8.

533 57 3
                                    

Wróciłam do domu około 3 w nocy. Tyler i jego rodzice nalegali bym została, jednak nie chciałam im się narzucać. Zauważyłam walizki przy drzwiach, więc pewnie tata już jest. Światła wszędzie były pogaszone, a dookoła panowała cisza. Musiał położyć się spać. Nie zdejmując kurtki ani butów poszłam do swojego pokoju, a w nim zastałam tatę. Siedział na łóżku i przeglądał jakąś książkę. Gdy tylko mnie zauważył, oderwał wzrok od kartek. Trzasnął okładką i wstał napięcie.

- Co to ma znaczyć!? - stanął przede mną trzymajac w ręce i pokazując mi mój dziennik. Czułam jak do oczu napływają mi łzy. Nogi zaczęly mi cierpnąć. Oto jak w jednym momencie traci się swoje życie.

- Skąd to masz? - spytałam przerażona. Czułam jak z każdym słowem łamie mi się głos. Jedyne czego teraz chciałam to po prostu zniknąć. Zapaść się pod ziemię.

- Zapytałem pierwszy. Gdy wróciłem do domu chciałem się przywitać. Więc zacząłem cie szukać. Wszedłem do pokoju, a to akurat leżało na łóżku i z ciekawości zajrzałem. - patrzył się na mnie tak jakbym była jakimś dziwactwem. Wyrwalam mu z ręki dziennik i pobieglam do łazienki, zakluczajac się w niej. Wyjelam z kurtki zapałki, które zawsze były mi potrzebne gdy chodziłam na grób matki by odpalić znicz. Odpaliłam jedną i zaczęłam podpalać dziennik. Gdy byłam pewna ze ogień się utrzyma, wrzuciłam go jak najdalej od siebie. Oparłam się plecami o białe drewniane drzwi i osunelam się na ziemię. Ciagle czulam i słyszałam jak w drzwi uderza moj tata i krzyczy żebym je otworzyła i go wpuscila. Nie miałam zamiaru tego robić teraz, ani nigdy więcej. Z kieszeni spodni wyciągnęłam małą kopertę. Czułam jak po poliku ciągle spływają mi łzy. Podkurczylam nogi i podwinelam nieco rękaw od kurtki i bluzy. Otworzyłam małą kopertkę i wyciągnęłam z niej zyletke. Przyłożyłam ją delikatnie do skóry i spojrzałam zpowrotem na dziennik. Przymknelam powieki, by móc ostatni raz go zauważyć. Zauważyć osobę która w tak krótkim czasie, uszczesliwiala mnie i sprawiała że czułam się bezpieczna. Kochana przez kogoś. Otworzyłam oczy i przycisnelam zyletke najmocniej jak moglam ciągnąć ją w dół. Nie czułam nic. Bólu, ulgi, szczęścia, smutku. Nic.

- Masz to czego chciałeś. Masz ten swój koniec. - wyszeptalam patrząc na palący się dziennik i stojący nad nim wytwór mojej wyobraźni. Zawinelam rękaw chowając świeżą ranę pod grubą warstwą materiału i oparłam głowę o kolana. Zaczęłam nucić pod nosem. - I can feel your breath. I can feel my death. - czułam jak po policzku zaczynają mi spływać łzy. Jedna, a po chwili druga. I kolejne. Czułam jak robię się coraz słabsza. Tracilam powoli świadomość. Rozejrzałam się dookoła. Wszystko było zamazane. Oparłam głowę o drzwi. Nie przestawalam śpiewać. - I know where you stand... Silent... in the trees. - zaczynalam powoli krztusic się dymem. Wstałam by otworzyć małe okienko jednak po pierwszym kroku upadłam na ziemię, uderzając o umywalkę i rozcinajac sobie łuk brwiowy. Leżałam na zimnych kafelkach czując przeszywajacy ból w klatce piersiowej i w lewej ręce. Ostatnie co pamiętam to trzask wylamywanych drzwi i niezrozumialy krzyk taty.

***

Niechętnie otworzyłam oczy. Mogłam je otworzyć. Co oznaczało że ciągle żyłam. Chciałam płakać jak małe dziecko. Zacząć krzyczeć. Pozabijać wszystkich którzy sprawili że leżę tutaj. W białym łóżku, a nie jakiejś trumnie. Wszystko dookoła było białe. Leżałam na sali gdzie było tylko jedno łóżko. Byłam sama. Spojrzalam na sciane na ktorej znajdował się zegar. Była 9.30. Zapomniałam o tym że z Tyler'em umówiłam się na 10 u mnie. Nad moją głową znajdowało się urządzenie które pokazywała pracę mojego serca i inne rzeczy, których nie potrzebowałam jak na chwilę obecną i przyszłą. Po prawej stronie do ręki miałam przyczepiona kroplówkę i krew. Na twarzy miałam maseczkę tlenową, którą od razu zdjelam. Czyli jednak zostałam w prawdziwym życiu. Spojrzałam na swoją lewą rękę. Od łokcia w dół bandaż. Rozglądalam się po sali przez jeszcze dłuższy czas gdy nagle do sali weszła niska ruda pielęgniarka. Nie odezwała się słowem.

- Mogę iść do toalety? - zapytałam pretensjonalnie, na co ona tylko posłała na mnie spojrzenie które mówiło samo za siebie ze jest poitytowana. - Ja tylko zapytałam a pani wygląda jakbym conajmniej prosiła panią o historie pani życia. - odwróciłam wzrok w drugą stronę.

- Muszę zapytać lekarza, który sprawuje nad panią opiekę. Ja jestem tu tylko po to by spisać parametry życiowe. Po nic więcej. - odwróciła się i wyszła z pokoju. Leżałam tak sama przez jeszcze ok 15. Przymknelam oczy i zaczęłam nucić sobie tekst ten sam co wcześniej. Machalam głową w lewo i prawo. Nie wiedziałam dlaczego, ale na mojej twarzy pojawił się niekontrolowany uśmiech.

- Widzę że mamy tutaj bardzo utalentowaną pacjentke. - do sali wszedł wysoki młody mężczyzna. W przeciwieństwie do poprzedniczki był uśmiechnięty. - Jak się czujemy?

- A jak Pan by się czuł, gdyby ktoś kto nie powinien, dowiedział się o Pana największym sekrecie? Nie wydaje mi się żeby wtedy byłby Pan taki wesoły. - odpowiedziałam złośliwie, na co on tylko westchnął. Nie potrzebowałam niczyjej pomocy w tym szpitalu. Ani nigdzie indziej. - Kiedy będę mogła stąd wyjść?

- Kiedy parametry będą w normie. Czyli za około dwa lub trzy dni. Ma Pani gościa. Czeka na korytarzu. Wpuścić go? Mówi że jest pani chłopakiem.

- T-tak. Niech wejdzie. - lekarz wyszedł z sali i tylko słyszałam jak wola kogoś na korytarzu. Po kilku sekundach zza drzwi wyłonił się Tyler. Płakał. Miał zaczerwienione oczy i wory pod nimi. Usiedl na krześle obok łóżka i złapał mnie za rękę.

- Dlaczego to zrobiłaś? - przerwał ciszę. Patrzył się na mnie ze smutkiem.

- On o wszystkim wie. - mówiłam patrząc przed siebie. Nie chciałam nawiązywać kontaktu wzrokowego z Tyler'em.

- Poradzimy sobie. Pomogę Ci. - obrócił moją twarz w swoją stronę. Teraz mogłam dokładnie widzieć jego oczy. Tak bardzo zmęczone i smutne.

- Nie. Ty nic nie rozumiesz. Mi nikt nie pomoże. To czego nie powinnam robić... on zrobi. - mimo powtórnego bólu usiadłam na łóżku zaciskajac mocniej dłoń Tyler'a - A wszystko to co będę chciała ocalić i zostawić przy sobie, on to po prostu zabije. Zabije tak jak teraz zabija mnie. Jest jak nowotwór rozumiesz? Prędzej czy później cie zabije. A on jest moją podświadomością. Będzie kazał mi to robić. Poddawać się, kłamać, oszukiwac wszystkich. On chce mojego końca i prędzej czy później go dostanie. A ja... się poddam.

Stay Alive | TYLER JOSEPHOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz