Rozdział IV

1.9K 147 4
                                    

Przez brudne ulice, spowite jeszcze przez nocny mrok, wędruję samotnie. Podążam na Pokątną w nadziei, że uda mi się zdobyć więcej informacji. Ubrany w czerń, o kamiennej twarzy, prę naprzód.

Nikt nie może zrozumieć mojego toku myślenia. Zresztą, jak mogliby pojąć je ci prości, pochłonięci przyziemnymi sprawami ludzie? Wprowadzałem niepokój i chaos w ich świecie wartości, ponieważ tak bardzo się od nich różnię.

Nie odzywam się ani słowem do żadnego z przechodniów. Nie ma takiej potrzeby. Noc, która zapadła nad Londynem, jest dzisiaj wyjątkowo spokojna. Nie muszę strzępić niepotrzebnie języka. Tego dnia jednak odkrywam, że nie ma czego tam szukać.

Mijają dni i wspomnienie wizyty Lucjusza Malfoya powoli nabiera jaskrawych barw. Tyle szczęścia zdobyłem jednego dnia. Tyle radości dla samego siebie. Dokuczają mi wprawdzie wskazówki zegara, które nie chcą szybciej tykać, jednakże znoszę to dzielnie.

Ostatnimi czasy zastanawiam się, jaki jestem – dobry czy zły? Wbijam sobie do głowy jedno zdanie. Usłyszałem je kiedyś, dawno temu. Podobno nie można stwierdzić, czy dobro jest dobrem, a zło złem. To rzeczy względne, na które odpowiedź poznamy w odpowiednim czasie.

Pragnę zatrzeć w pamięci ślad przeszłości. Nie należę już do tego świata. Nie mam żadnych złudzeń, nigdy już tam nie wrócę. Choć nadal uciekam myślami do tamtych wydarzeń sprzed pół wieku, to jednak potrafię trzeźwo ocenić swą sytuację. Wszystko to jednak trwa ledwie kilka sekund. Mój los powoli się odwraca. Choć praktycznie nie żyję, to nadal oddycham, czuję, myślę, mówię. Jestem sprawny ruchowo i umysłowo. Dokonuję cudu.

Jak przez mgłę patrzę na drzwi. Gdyby akurat ktoś wszedł do środka, nie zauważyłbym go. Czuję, że potrzebny jest mi długi sen. Nie mogę dłużej pracować dniami, a nocami wychodzić w świat. Kilka godzin snu to zdecydowanie za mało.

Spędzam dzisiejszy dzień bezczynnie. Wreszcie nastaje zmierzch, który obwieszcza koniec mojej pracy. Przez cały czas miałem nadzieję, że ten moment nastąpi szybciej.

Borgina znowu nie ma. Kazał mi zamknąć dzisiaj samemu. Przekręcam klucz w drzwiach i odwracam się na pięcie. Nie spodziewam się gościa.

Ciche stukanie w szybkę mobilizuje mnie do odwrócenia się w kierunku wejścia. Widzę tam mojego ukochanego klienta. Pośpiesznie otwieram z powrotem wrota. Wkracza przez nie mężczyzna w średnim wieku. Jego jasne włosy przypominają mi oślepiający blask słońca o poranku. Oczy z kolei mają w sobie hipnotyzującą moc.

– Witam, panie Malfoy – mówię cicho, oddając mu należne zaszczyty.

Widzę jego skrępowanie na twarzy. To zabawny widok.

– Dzień dobry, Tom.

Mówi do mnie po imieniu. Czyżby przypomniał sobie, kim jestem? Możliwe, bardzo możliwe.

– Zapraszam do pokoju. – Ruchem ręki wskazuję na przejście za ladą.

Bez słowa protestu idziemy obaj do tej nory. Od jego poprzedniej wizyty wysprzątałem ten barłóg. Teraz wszystko wygląda lepiej. Nawet wazon z kwiatami, który stoi na środku małego stolika, zmienia charakter tego miejsca. Nie wspominając już, oczywiście, o innych rzeczach.

– Ładnie tutaj.

W tej chwili nie wiem za bardzo, co odpowiedzieć. Czy on żartuje, czy może mówi prawdę?

– Dziękuję – odpowiadam ostrożnie.

– Przyszedłem dzisiaj, bo mam do pana sprawę.

– Zamieniam się w słuch.

The last | TomioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz