Eren nigdy nie zastanawiał się, czy oszalał. Nie wiedział, czy szaleństwo w takim przypadku to pozanormowe zachowanie, czy może pozytywne uniesienie.
Uzupełniał szybko tlen, a jego nogi sztywniały ze stresu. Mimo to - uśmiech nie schodził mu z twarzy. To było chyba jednak szaleństwo - bo od kiedy martwienie się, jest na równi ze szczęściem? Nie wiedział również, czy owy stan ogarnął jedną z półkul, czy może cały jego mózg. Wytarł spocone dłonie o marynarkę, owładnięty całkowicie poczuciem kobaltowego wzroku. Z początku, przeszywającego go na wylot, jakby był nagi, a z czasem, łagodniejący niczym wywietrzała przyprawa. To nie tak, że nie lubił tego przypływu adrenaliny i niepokoju- kochał to, bo to uczucie, towarzyszyło mu przez te wszystkie lata spędzone w obcym kraju. Kochał całym sobą, niezależnie od wszystkich.
On po prostu zwariował. Stał się szaleńcem, który niebiesko - niklowy odcień znał na wylot - nawet jego przebłyski od światła, czy też cienia. Ten kolor płynął w jego żyłach i tym kolorem oddychał. Zawsze niepokojąco blisko, a równocześnie daleko. Często płonął z gorąca, jednocześnie umierając z zimna.
Kobalt.
Tak, to on doprowadził go do obłędu, a także wybawił.

CZYTASZ
N I E U C H W Y T N Y |Ereri|
FanfictionGdy paryskie latarnie powoli przestają świecić, a policyjne światła rozpraszają się po budynkach natarczywie, nadchodzi czas ucieczki nieuchwytnego. A któż by pomyślał, że jego życie zmieni się pewnej zimowej nocy, dzięki słabemu promykowi światła? ...