Rozdział 10

633 50 1
                                    

Perspektywa Violet

Byłam w pracy, gdy zadzwonił mój telefon.
- Hej skarbie. - usłyszałam głos Michaela.
- Hej. Coś się stało, że dzwonisz?
- Powiedz mi, czy podjęłaś już decyzję.
Westchnęłam.
- Tak. Wchodzę w to.
- To świetnie. Posłuchaj, mam dla ciebie zadanie.
- Jakie? - zapytałam z ciekawością.
- Wieczorem Marshall i Dave zajmą się porwaniem przyjaciółki Karoliny. Mam zamiar porządnie zagrać jej na nerwach. Carmen podjedzie po ciebie rano i spotkamy się na parkingu na obrzeżach miasta. Czekaj na dalsze instrukcje.
- Dobrze. To wszystko?
- Tak, do zobaczenia.
- Na razie. - odparłam i odłożyłam telefon.

Perspektywa Karoliny

- Jak to?! – zapytałam.
- Zadzwoniłem do niej dziś rano, bo mieliśmy się spotkać. Nie odbierała, więc pojechałem do jej domu. - opowiadał Stiles drżącym głosem. - Zastałem tylko jej mamę, która powiedziała, że wyszła wczoraj wieczorem i nie wróciła.
- To sprawka Michaela... - wyszeptałam. - Posłuchaj, przyjedź tutaj i zastanowimy się co robić.
- Dobrze, już jadę. Do zobaczenia.
- Pa. - odpowiedziałam i rozłączyłam się.
Derek spojrzał na mnie pytająco.
- Oliwia zniknęła. - wyjaśniłam. - Myślę, że to Michael ją porwał. Musimy ją odzyskać. Zaraz będzie tu Stiles.
W tym momencie chłopak wszedł do domu.
- Mam pomysł. - oznajmiłam.
Oboje popatrzyli na mnie wyczekująco.
- Zadzwonię do Violet. Ona zna Michaela, więc może będzie coś wiedziała.
- Proszę, pomóż mi ją odnaleźć. – rzekł Stiles.

- Halo? - usłyszałam głos w słuchawce. Nie należał on jednak do Violet.
- Nie jesteś Violet. - powiedziałam. - Gdzie ona jest?
- Jestem Dave. Violet w tym momencie nie może rozmawiać. Jest bardzo zajęta.
- Wobec tego mógłbyś jej przekazać, żeby przyjechała tu jak najszybciej?
- Jasne, ale nie za darmo.
- Co mam zrobić? - zapytałam zrezygnowana.
- Przyjedź wraz z tym swoim Anwarem na parking na obrzeżach miasta. Myślę, że jakoś się dogadamy.
- Macie Oliwię. - stwierdziłam.
- Może. Do zobaczenia. - rzekł Dave i rozłączył się.
- I co? - zapytał gorączkowo Stiles.
- Mają Oliwię i Violet. - wyjaśniłam. - Muszę jechać tam z Anwarem.
- Tam czyli gdzie? - dopytywał.
- Na jakiś opuszczony parking na obrzeżach.
- Zawiozę was. - zaofiarował się Derek.
- Wiem, że nie chcesz mnie opuszczać nawet na moment, ale muszę to zrobić sama. - uśmiechnęłam się smutno.
- Dasz sobie radę? - zapytał.
- Jasne. - odparłam i wyszłam.
Zadzwoniłam do Anwara, wytłumaczyłam mu wszystko i oznajmiłam, że po niego jadę. Gdy dotarłam na miejsce, już czekał.
- Wyciągnij ze schowka mapę. - poprosiłam. - Będziesz mi mówił, w którym kierunku mam jechać.
Dojechaliśmy na parking i wysiedliśmy z samochodu.
- Proszę, proszę, zobaczcie kto się zjawił. - usłyszałam za sobą głos należący do Michaela.
Odwróciłam się. Ujrzałam całe stado: jego, dwóch chłopaków, jeden z nich to zapewne Dave, dziewczynę, pewnie Carmen i Violet, która trzymała za ramię Oliwię.
- Puść ją! - zawołałam. Od zadrapania można się zmienić, a Violet wbijała jej pazury w skórę.
- Spokojnie. - powiedział Michael. - Może się zmieni, a może nie. To już nie nasz problem. Violet, zrób to. - rozkazał.
Violet chwyciła Oliwię za rękę i wystawiła kły.
- Zostaw ją! - krzyknęłam i podbiegłam do niej, ale dwa wilkołaki mnie zatrzymały. Nie mogłam temu zapobiec.
- Po co mnie tu przysłałeś? - zapytałam. - Żebym patrzyła czy moja najlepsza przyjaciółka umrze czy nie?!
- Dokładnie tak.
W tym momencie Violet ugryzła Oliwię. Po chwili jej oczy zaświeciły żółtym blaskiem.
- Teraz jest jedną z nas. - odezwała się Carmen. - Już jej nie odzyskasz.
- Zastanów się, kto będzie następny. - rzekł Dave. - I pogadaj sobie ze swoją betą.
Po tych słowach całe stado odeszło zabierając ze sobą Oliwię. Została tylko Violet.
Spojrzałam jej w oczy pytając "dlaczego".
- Przepraszam, ale już wybrałam. Nie chcę być w stadzie, z którego nie będzie nic dobrego.
Pokiwałam głową. Ma rację. Sama nie byłam na początku do tego przekonana, wiedziałam, że to zły pomysł. Teraz wszyscy zginą.
- Pomogłaś mi się uwolnić od Katniss, więc spróbuję przekonać Michaela, żeby potraktował cię łagodniej niż zamierza. Nic więcej nie mogę ci obiecać. - powiedziała smutno. - A tak przy okazji, krwawisz.
Spojrzałam w miejsce, w które zadrapał mnie Michael. Zupełnie o tym zapomniałam.
- Violet! - zawołałam za nią, gdy odchodziła.
Odwróciła się i spojrzała na mnie.
- Proszę, oddajcie Oliwię. - poprosiłam. - Powiedz Michaelowi, żeby pozwolił jej wrócić. Możecie mnie zabić, ale ją oddajcie.
- Pomyślimy. - odparła i odeszła.
Popatrzyłam na Anwara.
- Naprawdę źle z tobą. – stwierdził wskazując na krew na mojej koszulce.
Westchnęłam ciężko.
- Wiem. Słyszałeś? Nic z nas nie będzie. Może lepiej będzie gdy ty też przyłączysz się do nich?
- Nie ma mowy! - zaprotestował. - To ty mnie ugryzłaś i powinienem zostać z tobą do końca.
- Dzięki. Jesteś naprawdę porządny. - powiedziałam i wsiedliśmy do samochodu.
Odwiozłam go i pojechałam do domu.

- Przykro mi, Stiles. – powiedziałam, gdy opowiedziałam mu, że nie udało mi się jej odzyskać. Po jego policzku spłynęła łza, a ja dopiero wtedy zorientowałam się, że on myśli, że Oliwia umarła.
- Ona żyje... - sprostowałam natychmiast, a on od razu przestał płakać. - Ale... została zmieniona.
- W wilkołaka? - spytał z niedowierzaniem w głosie.
Skinęłam głową.
- Okazało się, że Violet przeszła na ich stronę! To ona ugryzła Oliwię.
- Wiedziałem, że jest fałszywa. – rzekł Derek. – Jest szansa, że oddadzą Oliwię?
- Pytałam o to, mają nad tym pomyśleć. Więc jest jakaś nadzieja. Jutro znowu spróbuję. - obiecałam.
- Dziękuję. - rzekł Stiles. - W takim razie nie przeszkadzam wam już. Do zobaczenia.
- Tylko nie rób nic głupiego! - zawołał za nim Derek. Nagle popatrzył na mnie uważnie.
- Skąd ta krew na twojej koszulce? - spytał. – To ta, którą czuję przez pół dnia?
- Jaka krew? – udawałam zdziwioną.
Spojrzał mi prosto w oczy tym swoim przenikliwym wzrokiem.
- Doskonale wiem, kiedy kłamiesz. – rzekł. 
Westchnęłam z rezygnacją i opowiedziałam mu o tym, co zrobił mi Michael. 
- Pokaż. - poprosił.
Powoli podciągnęłam koszulkę do góry. Z rany nadal wypływała świeża krew. Nawet nie wiedziałam, że mam jej aż tyle.
- Nie goi się. - zauważył.
- Sam mówiłeś, że rany zadane przez alfę goją się wolniej.
- Ale się goją, a tu nic. Poza tym ty również jesteś alfą.
Wzruszyłam ramionami.
- Boli? - zapytał.
- Daję radę. – odparłam.
- To wystarczy. Jedziemy do Deatona.

I'm no good without you | Derek Hale (2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz