Rozdział I

3.1K 183 18
                                    

To wszystko, co widzę i słyszę, jest nierealne. Nie wiem, gdzie jestem, kim jestem dla tej rzeczywistości. Brutalnie wyrwany ze swojego świata jestem nikim. Rozglądam się. Jak widać na pierwszy rzut oka, wszystko musiało wydarzyć się w mgnieniu oka. Z budowli pozostały tylko szczątki. Jestem z tego powodu bardzo przybity. Kto mógł się dopuścić takiej zbrodni?

Idę przed siebie. Napotykam pierwszych ludzi. Cieszą się. Nie znam powodu, nie znam ich intencji. Mijają mnie, a ja słyszę ich podniecone głosy.

– Harry Potter. Sam go pokonał. To wielki czarodziej.

– Już go nie ma. Teraz na spokojnie możemy wymawiać jego imię. Lord Voldemort nie żyje.

Staję jak wryty. Jak to? Dlaczego? Gdzie ja jestem? Myśli kłębią się w mojej głowie jak oszalałe. Zapytać? Zignorować? Co począć?

– Przepraszam, którego dzisiaj mamy?

Nie planuję tego, samo wychodzi. Dwójka przechodzących osób zwraca się w moim kierunku. Patrzą na mnie jak na wariata. Nie ma to jak dobre pierwsze wrażenie.

– Z choinki się urwałeś? Dzisiaj jest drugi maja.

– Przepraszam, źle zadałem pytanie. Jaki mamy rok? Ciągle mi się myli...

– A podobno to ja jestem zapominalski. Mamy 1998 rok. Miłego dnia – mówi wyższy z mężczyzn, po czym obydwoje oddalają się ode mnie.

Przed oczami mam całe swoje życie. Tak nędzne i nic nieznaczące. Jestem w przyszłości, a dodatkowo moje teraźniejsze ja zostało zgładzone. Źle, bardzo źle.

Myśląc jednak perspektywicznie, to, czego nie udało mi się osiągnąć przez te ponad pięćdziesiąt lat, mogę zrealizować teraz.

Stoję na opustoszałym korytarzu i nie bardzo wiem, gdzie się podziać. Nie znam tu nikogo, przynajmniej tak mi się wydaje. Podążam na dziedziniec, który, skąpany we wschodzącym słońcu, wygląda jak miejsce rzezi. Posoka, która zaschnęła na odłamkach Hogwartu, błyszczy się jak kocie oczy nocą. Za cały ten widok odpowiadam właśnie ja. Przypłaciłem za to życiem. Musiałem być niezwykle głupi, aby do tego dopuścić. Aż wierzyć mi się nie chce.

Zmierzam nad jezioro. Może tam znajdę rozwiązanie. Może uda mi się wrócić? Nie, to by tylko zmarnowało moją szansę. Do tego dopuścić nie mogę. Jezioro pociemniało. Widocznie ono, jak i stworzenia w nim żyjące czują strach. Zapewne wielu czarodziejów oddało swe życie, aby mnie zgładzić. Fascynujące. Musiałem być naprawdę zły. Możliwe, że i teraz taki jestem.

Widzę tłum zgromadzony nad wodą. Nie podejdę blisko, to zupełnie niepotrzebne. Tylko tak, aby słyszeć. Możliwe, że wtedy wszystko się rozjaśni.

– Oddajmy hołd tym, którzy zginęli w imię pokoju. Oddajmy im cześć, bo to dzięki nim nie ma już zła absolutnego. Za naszych przyjaciół, bliskich, za nas samych. Dziękujemy za ofiarowany czas z poległymi, za ten nasz, który nadal trwa. Oddajmy cześć Harry'emu Potterowi, on stanął do pojedynku z Lordem Voldemortem jak równy z równym. Nie bójcie się tego imienia, jego już nie ma. Harry wygrał, dla nas – mówi mężczyzna o wypłowiałych, rudych włosach.

Przyglądam się temu wszystkiemu z coraz większą ciekawością. Widzę, jak średniego wzrostu chłopak wchodzi na podwyższenie. Ludzie krzyczą swe podziękowania. Czyżby to ten Harry Potter? Nie ma w nim nic nadzwyczajnego. Zwykły, młody mężczyzna o ciemnych włosach i zielonych oczach, które widzę nawet z oddali. Świecą się od łez, które ciurkiem płyną po jego policzkach.

– Oddajmy również honory poległym nie tylko dzisiaj. Za wszystkich, za moich rodziców. Zapewne obserwują nas teraz, zapewne cieszą się naszym szczęściem. Bądźmy z nimi, tak samo jak oni byli kiedyś z nami. Podziękujmy całym sercem, całą duszą. – Chłopak kończy swoją przemowę.

The last | TomioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz