Była środa. Moje urodziny. Na szczęście nikt o nich nie wie, a nawet jeżeli to pewnie nie pamięta. Siedziałam na łóżku szpitalnym czekając na lekarzy, którzy mieli mi powiedzieć czy mogę już wyjść. W przeciwieństwie do mojego ojca, Tyler odwiedzał mnie codziennie. Przynosił mi kwiaty, starał się pocieszać. Na moment zapomniałam o tym wszystkim, ale po chwili wszystko wracalo na nowo. Blurry nie odzywał się ani razu, od jego wizyty w lesie. Tylko się pokazywał, ale zazwyczaj wtedy odwracalam wzrok i zaczynalam śpiewać. Jedna z lekarek przyznała mi wczoraj ze razem z innymi podsluchiwala jak śpiewam i przyznała że mam do tego talent. Nie specjalnie mnie to obchodziło. Śpiewałam bo sprawiało mi to radość i tylko wtedy on znikał. Moja podświadomość która odwiedzała mnie w prawdziwym życiu. Tyler powiedział mi że rozmawiał z lekarzem i według nich muszę iść do psychologa. Według nich mam jakiś problem, a oni mi pomogą. Ciekawe jak.
- Panno Black. Mam dla pani dobre i złe wieści. - do sali wszedł wysoki mężczyzna, który sprawował nade mną opiekę w szpitalu. -Dobra to taka że może pani już wyjść, a zła to taka że pani ojciec nie odbiera i będzie musiała pani wrócić sama. W końcu jesteś już pełnoletnia. - posłał mi sztuczny uśmiech. Mi za to nie uśmiechało się ani trochę by wracać do domu i wysłuchiwac kazań ojca. - Zaraz pielęgniarka przyniesie ciuchy. - wyszedł z sali, a ja zaczęłam parkować swoje rzeczy do plecaka który wczoraj przyniósł mi Tyler. Poszłam do toalety przebrać się w ciuchy. Było to to samo w czym przyjechałam. Bluzę i kurtkę schowałam. Były całe we krwi. Nie nadawały się do niczego innego niż wyrzucenia. Zarzucilam plecak na ramię i wzięłam do ręki bukiet kwiatów, które dostawałam codziennie od mojego Tyler'a. On nic nie wiedział że mam dzisiaj wyjść. Chciałam zrobić mu niespodziankę i po lekcjach czekać na niego w domu. Wymeldowalam się i odebrałam papiery w recepcji. Zamówiłam taxi i szybko wróciłam do domu. Stałam przed wielkimi drzwiami wejściowymi, zastanawiając się co może się stać gdy przekrocze ich próg. Jakich słów mogę się spodziewać. Niepewnie chwyciłam za klamkę i pociągnęłam ją w dół. Pchnelam drzwi i weszłam do środka. Widziałam tatę siedzącego w salonie i oglądającego telewizję. Nie odezwał się słowem. Poszłam w stronę swojego pokoju, wciąż licząc na chociażby na zwykłe "Hej" z jego strony. Nie doczekałam się. Zatrzasnelam za sobą drzwi. I rzuciłam wszystko na łóżko, a kwiaty odłożyłam na biurko. Zaczęłam przeglądać w szafach, czy przypadkiem ojciec czegos nie szukał i nie grzebal. Wszystko było na swoim miejscu. Tak jak zestawione tak było. Usłyszałam za sobą dźwięk otwieranych drzwi. Odwróciłam się gwałtownie i zauważyłam tatę. Nie dało się wyczytać z jego twarzy żadnych emocji. Był zupełnie jak człowiek pozbawiony duszy.
- Spokojnie. Niczego nie ruszyłem. - usiadł na łóżku zatrzymując wzrok na podłodze. - Możemy porozmawiać? - usiadłam obok niego na łóżku i mruknelam odpowiadając twierdząco na jego pytanie. W rzeczywistości nie miałam najmniejszej ochoty na rozmowę z nim. Za to co mi zrobił, powinnam już nigdy na niego nie spojrzeć. A on tak po prostu chce ze mną teraz rozmawiać. - Możesz mi powiedzieć o co chodziło z tą... książką czy co to tam było. To co spaliłas w łazience. - Spojrzał na mnie z przejęciem w oczach. Nigdy go takiego nie widziałam. Wydawał mi się dziwny. Nie odezwałam się ani słowem. Nie mogę mu o tym opowiadać. - Twoja matka też się z tym męczyła. - przerwał niespodziewanie ciszę. Spojrzałam na niego zdziwiona o czym mówi.
- Z czym się meczyla? Z mężem który grzebal w cudzych rzeczach, czy może też była jakaś chora psychicznie? - zapytałam pretensjonalnie.
- Miesiąc przez śmiercią, opowiadała mi że zaczęła słyszeć jakieś dziwne głosy. Mówiła mi to były tylko takie niewyraźne szepty. Nic nie rozumiała. Na początku pomyślałem że sobie żartuje, aż do dnia gdy przyszedłem do domu a ona stała w kuchni i krzyczała cos w stronę ściany. Było to tak dawno że nie pamiętam co. Wtedy powiedziała mi że od tygodnia widzi jakieś postacie. Jakby duchy. Dzień po tym zdarzeniu, umarła w wypadku. Potem dowiedziałem się że była chora psychicznie i wszystko ukrywała. Prosiła mnie wtedy żebym cie pilnował. I nigdy nie pozwolił ci mieć takiego samego problemu. Prosiła bym ci pomagał i był z tobą zawsze i wszędzie.
- I myślisz że tak w to uwierzę? - wstałam z łóżka i odwróciłam się w jego stronę. Ciężko było mi wierzyć mu w jakiekolwiek słowo. - Miałeś mi pomagać i być ze mną zawsze i wszędzie, a od kilku lat zostaje w domu kompletnie sama na całe dni i noce. - zaczelam krzyczec w jego strone. - Nie raz wyjeżdżasz bez słowa. Zamartwialam się całymi dniami gdzie jesteś. A ty tak nagle wracałeś wesoły i mówiłeś że wyjechałes w sprawach biznesowych. Ja miałam problemy. Ile razu próbowałam się zabić a ty to traktowałes jako okres dojrzewania i buntu. Nie radzę sobie psychicznie od jakiegoś czasu, ale nie wmowisz mi że jestem chora. Jestem taka jak każdy, ale z dodatkową duszą. Z dodatkową ilością problemów. A on będzie ze mną już na zawsze. - dotknelam palcem swojej skroni. - Rozumiesz? A ja z nim wygram. I pokaże mamie ze jestem silna. - w tym momencie uświadomiłam sobie ze musze walczyć. Przez cały czas upadalam. Zaczynalam się powoli poddawać, nie myśląc o swojej mamie, która zrobiłaby dla mnie wszystko. Ona by walczyła, a ja wolałam się po prostu poddać. Będę walczyć. Dla mamy. I dla Tyler'a. Będę ignorować Blurr'ego. Jego głos. Wizyty. I wygram te wojnę prędzej czy później.
Zostałam w pokoju sama. Zabrałam z szafy nowe ciuchy i poszłam wziąć kąpiel. Po moim małym pożarze nie było śladu. Gdy skończyłam wróciłam do pokoju i zaczęłam myśleć nad niespodzianką dla Tyler'a. Chciałam zrobić dla niego coś specjalnego. Po dłuższej chwili wciąż zostawałam bez pomysłu. Coś się wymyśli w drodze. Wstałam z łóżka i wyciągnęłam z szafy czarną bluzę z zamkiem. Musiałam czymś zakryć ranę, a bransoletki były najgorszym możliwym wyjściem. Założyłam ją i trampki, schowałam do kieszeni telefon i bez slowa wyszłam w stronę domu Tyler'a. Wysłałam tylko tacie wiadomość że będę u niego, jednak on nie wiedział ani kim jest Tyler ani gdzie mieszka. Jakby mu to było potrzebne. Godzinę temu skończyły się lekcje. Powinien już być w domu. Stanęłam przed białymi drzwiami i zadzwoniłam dzwonkiem. Gdy tylko zza drzwi uchylił się Tyler, rzuciłam mu się na szyję i zamknęłam w uścisku. Zacisnelam pięści na jego koszulce i poczułam spływające po moim policzku łzy.
- Niespodzianka kochanie... - wyszeptalam mu cicho do ucha. Po chwili złączyl nasze usta w pocałunek. - Nawet nie wiesz jak tęsknilam. - patrzyłam mu prosto w oczy. Cmoknęłam go ostatni raz i weszłam do środka. Poszliśmy razem do jego pokoju.
- Rodzice w pracy do wieczora. - usiadł na łóżku. - Coś się stało? Długo cie nie widziałem takiej szczęśliwej. - uśmiechał się uroczo i złapał mnie za rękę, a ja usiadłam na jego kolanach okrakiem.
- Pomyślałam sobie że...
- Że... ? - Było widać w jego oczach zaciekawienie, a uśmiech nie schodził mu z ust na sekundę.
- Że może się tak szybko nie zabije i zostanę z tobą na trochę dłużej. A to dłużej to będzie tak może... na zawsze? Będziemy walczyć. I wygramy to. Obiecuję. - widziałam jak chciał coś powiedzieć jednak ja szybko mu przeszkodziłam. - A ja chciałam zrobić Ci niespodziankę i w sumie nic nie wymyśliłam. Więc dzisiaj musisz coś sam wymyślić. - dzgnelam go palcem w żebra.
- Mamy dużo czasu. Wybieraj.
- Dzisiaj ty wybierasz. Co chcesz?
- Chcę ciebie. - pocałował mnie.
- Masz słaby gust. - podciągnął moją koszulkę szybko ją zdejmując. Zmieniliśmy się miejscami i teraz ja leżałam pod brunetem. Zaplotlam palce w jego włosy. - Chcesz się kochać? - zapytałam gdy poczułam że robi cie coraz bardziej nachalny.
- W sensie uprawiać seks?
- Tak.
- Tak. - wrócił do całowania.
- A gumki masz? - przerwałam.
- Tylko Orbit. - zaśmiał się.
CZYTASZ
Stay Alive | TYLER JOSEPH
Fanfiction17 letnia Juliet zaczyna życie w nowej szkole. Od samego początku napotykają ja problemy. Czy nowo poznanym chłopak pomoże jej owolnic się od problemów, myśli samobójczych i drugiej duszy zwanej Blurry'm?