16. Trucizna słodkiego snu

2K 174 19
                                    

Hogwart nie był już taki jak kiedyś. Przywodzące na myśl dom ciepło zamku zostało zastąpione przez niepokój, nerwowe szepty i ukradkowe, podejrzliwe sporzenia. Dumbledora ciągle nie było, a jak zauważyłam później – znikał z nim również Harry. Ron długo dochodził do siebie po otruciu, jednak niańczony przez nadopiekuńczą Lavender, która drżała o jego życie, w końcu doszedł do siebie. Dalej nie było wiadomo dlaczego tamta trucizna znalazła się w miodzie pitnym prof. Slughorna, którym poczęstował Rona.

Malfoy...

Cóż, wpadłam na niego kilka razy odkąd wyrzucił mnie z Pokoju Życzeń, nie życząc sobie tam mej obecności. Bledszy niż zwykle, nawet nie obrzucał mnie pogardliwymi spojrzeniami jak to wcześniej miał w zwyczaju i co dziwne- trzymał się sam.

W zasadzie nie miałam co robić przed eliksirami, więc z cynowym kociołkiem w ręku ruszyłam w kierunku Lochów z zamiarem przejrzenia kilku stron podręcznika. Przez nocne eskapady do Pokoju Życzeń trochę zaniedbałam naukę. Lochy... Tam musiało być spokojnie, bo któż siedziałby w zimnych i ciemnych podziemiach godzinę przed lekcjami?

-Spadaj stąd! Nie widzisz, że nie mam czasu?! –usłyszałam przytłumiony, zdenerwowany męski głos. Znałam go. Odruchowo przylgnęłam do najbliższej zbroi i schowałam się za nią.

-Dlaczego nie pozwalasz sobie pomóc?! – drugi głos, dziewczęcy, wydawał się płaczący. Również wiedziałam do kogo należy. Chwilę później na korytarzu pojawili się Parkinson i Malfoy.

-Nie potrzebuję Twojej pomocy! –odburknął przez zaciśnięte zęby.

-Draco, Ty się boisz...- zawyła Pansy, łapiąc go za lewe przedramię. Odskoczył z głośnym syknięciem.

-CO robisz idiotko?!

-Ja... przepraszam... ja zapominałam... ja...- podbródek Parkinson trząsł się spazmatycznie. Zrobiła kilka kroków w stronę Dracona, po czym chciała go przytulić. Odepchnął ją jednak, delikatnie ale stanowczo.

-Draco...- wyszeptała, a ja byłam pewna, że z trudem powstrzymywała płacz. -Przecież wiesz, że sam nie dasz rady tego dokończyć! Snape mówi, że to był zły pomysł, żeby prosić o pomoc Granger. Pewnie już pobiegła do Pottera i teraz siedzą i planują jak...

-Nie zrobiła tego- powiedział dobitnie Draco, przenosząc wzrok na twarz Pansy, która stała do mnie tyłem. Wstrzymałam oddech, trochę dlatego że ... Czy on we mnie wierzył? A trochę dlatego, że mógł mnie w każdej chwili dostrzec... Przecież stał naprzeciwko. Jego oczy... Podkrążone mocnymi cieniami, jakby nie spał od kilku nocy, nie mogły dostrzec mojej osoby w ciemności za zbroją...

-Skąd masz tą pewność?!

-Po prostu mam.

-No proszę. Draco Malfoy ufa Granger. Jakie to melodramatyczne – zakpiła Parkinson. Nie widziałam jej twarzy, ale sposób w jaki poruszyła głową i ton jej głosu mówił mi o tym, jak bardzo nie podobała jej się ta myśl i jak intensywny musiał być grymas zdobiący jej lico.

-Odpuść sobie, Pansy- westchnął Draco, ruszając przed siebie. Najwyraźniej miał zamiar w końcu zgubić natrętną Ślizgonkę.

-Pewnie, idź do GRANGER! – krzyknęła, zaciskając bezsilnie pięści.

Wystarczyło jedno spojrzenie Dracona przez ramię i po policzkach Parkinson popłynęły łzy.

-Ona mnie nienawidzi- powiedział sucho, po czym odwrócił się i po prostu odszedł. Parkinson stała tam jeszcze chwilę, wpatrując się w oddalającą się postać, a później uczyniła to samo- po prostu odeszła.

Prośba o samotność - DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz