10 - Bełt

36 11 3
                                    

To zdanie uderzyło we mnie z mocą dobrze wyprowadzonego sierpowego. Zupełnie zapomniałem o nieobecności naszego towarzysza w śledztwie, Albrechta von Licht. Zniknął razem z Emilią, która niedługo później została przez nas znaleziona martwa. Fakty zaczęły się łączyć w klarowną całość. Nie wiedziałem, czy wierzyć swojej intuicji. Chociaż jeszcze mnie nie zawiodła, wolałem się do końca upewnić, czy nie będę oskarżać całkowicie niewinnego człowieka. Zacząłem dopytywać:

- Ale co by von Licht miał z pozbycia się akurat tych ludzi?

- Morderstwo Hamisha ma dużo sensu, jeżeli chce się mieć nieograniczony dostęp do wszystkich kątów rezydencji - tłumaczył Arthur. - Poza tym bez Hamisha służba jest w rozsypce. Wszyscy na nim polegaliśmy, był dla nas niczym ojciec. Jego śmierć mogła być "strategicznym punktem" planu, jeżeli mogę tak powiedzieć o tym wydarzeniu. Ale potem była panna Fang Pan, bez żadnego powiązania, pan Crescent i panna Emilia. W całej reszcie nie widzę sensu.

- Nie... - mruknąłem pod nosem. - Nie, tak nie może być. Wszystko ma jakąś przyczynę, wszystko się łączy.

Tylko jak?

Postanowiliśmy poszukać pana von Licht. Nie wiedzieliśmy wiele, jednak próbowaliśmy. Pierwszym naszym pomysłem był pokój gościnny przeznaczony dla niego na piętrze. Weszliśmy do niego powoli, rozglądając się za zagrożeniem. Pomieszczenie było skromnie urządzone jak na tę rezydencję, czyste i zadbane. W kącie leżał kufer podróżny ze wszystkimi rzeczami mężczyzny. Rozdzieliliśmy się i szukaliśmy w różnych częściach pokoju. Zacząłem przeglądać okolice łóżka. Nic ciekawego, schludnie pościelone, bez jednej zmarszczki na okryciu. Pod materacem była jedynie metalowa konstrukcja i drewno na niej osadzone. Pod spodem nie zauważyłem ani jednego kłębka kurzu, co mnie nieco zaskoczyło. Służba rzeczywiście była tu niesamowita. Nie mogłem tego samego powiedzieć o swojej. Częściej robili sobie przerwy niż pracowali.

Właśnie sprawdzałem szparę między oparciem łóżka a ścianą, gdy Arthur zakończył lustrowanie prawie pustej szafy i przeniósł wzrok na kufer w kącie. Najwyraźniej nie wiedział, czy to stosowne przeszukiwać prywatne rzeczy gościa domu, jednak w końcu odważył się rozpiąć skórzany pas podtrzymujący wieko. Niewątpliwie był to jakiś antyk, biorąc pod uwagę stan drewna i brak nowoczesnych zatrzasków. Kamerdyner otworzył wieko i odchylił je szeroko do tyłu. Znieruchomiał w tym momencie. Już miałem pytać, co się stało i czy coś zauważył, ale zaraz zobaczyłem, jak przechyla się niebezpiecznie do tyłu. Opadł, jakby go coś poraziło. Przestałem interesować się łóżkiem i podbiegłem do Arthura.

Z jego piersi wystawały lotki niewielkiej strzałki, bardziej przypominającej bełt bardzo małej kuszy. Wyglądało to zupełnie, jakby ktoś postrzelił go zza ściany. Skojarzyłem jednak fakty i zauważyłem wśród pakunków i materiałów w kufrze również niewielki mechanizm połączony z zawiasami. Zastanawiało mnie jedynie, jak taka mała strzałka potrafiła obalić dorosłego mężczyznę. Popatrzyłem na niego. Wydawało się, jakby już go na tym świecie nie było. Z rozwartymi powiekami i szklistymi oczami wpatrywał się w sufit. Wywnioskowałem, że albo siła napięcia małej kuszy musiała być niewiarygodnie duża, albo grot był zatruty. Najprawdopodobniej obie te informacje były prawdziwe. Morderca miał w ręku umiejętność tworzenia dobrych pułapek i bardzo mocną truciznę w zanadrzu, a ja byłem już kompletnie sam.

Postanowiłem nie przejmować się tym, co przed chwilą widziałem. W końcu każdy byłby zszokowany po ujrzeniu towarzysza niedoli martwego u swoich stóp. Starałem się nie panikować i wziąć sprawy w swoje ręce. Nikt więcej nie wiedział o tych wszystkich strasznych wypadkach, tylko ja mogłem kontynuować śledztwo. Problem polegał jedynie na tym, że nie za bardzo wiedziałem, gdzie mogę znaleźć jakieś wskazówki. Przeszukałem do końca kufer, nie znajdując w nim nic ciekawego. Jedynie książki, notes zapisany do połowy ołówkiem, saszetka z przyborami pisarskimi i niewielki kałamarz podróżny, poza tym kilka sztuk ubrania i bielizny. Brakowało drugiego dna albo ukrytej skrytki, więc dlaczego zamontowana była pułapka? Nie dowiedziałem się już tego. Może coś przeoczyłem, może coś mnie zmyliło, może coś było w tym notesie, czego nie przeczytałem, a było tak ważne, by zabić przypadkowego intruza.

Po dokończeniu oględzin pokoju zacząłem się zastanawiać, gdzie jeszcze mógłby być pan von Licht. Przyszło mi do głowy, że mógł wrócić do pokoju Fang Pan, gdzie złożone było jej bezgłowe ciało - w końcu miał z nią powiązanie jako pomocnik w teatrze, w którym grała. Kiedy szedłem korytarzem, powoli wracały do mnie te wszystkie uczucia, których się tak wypierałem. Niepewność mojego losu dawała mi się we znaki. Może nie czułem się jak zaszczute zwierzę, lecz niewątpliwie okazywałem swoją słabość gęsią skórką i rozbieganym wzrokiem.

Kiedy w końcu dotarłem pod drzwi pokoju, były zamknięte. Nie przypominałem sobie, byśmy to robili. Coś było bardzo nie w porządku. Zdawało mi się, że słyszę jakąś rozmowę za drzwiami, właściwie kłótnię.

- Jak mogłeś? - krzyknęła jakaś kobieta z dziwnym akcentem. Ciężko było ją zrozumieć. - Jak mogłeś na to pozwolić?

- To nie moja wina - odpowiedział męski głos. Nie byłem pewien, czyj on jest. Przysłuchiwałem się dalej.

- A niby kto go miał chronić? Ja się miałam zająć całą brudną robotą, a ty całą kosmetyką.

- Nie zrzędź - odpowiedział mężczyzna. Tym razem rozpoznałem już głos Albrechta von Licht.

- Będę zrzędzić, póki mi nie wyjaśnisz, jaki był tego powód.

- Dobrze, wyjaśnię. Otóż ta dziewczyna rozpoznała tę nadętą pannicę. Nawet rodzony brat jej nie poznał, a ona wiedziała, że to nie ty tam leżysz, tylko ta cała Luna.

- Widać nie umiesz już tworzyć charakteryzacji. Co ona ma wspólnego z jego śmiercią?

- Potrafię. Skoro nikt oprócz niej nie zauważył, powinno być dobrze.

- Nie tłumacz się! - krzyknęła. - Odpowiadaj na moje pytanie!

- Sądzę, że była bliska temu służącemu, kamerdynerowi. Kiedy zobaczył jej zwłoki zaczął świrować i zabił w amoku pana Granta.

- I ty to widziałeś? - dopytywała kobieta.

- Tak.

- I nie pomogłeś mu uciec?

- Jak mogłem to zrobić? - zapytał von Licht.

- Nie wiem. Odwrócić ich uwagę, osłonić pana Granta, zabić tego całego służącego. Cokolwiek.

- Ale było za dużo świadków - próbował wytłumaczyć. - Przecież gdyby się o mnie dowiedzieli, nie moglibyśmy wykonać zadania.

- Mogłeś coś zrobić! Teraz całe to zadanie nie ma sensu! Jeżeli nie żyje pan Grant, jaki jest nasz cel? Wszystko zepsułeś! Wszystko!

Przez drzwi czułem kipiącą z tej kobiety nienawiść. Usłyszałem szczęk jakiegoś mechanizmu. Bałem się, co to może być.

Wtedy pierwsza kula z hukiem i trzaskiem przebiła się przez drzwi.

Gdy światła zgasłyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz