Rozdział 15

915 43 1
                                    

- Co się stało? - zapytał Derek.
Spojrzałam na niego pustym wzrokiem.
- Anwar nie żyje.
Nie powiedział nic, tylko przytulił mnie.
Powtórzyłam mu wszystko, co przed chwilą powiedział mi Scott.
- To moja wina. - rzekłam po chwili.
- Nie mów tak. - zaprotestował.
- Ale to prawda. To ja go wciągnęłam w to wszystko! Gdyby nie ja, teraz by żył!
Derek spojrzał na mnie próbując odszukać chociaż cząstkę nieprawdy w moich słowach i zaprzeczyć temu, co powiedziałam. Dobrze jednak wiedział, że mam rację.

Perspektywa Violet

Po pierwszej lekcji, na którą poszłam tylko po to, żeby dowiedzieć się co z Anwarem, urwałam się. Postanowiłam pójść do domu Michaela i podsłuchać jaki ma plan.
Dotarłam na miejsce i wytężyłam słuch.
- Violet zniknęła, więc musimy poradzić sobie sami. - usłyszałam głos Michaela. - Świetnie się spisałeś, Dave co do Anwara.
- Dzięki. - odparł zadowolony.
- Dzisiaj zrealizujemy końcową część planu. Około godziny siedemnastej pójdziemy do domu Hale'a. Ja zajmę się Karoliną, a waszym zadaniem będzie zatrzymanie jej chłoptasia, bo napewno będzie próbował ją uratować. Pytania?
Cisza.
Reszty już nie chciałam słuchać. Mam najpotrzebniejsze informacje, teraz pozostaje mi tylko zaczekać do popołudnia, a potem wcielić mój plan w życie.
Postanowiłam udać się z powrotem do szkoły. Po lekcjach od razu skierowałam się w stronę lasu. Ukryłam się za drzewem tak aby mieć widok na dom Dereka. Po chwili zauważyłam, że Michael i jego banda też tu są. Zza drzewa wyszedł Marshall. Stanął naprzeciwko domu, podniósł kamień z ziemi i cisnął nim z całej siły w stronę okna. To dosyć prymitywny sposób zwrócenia uwagi, ale nie chybił. Szyba rozbiła się na milion kawałeczków. Odczekał chwilę i rzucił następnym. Później wrócił do ich wspaniałej kryjówki.
Nic się nie działo, więc postanowiłam podsłuchać co mówią.
- Mówiłem, że to nic nie da. - syknął zdenerwowany Marshall. - Zrobiłem z siebie idiotę.
- Od dawna nim jesteś. - odpowiedział gniewnie Michael. - Wymyśl coś innego.
- Ja mam pomysł. - wtrącił Dave. - Rzuć w auto, na pewno zareagują.
- Dobrze, ale ty to zrobisz. - zarządził Michael.
- Dlaczego ja?
- Bo to twój pomysł.
- Ok. Idę. - oznajmił Dave i wyszedł zza drzewa. Podniósł kamień, zamachnął się i już miał rzucać, gdy nagle jego ręka opuściła się w dół. Trzymał ją Scott.
- Puszczaj! - wyrywał się Dave.
- Najpierw ty puść ten kamień. - odrzekł Scott opanowanym tonem, jednak w środku zapewne gotował się ze złości.
Tymczasem Michael i Marshall poszli wolnym krokiem do domu Dereka. Bez zastanowienia ruszyłam za nimi.

Perspektywa Dereka

Usłyszeliśmy jakiś hałas, tak jakby ktoś wyważył drzwi. Po chwili stali przed nami Michael i jakiś chłopak. Odruchowo stanąłem przed Karoliną, chcąc ją osłonić w razie czego.
- Odsuń się. - rzucił mi na przywitanie Michael i podszedł bliżej.
- Wyjdź stąd. - warknąłem.
- Przyszedłem tu do twojej dziewczyny, więc łaskawie się nie wtrącaj. - uśmiechnął się złośliwie. - Marshall, wiesz co robić.
Chłopak nazwany Marshallem rzucił się na mnie. Ciężarem ciała przygniótł mnie do podłogi i chwycił mnie za szyję w razie gdybym próbował go pokonać.
Tymczasem Michael podszedł do Karoliny i ręką dotknął jej twarzy. Odtrąciła ją zdecydowanym ruchem.
- Nie sądziłem, że pójdzie mi tak łatwo, a jednak... - powiedział powoli.
- Zostaw ją! - krzyknąłem i poczułem jak pazury Marshalla zaciskają się mocniej na mojej szyi.
- Zamknij się, nie rozmawiam z tobą! Marshall, gdzie Dave? Miał nam pomóc.
- Zajął się McCallem. Poradzę sobie. - odparł.
- Dobrze, w takim razie zabawa się zaczyna. - zaśmiał się Michael i zmienił się. Zauważyłem, że Karolina zrobiła to samo, jakby szykowała się na zażarty pojedynek. Gdybym mógł coś zrobić, pomóc jej. Niestety Marshall umiejętnie ograniczał wszystko, co próbowałem zrobić aby się uwolnić.
- Mam cię zabić od razu, czy może najpierw sobie pogadamy? - Michael zwrócił się do Karoliny.
- Nie mamy o czym gadać. - odparła ze wściekłością w głosie.
- Ależ oczywiście, że mamy. Porozmawiamy o obowiązkach, których nie potrafiłaś wypełnić. Jesteś beznadziejna. Gdyby było inaczej, zatrzymałabyś przy sobie Violet, ochroniłabyś Anwara i nie pozwoliłabyś, żeby twój chłopak musiał oglądać to całe przedstawienie. Przez ciebie wszyscy zginą. Morderczyni, to słowo, które idealnie cię opisuje.

Po tych słowach wbił jej pazury w brzuch. Cholera, przecież on ją zaraz zabije. Ją i nasze dziecko.
W tej chwili do środka weszła Violet. Świetnie, tylko jej tu brakowało.
- Kogo ja widzę. - uśmiechnął się Michael. - Zdrajczyni wróciła.
- Puszczaj ją. - powiedziała stanowczo i podeszła do Michaela.
Ten uderzył ją tak, że straciła przytomność i upadła na ziemię.
- Daj sobie spokój, Violet. Nikt ci tu już nie wierzy. A teraz powrócę do tego co zacząłem.
Chwycił Karolinę za szyję i przycisnął do ściany.
- Puść ją! - zawołałem, ale nic to nie dało. Dałbym radę Michaelowi, gdyby nie Marshall.
- Zaraz stanę się silniejszy. - rzekł Michael. - Naprawdę nie mogę się doczekać. Chciałbym jeszcze trochę popatrzyć jak cierpisz, ale nie mam czasu. Teraz to ja będę rządził w tym mieście! - po tych słowach zamachnął się i przeciął jej szyję.
W tym momencie Marshall puścił mnie, lecz było już za późno.
- Nie będzie happy endu, Hale. - rzucił Michael i poszedł w kierunku wyjścia. Wtem z podłogi podniosła się Violet i zaszła go od tyłu. Zacisnęła pazury na jego szyi i zrobiła to samo, co on przed chwilą Karolinie. Upadł na podłogę bez oddechu.
- Teraz ja jestem alfą. - oznajmiła Violet zwycięskim tonem. - Przykro mi, że tak wyszło. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy. - zwróciła się do mnie, po czym wyszła razem z Marshallem.
Natychmiast rzuciłem się w stronę Karoliny, która na szczęście jeszcze żyła. Chwyciłem ją za rękę, próbując odebrać ból.
- To na nic Derek... - wyszeptała. - Chcę, żebyś coś wiedział. Móc cię kochać było najlepszą rzeczą jaka mnie w życiu spotkała. Dziękuję. - posłała mi blady uśmiech, a jej oczy zaświeciły na niebiesko.
- Nie mów tak. Nie mów jakbyś właśnie miała się pożegnać. - powiedziałem i poczułem, że do oczu napływają mi łzy.
- Właśnie to robię. - szepnęła i przymknęła oczy.
- Nie! - krzyknąłem. - Proszę, nie umieraj.
W tym momencie do domu wbiegli Scott, Stiles i Oliwia. Na moment osłupieli gdy zobaczyli ciało Michaela i Karoliny.
Pierwszy otrząsnął się Stiles.
- Co do cholery się tu stało?

***

Link do części trzeciej:

https://www.wattpad.com/story/78640720-see-you-again-derek-hale-3

I'm no good without you | Derek Hale (2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz