Rozdział II

2.7K 177 8
                                    

Wstać tak wcześnie rano, to nie lada gratka. Tym razem jednak bez zbędnych wysiłków udało mi się tego dokonać.

Obudziłem się kilka minut po godzinie siódmej. Przynajmniej tak powiedział mi zegar, który wisiał tuż nad łóżkiem. Otwierając oczy, czułem, że zostawiłem za sobą spory rozdział swojego życia. Teraz jak nowo narodzony zamierzam działać dla dobra własnych interesów.

Tak, jestem egoistą. Można się tego bez trudny domyślić. Zawsze działam na swoją korzyść, nie patrząc na innych. Do celu po trupach, nie ważne, co by się działo.

Podnoszę swe nędzne ciało do góry. Cieszę się, że zasłony w moim pokoju są zasunięte. Zapewne, gdyby blask słońca wpadł przez okno, nie czułbym się aż tak dobrze.

Jakimś cudem, nie wiem i chyba nawet nie chce wiedzieć, jestem nagi. Moja alabastrowa skóra mocno kontrastuje z ciemną powłoczką kołdry. Dotykam swojej twarzy. Jest zadziwiająco gładka, dokładnie tak, jak wczoraj. Jestem dorosłym mężczyzną, który codziennie dba o toaletę. Tym razem jednak sam nie jestem pewien, co tutaj się dzieje.

Siadam na łóżku. Zakrywam swe przyrodzenie kawałkiem prześcieradła. Nie jestem w stanie patrzeć na to, co moja natura robi ze mną każdego ranka.

Idę pośpiesznie do łazienki na drugim końcu pokoju. Wchodzę do niej, następnie zamykam się na klucz. Nie bardzo mam ochotę na przywitanie się z dziwką, która w nocy zabawiała się moim ciałem.

Odkręcam kran. Wsadzam całą głowę do umywalki. Jej chłód od razu sprawia, że czuję się lepiej. Nie przypominam sobie żadnej kobiety, za mało wczoraj wypiłem, aby z nimi obcować. Śmieję się, po prostu. Jeśli to ta pieprzona barmanka, trzeba stąd zwiewać.

Trzeźwieję. W cudowny sposób powracam do świata żywych. Przypominam sobie wczorajszy dzień, jestem taki szczęśliwy. Jeśli ktoś powiedziałby ci, kiedy umrzesz, a ty narodzisz się na nowo, co byś zrobił? To niesamowite, nie można tego do niczego porównać. Moje zadowolenie jest tak ogromne, że boję się, iż dzisiaj nic nie zdziałam, a muszę.

W mojej kieszeni został jeden galeon. Za to nie da się żyć, to wiem od dawna, nie trzeba mi tego powtarzać. Nie dość, że w dalszym ciągu muszę zarzucić na siebie szaty z Hogwartu, to dodatkowo jestem cholernie głodny. Zamiast jeść, piłem. Powiedziałbym, że to pierwszy raz, jednak tym razem nie muszę kłamać.

Unoszę głowę wysoko. Nad umywalką wisi małe lustro. Widzę w nim swoje odbicie. Nienawidzę go, tak bardzo przypomina mi ojca, którego nigdy nie miałem. Dopiero gdy tworzyłem horkruksa, on stał się moim celem. Zabiłem go, śmiejąc mu się w twarz, która, choć starsza, nie wiele różniła się od mojej. To bolało, że jesteśmy jak dwie krople wody, a moja matka, mimo swojej czystokrwistej rodziny, uciekła z tym nędznym człowiekiem. Żeby jeszcze tego było mało, nadała mi jego imię. Z tym pogodzić się już nie mogę.

Miłość jest ślepa, bezsensowna. Co to znaczy, kochać drugiego człowieka, bardziej niż własne jestestwo? Nie... To muszą czuć szaleńcy, głupcy. Wystrzegam się tego jak ognia.

Obmywam swoje policzki. Były na nich ślady czerwonej szminki. Widocznie coś mi umknęło z tego wieczoru. Nie mam czym się martwić, zaraz już mnie tu nie będzie. Zostawiam wszystko za sobą, wszystko, co zbędne.

Wchodzę pod natrysk, zimny prysznic doprowadza moje ciało do stanu użytkowego. Zadowolony wchodzę do pokoju obok. Widzę, że nie jestem sam. Mimo obwiązanego na biodrach ręcznika, nieswojo patrzę na kobietę. Tak jak się domyślałem, to barmanka.

– Witaj, skarbie – rzuca w moim kierunku.

Krzywię się na ton jej słów. Jest generalnie za bardzo przesłodzony, aż się niedobrze robi. Nie odpowiadam na jej przywitanie, nie ma nawet sensu.

The last | TomioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz