8; it's just a dream and you're a nightmare

106 17 4
                                    

było zimno, wietrznie i ponuro. typowo jesienna pogoda ogarnęła londyn, powodując, że ludzie jakoś dziwnie zwalniali. rezygnowali z pośpiechu, ciepło ubrani przemierzali ulice, starając się utrzymać w sobie ciepło i uniknąć przemoknięcia. kawiarnie kusiły świeżo parzoną kawą i zapachem ciast, a w parkach wiatr porywał do tańca kolorowe liście, wirując z nimi nad głowami przechodniów. 

znalazła się jednak osoba, która nie potrafiła cieszyć się nadchodzącą porą roku, której już nic nie cieszyło. która marzyła tylko i wyłącznie o wolności. 

louis stał na dachu wieżowca, przemoknięty i zmarznięty. wiatr przeszywał jego posturę na wskroś, a poły jego płaszcza łomotały przeraźliwe, nabierając coraz więcej deszczu. szatyn myślał, że w pewien sposób go to oczyści, ukoi jego poranioną duszę, ale tak się nie stało. 

to tylko sen, to tylko sen, to tylko sen...

louis, naprawdę masz jeszcze ochotę, aby się łudzić? och, przyjacielu, jak nisko jeszcze upadniesz?

louis przetarł zmęczoną twarz posiniałymi z zimna palcami i jęknął przeraźliwe, jakby zapragnął naśladować wiatr. 

jesteś tylko koszmarem, który zaraz dobiegnie końca.

nie pogrążaj się bardziej, przyjacielu. już niedługo zakończę twoje cierpienie, ale dopóki nie wypełnię swojej misji, będziesz nędznym pośrednikiem między mną, a tym światem. 

nie ma na tym świecie mocniejszego uczucia niż nienawiść, a jest ona jeszcze potężniejsza, gdy zwracamy ją nie ku innym, a ku sobie. ten rodzaj jest najpotworniejszy do zniesienia, nie da się go zlekceważyć i przyjąć maskę obojętności na swoje uczucia i wnętrze. młody mężczyzna nienawidził siebie za popełnione zbrodnie, których nawet nie był świadom. jego życiowy cel, życiowa misja była zupełnie inna. pragnął dawać nowe życie, a nie je odbierać, bez możliwości obronienia się przed złem. 

wszystko przecież zaczęło się niepozornie, jakby będąc krótkim złudzeniem, nic nie znaczącym znaczeniem, o którym można szybko zapomnieć, prawda?

szatyn wspiął się jeszcze wyżej, a potem podszedł do krawędzi wieżowca tak blisko, jak nigdy wcześniej. poczuł przypływ adrenaliny, nieznanych chęci i energii. wyciągnął ręce, odchylając głowę do tyłu, pozwalając aby o jego twarz rozbijały się krople deszczu. tylko pół kroku dzieliło go od zbawienia. zaczął się kołysać niebezpiecznie w tył i w przód, ale ostatecznie opadł na podłoże po stronie wieżowca, ponownie się poddając. nie miał odwagi, a serce trzymane w szponach hyde'a zbyt mocno panikowało. 

leżał w kałuży, nie przejmując się swoim późniejszym stanem zdrowa, jego tęczówki zaszły ciemniejszą barwą, a potem po prostu wstał, otrzepał mokry płaszcz i powolnym krokiem udał się do zejścia na piętro.

 hyde postanowił nie czekać i od razu przystąpić do wielkiego finału.  

:::

prawdopodobnie dzisiaj będzie jeszcze jeden rozdział x


hyde • tomlinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz