Rozdział osiemnasty

191 32 8
                                    

Proszę, przeczytajcie notkę na dole ;)

Londyn, 3 września 1939r.

Gdy tylko dobiegłem do szpitala po drodze pomagając paru osobom, zaskoczył mnie ten tłum.

Na razie w mieście nic się nie stało. Nie było żadnego ataku, a ludzi było naprawdę dużo. Niektórzy byli pobici, niektórzy stratowani przed innych, uciekających stąd. Było sporo Żydów, Anglicy chyba nie lubili ich tak samo jak Niemcy. To było niedorzeczne.

Przyjechali tutaj, by się ukryć, przeżyć. Powinniśmy im pomagać, a nie gnębić czy bić. Właśnie przed tym uciekali ze swoich rodzinnych krajów.

Dyżury w szpitalu wydłużyły mi się. Potrafiłem wracać do domu tylko by się wyspać, a później wrócić do pracy. Byłem zmęczony, ale nie mogłem nic zrobić. Ludzie potrzebowali pomocy.

Londyn, 17 października 1939r.

Gdy młody chłopak zapukał do moich drzwi i wręczył mi list od Erica byłem taki szczęśliwy.

Codziennie zastanawiałem się, co się z nim dzieje, czy jest bezpieczny, czy nadal żyje. Martwiłem się o niego.

W liście opisywał mi wszystkie swoje obawy. Pisał jak bardzo się boi tego wszystkiego, co nadchodzi. Bał się o mnie. Wiedział, że Londyn nie jest bezpiecznym miejscem. Też to wiedziałem, ale nie zamierzałem wyjeżdżać.

Starał się o prace posłańca. Chciał być przydatny, zupełnie jak ja. Oczywiście wiązało się to z ogromnym niebezpieczeństwem.

Wyjaśniał mi jak wygląda nasza obecna sytuacja. Opowiadał o zagranicznych państwach i losie tamtych osób.

Byliśmy świadomi, że wiele osób zginie, ale nie mogliśmy nic z tym zrobić.

Londyn, 29 listopada 1939r.

Stopniowo wszystko się uspakajało. Ludzi w szpitalu malało, a na ulicy przybywało.

Wszyscy zaczęli wychodzić z domów i wieść normalne życie. Gdzieniegdzie widziało się zasłonięte czy zaklejone okna w obawie przed bombami.

Wydawało mi się, że wszystko zaczyna wracać do normy. Pierwszy szok minął, a każdy musiał zając się swoją pracą.

Anglicy przestali się bać, żyli jak gdyby nigdy nic. Nie czuliśmy wojny, to wszystko działo się daleko, nie u nas. Byłem z tego powodu szczęśliwy, ale wiedziałem, że Hitler w końcu sobie o nas przypomni. To była kwestia czasu. Albo się podporządkujemy albo będziemy walczyć.

Londyn, 26 stycznia 1940r.

Z każdym kolejnym listem od mojego ukochanego miałem nadzieję, że jeszcze kiedyś go zobaczę. Wierzyłem, że wszystko będzie dobrze i przeżyjemy. Nie mogłem myśleć inaczej.

To, co działo się w Polsce czy Austrii było nie do pomyślenia. Podobno Niemcy tworzyli obozy, w których przetrzymywali Polaków i Żydów. Nawet nie chcę myśleć, co tam z nimi robili.

Eric tak jak marzył, został posłańcem. Jego zadaniem było krążyć pomiędzy różnymi państwami i przekazywać informacje. To było strasznie niebezpieczne. Przecież Naziści mogli go w każdej chwili złapać.

Bałem się o niego, ale wiedziałem, że będzie na siebie uważał. Znałem go, zrobi wszystko by do mnie wrócić.

Po prostu musiałem poczekać, aż ten cały harmider się skończy, a my w końcu będziemy mogli być razem.

*

Ten rozdział jest tak krótki, więc jutro pojawi się następny. A teraz najważniejsze...

Parę osób (moje kochane, które się udzielają *-*) poparły pomysł z pytaniami do bohaterów 😏
Pod tym rozdziałem możecie pytać o cokolwiek z nimi związanego, a będzie mi okropnie miło! (im też 😂).
Odpowiedzi dodam za jakiś tydzień, bo wiem, że ktoś nadrabia rozdziały, a ja mam takie wielkie serduszko i poczekam xd

William x EdwardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz