2.

971 89 13
                                    

Kiedy wyciągnął do mnie dłoń, nie byłam pewna tego co teraz robię. Nie powinnam mu ufać. Był mi kompletnie obcy. Nigdy nie ufaj obcym. Pierwsza i jedyna zasada której trzymałam się w życiu. Zbyt wiele osób mnie zraniło, bym mogła teraz komukolwiek nawet podać rękę. Jednak on był inny. Miał w sobie coś co do niego przyciągało. Ale pozory mogą mylić.

On też cię wykorzysta.

Miałam dosc tego dnia. Od dnia przeprowadzki Blurry nie odzywał się ani razu. Siedział cicho. Dopiero dzisiaj rano przed szkołą, przypomniało mu się o moim istnieniu. Jak zwykle musiał mi dogrysc. Powiedzieć mi jaka to ja jestem beznadziejna i ile osób chce mnie wykorzystać.

Szliśmy przez korytarz trzymając się za ręce. Przez załzawione oczy nie widziałam nic. Wszystko było zamazane. Patrzyłam na podłogę i na swoje nogi by się nie przewrócić. Ciągle myślałam o tym co się stało i co właśnie robię, wciąż karcąc się w myślach.

- Hej słyszysz mnie? - Tyler złapał mnie za drugą rękę wytrącajac mnie z transu - Nie martw się. Pomogę Ci. Wszystko będzie dobrze. - patrzył mi prosto w oczy. Poczułam wtedy jakieś dziwne ciepło. Nareszcie czułam się, jakby ktoś faktycznie się o mnie martwił. Nie. Przestań. On też ci coś zrobi. - Który plecak jest twój? - Nie potrafiąc wydusic żadnego słowa, wskazałam palcem swój plecak. Chłopak zarzucił go na swoje ramię.

- Daj mi to. Mogę sama to ponosić. Jeszcze nie jestem kaleką żeby trzeba było nosić za mnie plecak. - uniosłam głos. - Masz jeszcze swój plecak. Będzie ci ciężko... Tyler proszę.

- Ktoś inny weźmie mój plecak. Teraz muszę cię stąd jak najszybciej zabrać. Idź się przebrać. W stroju raczej nie pojedziesz. - jak kazal tak zrobilam. Weszlam do toalety i szybko sie przebralam w normalne ciuchy. Złapał mnie ponownie za rękę i poszliśmy w stronę wyjścia. Po wyjściu z budynku, szliśmy w zupełnie innym kierunku. Szliśmy na tyły szkoły.

- Gdzie idziemy? - zapytałam zaniepokojona.

- Nie bój się. Idziemy na parking. Mam tam samochód. - pewnie wyczuł strach w moim głosie. Doszliśmy do jego samochodu. Duży, czarny, Land Rover. Samochód moich marzeń. Brazowooki wrzucił mój plecak na tylnie siedzenia i otworzył mi przednie drzwi. Zajęłam swoje miejsce, a po chwili do samochodu wsiadł też Tyler. - Jedziemy do mnie czy do Ciebie? - Słyszałam w jego głosie zmartwienie i niepewność. Biedny chciał mi pomóc nie wiedząc jak.

- Jak najdalej stąd. - odpowiedziałam bawiąc się palcami i nie unosząc wzroku nawet na sekundę.

- Możemy jechać do mnie?

- Tak... możemy.

Jechaliśmy już 10 minut. Cały czas mu się przyglądałam. Był taki spokojny i skupiony na drodze, jednak gdzieś głębiej można było się doszukać strachu. Było widać że coś go męczy.

- Ja widzę. - uśmiechnął się pod nosem nie odrywajac wzroku od ulicy.

- Ale co takiego?

- Ciagle mi się przeglądasz. - zarumienilam się. Było mi głupio.

- Myślałam że nie widzisz jak się na ciebie patrzę. Przepraszam. - odwróciłam wzrok w przeciwna stronę. Zatrzymaliśmy się na światłach.

- Nie musisz przepraszać. Jesteś urocza, wiesz? - teraz to on mi się przyglądał. Czułam jak robię się czerwona. Jeszcze nigdy nikt mi czegoś takiego nie powiedział.

- Mówisz to każdej dziewczynie? - próbowałam obrócić to w żart. Na szczęście mi się udało.

- Chłopakom też. - zaśmiał się. Miał taki uroczy uśmiech. - Jesteśmy. - zaparkowal przed niewielkim domkiem i zgasil silnik. Wysiadł pierwszy, a następnie obszedł samochód i otworzył moje drzwi. Zabrał mój plecak i poszliśmy w stronę drzwi. - Spokojnie. Rodziców nie ma w domu. Nikt nie zobaczy cie w tym stanie.

Stay Alive | TYLER JOSEPHOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz