniem. — Zaraz będzie noc. Nie uśmiecha mi się leźć przez las po ciemku.

— A co, boisz się widmowych upiorzyc? — zarechotał Wąsaty. — Ciebie to i pies z kulawą nogą by nie chciał. Upiorzyce pewnie same by się przelękły na widok twojej parszywej gęby.

— I kto to mówi! — prychnął Rudy. — Facet, którego żona od trzech lat nie wróciła do domu!

— Jeszcze słowo, a... — Wąsaty zrobił agresywny krok w stronę kompana, ale wtedy dziecko w jego ramionach zaczęło głośno płakać, co wzbudziło w mężczyźnie irytacje.

— Utopmy go — zaproponował. — Niech zda się na łaskę losu. Może duchy rzek zechcą go oszczędzić. — Sam w to nie wierzył, co doskonale uwidaczniał wyrazem swej twarzy.

Ponieważ ze strony szajki nie padły żadne protesty, Wąsaty przykucnął, a następnie, tylko przez chwilę się wahając, wrzucił dziecko na wezbrane wody rzeki. Niemowlę zapłakało ze strachu, a potem jego krzyk został zduszony w odmętach.

Mężczyźni popatrzyli po sobie niepewnie, a następnie ruszyli drogą powrotną przez las.

W tym momencie obraz przed oczami Cavana przesunął się i teraz chłopak mógł dostrzec, jak na rzece zaczyna dziać się coś niezwykłego. Dziwny wir wodny zakołysał dzieckiem, a następnie przesunął nim lekko w bok, jak wiatr bawiący się listkiem drzewa.

Niemowlę zostało zniesione na brzeg, gdzie pojawiło się cielsko ogromnego, czarnego wilka, którego ślepia zaczynały się jarzyć w mroku zapadającej nosy.

𝐈𝐓𝐑𝐄𝐉𝐀 - Pieśń OgniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz