Odkąd obudziłam się z tego przedziwnego snu byłam kompletnie rozbita. Dobijał mnie mój własnych humor oraz huk Wielkiej Sali, w której właśnie jedliśmy obiad. Ron i Harry nie pomagali mi w skupieniu się. Rudzielec był tak niesamowicie podniecony moją zmianą, że aż poczerwieniał z emocji.
-I mówię ci Harry- relacjonował zajście, którego Potter nie widział. - Jak jej przywaliła, to Parkinson długo nie mogła się pozbierać. Siedziała zamroczona na podłodze z miną pobitego mopsa. A jakbyś zobaczył minę Malfoya! Hahaha, dla takich chwil warto żyć. Piątka, Miona!
-Jego mina była identyczna jak twoja- odparłam znudzonym tonem, ignorując jego wyciągniętą "do piątki", piegowatą dłoń. Sięgnęłam po jeszcze jedną porcję sałatki z dynią.
Na ustach Harrego zamajaczył uśmiech, a ja zawzięcie unikałam jego spojrzenia bo wiedziałam co w nim znajdę. Troskę i nieme pytanie.
-Tak na nią naskoczyła! No, no! Hermiona, jak się złościsz to jesteś taka seksowna!- wykrzyknął Ron powodując tym samym, że oplułam go sokiem który właśnie popijałam.
-Ron, zlituj się!
-Co ci się dzisiaj stało? Na śniadaniu byłaś normalna!
-A teraz niby jaka jestem?- zapytałam, świdrując go wzrokiem. Aż tak było widać, że zwariowałam?
-Taka... inna. Poza tym... zawsze gadałaś, że gardzisz przemocą. Jak widać ludzie się zmieniają, w twoim przypadku to chyba na dobre - powiedział zadowolony Ron. Wiedział, że dolewa oliwy do ognia, ale dla niego dobry Ślizgon to martwy Ślizgon. To samo odnosiło się do pobitego, upokorzonego, leżącego i zdychającego w męczarniach Ślizgona. Tego właśnie Ron życzył mieszkańcom domu węża. Nie bez powodu oczywiście, jak sam tłumaczył.
-No co ty nie powiesz?- odparłam rozbawiona, unosząc brwi.
-Może masz nam coś do powiedzenia?- zapytał poważnie Harry i obaj wlepili we mnie wzrok mówiący: "I tak nic przed nami nie ukryjesz". Czułam się jak pod ostrzałem. Było tak, pomyślałam, zdenerwowałam się i...już dawno miałam ochotę przywalić Parkinson! Tak się na nim wieszała, na Draco....
-Ja żesz pierdolę!- warknęłam wściekle, a moja dłoń od razu powędrowała do otwartych ust. ŻE CO JA WŁAŚNIE POMYŚLAŁAM ?Kilka głów odwróciło się natychmiast, a Harremu wypadł z rąk kubek. Gdy dotarło do mnie czemu wyładowałam się na Parkinson, załamałam się zupełnie. Zaraz, zaraz. Czy ja użyłam w myślach imienia Malfoya? Było ze mną źle. Zerwałam się na równe nogi.
-Ty klniesz, Hermiona! Co się z tobą dzieje? Gdzie idziesz? Miona!- usłyszałam za sobą krzyk Rona. Puściłam się biegiem, by jak najszybciej wyjść. Musiałam się znaleźć daleko od nich. Daleko od tych wszystkich oczu. Daleko od niebieskich oczu Malfoya, które właśnie obserwowały moje poczynania. I tak byłam dzisiaj tematem numer jeden. Jestem pewna, że Parkinson już knuła krwawą zemstę. Oczywiście na miarę jej intelektualnych możliwości, ale w pokłady wrodzonej w nią złośliwości nie wątpiłam.Błonia szkolne były idealnym miejscem na przemyślenia, ale pobiegłam prosto do wieży Ravenclawu. LUNA. Musiałam znaleźć LUNĘ. Uczniowie, którzy schodzili z wieży na popołudniowe zajęcia, przyglądali mi się z zaciekawieniem gdy uparcie brnęłam w drugą stronę, pod prąd.
-Ej, Hermiona- usłyszałam głos Nadine, znajomej Krukonki.- Gratulacje, pięknie przywaliłaś Parkinson.
Uśmiechnęłam się sztucznie, mimo że bardzo lubiłam Nadine. Powodów było wiele, szalenie inteligentne było niej dziewcze... no i pięknie rozprawiła się z Malfoyem, który nie radził sobie ze słowami „wierność w związku". Wcześniej nie rozumiałam jak mógł się podobać takiej fajnej dziewczynie, ale teraz... teraz... CHOLERA.
-Jest Luna?- zapytałam cicho, starając się ukryć zmartwienie.
-Pomyluna? – zdziwienie blondynki było słychać w jej głosie. Bo przecież nie zadawałam się z Luną.- Miona, co się stało?
-Po prostu ją zawołaj.
CZYTASZ
Prośba o samotność - Dramione
FanfictionDRAMIONE ALERT! To nie kolejna cukierkowa historia o miłości. Czy miałeś kiedyś tak realistyczny sen, że po obudzeniu jeszcze długo nie wiedziałeś co jest prawdziwe? Atmosfera w świecie magii staje się niesamowicie napięta. Voldemort werbuje w sw...