Rozdział IX

1.6K 121 11
                                    


Problem, czy nie? Oto jest pytanie. Stojąc na grząskiej glebie, patrzę na swoje dłonie. Takie gładkie, blade, moje. Jestem, kim jestem. Dla jednych, którzy znają moje następstwo, zwykłą bestią zdolną do wszystkiego, dla drugich kimś, kto przychodzi znikąd i wprowadza zamęt, dla następnych jestem nic nieznaczącą postacią w dzisiejszym świecie. Mylą się, tak bardzo się mylą. Czarodziej, który przed nimi stoi łamie wszelkie możliwe prawa. Jestem tutaj, chociaż być nie powinienem. To taki wybryk natury? A może zrządzanie losu? Czy coś zupełnie innego? To zabawne, że dopiero patrząc na swoje ręce, przychodzą do mnie takie refleksje. Tutaj zaczynam studiowanie czarnej magii. Właśnie w tym miejscu zaczyna się nowy rozdział mojego dziwnego życia. Chociaż jestem jeszcze młody i niedoświadczony, to i tak pewny swego. Stawiam sobie zasadnicze pytania, aby uniknąć niepoprawnie skonstruowanych rozwiązań, tylko tu i teraz. Ja i moja nemezis, którą staje się Harry Potter. Dziecko, które żyje, chociaż dwie moje próby spełzają na niczym. Jak to mówię, do trzech razy sztuka. Tym razem wykorzystuję w pełni swój potencjał, którego jestem świadom.

Składam na szali swoje istnienie, swoje ludzkie ciało, swoją ludzką wiedzę, aby stać się nieśmiertelną jednostką zdolną do większych i lepszych celów. Egoistą jestem od zawsze i niech tak pozostanie do chwili, gdy uznam to za stosowne. Nie ma sensu zmieniać niepotrzebnie swoich przyzwyczajeń. Skonkretyzowany problem, który udaje mi się znaleźć w postaci chłopaka, zostanie rozwiązany czym prędzej. Chociaż czas odgrywa znaczącą rolę w tym marnym przedstawieniu, a ja robię za głównego aktora, nie zamierzam ściągać maski obojętności, którą zakładam za każdym razem, gdy to potrzebne. Odwracam wzrok od swojej kończyny. Rozglądam się po okolicy.

- Cudownie.

Jestem zaczarowany widokiem. Po raz drugi widzę liście większe niż dwie moje dłonie. Zawsze podoba mi się to, co wielkie i przeznaczone do wyższych celów. Nie ma mowy, żeby widzieć chmury, czy nawet niebo. Wszystko zatyka zielony klosz, który składa się z wielkich konarów drzew. Między nimi biegają zwierzęta, które zapewne szukają pokarmu dla swojego potomstwa. Uśmiecham się krzywo na ten widok. Nie powinno mnie obchodzić dlaczego to robią. Robią i tyle, większa ilość informacji tylko i wyłącznie przeszkadza logicznemu myśleniu. Nie mogę sobie pozwolić na takie wpadki, nie teraz. Widocznie raz popełniony błąd lubi się powtarzać. Próbuję nie dopuścić do siebie takiej możliwości. Chociaż na mej twarzy dalej widnieję ten krzywy grymas, nie zamierzam poprzestać, stojąc w tym miejscu jak słup soli, nie po to tutaj przybywam, aby podziwiać uroki przyrody. Czas obudzić się ze snu, Tom. Właśnie, czas na działanie nastaje teraz. Otwórz oczy. Otwieram jak zaczarowany jakimś przyjemnym dla mego ciała zaklęciem. Otwórz swój umysł, Riddle. Otwieram, czując w ustach niesmak własnego nazwiska, które ciąży mi jak niebezpieczny los, który dźwigam na swoich barkach. Gorzkie słowa, które słyszę we własnej głowię każą mi się obudzić z tego snu, który włada moim młodzieńczym ciałem. Tak zrobię.

- Wypuść mnie!

Cichy jęk roznosi się po puszczy. Przypominam sobie, że nie jestem tutaj sam. Cichutko podśmiechuję się pod nosem. Zwykła mugolska dziewczyna jest skazana na taką istotę jak ja. Teraz nie ma to wielkiego znaczenia - potem, a i owszem. To, kim jestem to na razie wersja wczesna, niedopracowana i wadliwa. Po wielu próbach, które zamierzam przeprowadzić, możliwe, że stanę się czymś mniej niż człowiekiem. Zbliżam się dzięki takim zabiegom do istoty nieśmiertelnej, idealnej i najlepszej, którą chcę zostać pod kres. Wieczny pan całego globu, który za nic będzie miał śmierć. Pokonuję ją na każdym kroku. Nawet jako nienarodzone dziecko przechytrzam przeznaczenie, rodzę się jako piękny noworodek, chociaż moja rodzicielka jest szkaradna, jak mglista deszczowa noc. Podczas trwania mojego zamknięcia w sierocińcu nie daje po sobie poznać, kim jestem, a przynajmniej kim przypuszczam, że jestem. Wszystko po to aby iść do szkoły magii i czarodziejstwa, aby poznać tajniki magii, zarówno tej dobrej jak i tej złej, gdzie znajduję swoje powołanie. Mój dom, którym zostaję Hogwart, na zawsze pozostanie w moim sercu. Chociaż bije normalnie, jak u wszystkich, to jestem świadom tego, że drastyczne różnice są miedzy nim, a sercem zwykłego człowieka. Moje wykonane z kamienia, niezdolne do odczuwania strachu, miłości. Twoje, chociaż nie wiesz, że o tobie mówię, nienawidzi, miłuje, słucha i pożąda. Ja polegam tylko na własnym rozumie, który wie więcej niż ten nędzny narząd. Dzięki temu osiągam lepsze rezultaty niż wszyscy. To właśnie tym jestem.

The last | TomioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz