Rozdział 11

568 48 1
                                    

- Po co? - zapytałam. - Przecież żyję i mam się dobrze.
- Na razie. – odparł. - Przebierz się w coś na czym nie ma krwi i chodź.
Wyciągnęłam z szafy czystą koszulkę, przebrałam się szybko i poszliśmy do samochodu. Bardzo szybko dojechaliśmy do kliniki bo Derek jechał jak wariat.

Weszliśmy do środka.
- Dzień dobry. - odpowiedział Deaton. - Pokaż tą ranę.
Zdziwiłam się, że wie co mi jest, ale zrobiłam co kazał. Przyjrzał się tylko i zebrał trochę krwi na jakiś patyczek.
- Trzeba będzie to zszyć. Siadaj. - zadecydował.
- Nie ma innej możliwości? - zapytałam siadając na krześle, które mi wskazał. Od dziecka boję się igieł.
-Nie. Wytrzymasz. - odparł. - Derek, pomóż mi. Będziesz musiał ją przytrzymać.
Podszedł i położył mi ręce na ramionach, a Deaton zaczął zszywać ranę.
- Nie było aż tak źle. - stwierdził po wszystkim.
- Dziękuję. - powiedziałam.
W odpowiedzi uśmiechnął się.
- Poczekajcie jeszcze chwilę. Sprawdzę, dlaczego rana się nie goiła. - powiedział.
Usiedliśmy. Derek chwycił mnie za rękę i spojrzał mi w oczy.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś? - spytał.
- Nie chciałam cię martwić. Przepraszam.
- Wolałbym, żebyś informowała mnie o takich rzeczach.
- Dobrze. Ale denerwuje mnie to, że się o mnie tak trzęsiesz.
Derek uśmiechnął się, a tymczasem wrócił doktor.
- Znalazłem tam narkotyki. - oznajmił. – To one uniemożliwiły gojenie się rany.
- Jakie narkotyki? – zdziwiłam się.
- Brałaś coś? - zapytał mnie Derek z wyrzutem.
- Za kogo ty mnie uważasz?! - zdenerwowałam się. Jak on w ogóle może tak myśleć. - Skąd one mogły się tam wziąć? - zwróciłam się do Deatona.
- Może osoba, która ci to zrobiła je zażyła.
To może być prawda.
- Skoro już wszystko wiadomo, to będę się zbierać. - oznajmiłam. - Do zobaczenia i jeszcze raz dziękuję. - pożegnałam się z Deatonem i nie zwracając uwagi na Dereka wyszłam.

- Zaczekaj! - zawołał i pobiegł za mną, lecz nie przystawałam.
- Karolina, proszę poczekaj. - usłyszałam jego głos tuż za sobą. Przystanęłam.
- Co takiego chcesz mi przekazać? - zapytałam. – Chyba powiedziałeś wystarczająco.
- Ja... Przepraszam. Nie chciałem tego powiedzieć.
- Ale powiedziałeś. I tak myślałeś. Jak mogłeś! - krzyknęłam.
- Naprawdę przepraszam.
- Wystarczy. - powiedziałam i poszłam przed siebie. Poczułam, że po policzkach spływają mi łzy. Postanowiłam pójść do Scotta. Zadzwoniłam do drzwi, otworzyła mi jego mama.
- Dzień dobry, czy zastałam Scotta? - zapytałam.
- Jasne, jest u siebie. Wejdź proszę. Wszystko w porządku? – zapytała. Skinęłam nieznacznie głową i weszłam po schodach na górę.
- Cześć. - odezwałam się smutno.
- Hej. Co się stało? - zapytał.
- Mam prośbę. Mogę dziś u ciebie przenocować?
- Oczywiście, nie ma sprawy. - odrzekł, a ja opowiedziałam mu wszystko.
- Pewnie jesteś zmęczona. - rzekł. - Połóż się u mnie, a ja prześpię się na kanapie.
- Dziękuję. - powiedziałam. Niedługo potem zapadłam w sen.

Perspektywa Dereka

Naprawdę nie chciałem jej urazić. Nie wiem dlaczego w ogóle tak pomyślałem i w dodatku zapytałem. Nie było sensu iść za nią, bo i tak nic by to nie dało. Skierowałem się w stronę kliniki, pod którą zaparkowałem samochód. Nagle zobaczyłem idącą w moją stronę Violet. Świetnie, jeszcze jej tutaj brakuje.
- Hej Derek. - powiedziała zalotnie podchodząc bliżej. Nic nie odpowiedziałem, ale przystanąłem.
- Gdzie zgubiłeś swoją dziewczynę? – zapytała.
- To chyba nie twój interes. - uciąłem.
- Zraniła cię? Ona już taka jest. Mógłbyś mieć każdą, a wybrałeś ją.
- Zostaw mnie w spokoju. - powiedziałem.
- Pewnie boisz się, że mógłbyś ją zdradzić. A przydałaby ci się chwila rozrywki... - to mówiąc podeszła niebezpiecznie blisko.
Jednym ruchem odepchnąłem ją, wsiadłem do samochodu i odjechałem z piskiem opon. Za kogo ta dziewczyna się uważa?
Pojechałem prosto do domu. Czuję teraz ogromną pustkę, która wypełnia moje serce. Jutro muszę ją odzyskać, inaczej zwariuję.

I'm no good without you | Derek Hale (2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz