VI

4.4K 500 193
                                        

    Chłodny wiatr muskał nos Erena, który obejmując się ramionami, szedł przed siebie, do miejsca, które mógł nazwać swoim domem. Łzy napływały mu do oczu, a on ocierał je szybko, drżąc jak mały, zziębnięty ptaszek.

    A jeszcze wczoraj było tak wspaniale! Przynajmniej, chłopak o szmaragdowych oczach tak myślał... Jeszcze wczoraj, oni stali w sali bankietowej, a wokół grała świetna muzyka, do której rytmu, Levi tupał nogą. Jeszcze wczoraj, w święto Bożego Narodzenia, Eren i Levi stali naprzeciw siebie w garniturach, a w ręku potrząsali kieliszkami z szampanem, który muskał ich podniebienia rozkosznie. Zerkali na siebie co chwilę, a wokół roznosił się śmiech. Szatyn o szmaragdowych oczach poznał przyjaciółkę Levi'a - z którą był w banku - i za którą, chwilę później uganiał się Connie, a ona go zgrabnie unikała. Doprawdy, Hanji - bo tak brzmiało jej imię - była organizatorem całej tej imprezy i to fakt, była szalona - Ale nie na tyle, by wiązać się z Connie'em. Eren wsadził dłoń w kieszeń marynarki i zaczerwienił się gwałtownie, gdy z tyłu odezwał się zmysłowy głos Levi'a, a drobna dłoń spoczęła na jego ramieniu, ze swoim chłodem przenikając przez materiał marynarki.

Bo było tam chłodno - ale nie dla tej dwójki. Alkohol rozgrzewał ich krtań i omamiał umysł powoli, jako ich trucizna, tego wieczoru.

   —  Dobrze się bawisz? — wymruczał, a Eren przymknął oczy, czując usta Levi'a, delikatnie stykające się z jego uchem.

   —  Mógłoby być lepiej — przyznał wzdychając i zerknął na Levi'a, przez ramię. Kruczoczarna, zazwyczaj nieokrzesana grzywka, lekko zaczesana w tył i ten kobaltowy wzrok, jak zwykle namiętny i gorący, roztapiał Erena, a pot wpłynął na jego czoło.

***

    Connie próbował swoich sił u Hanji, która tego wieczoru, już przestała trzeźwo myśleć i oddała się w objęcia alkoholu- śmiała się z każdego kiepskiego dowcipu Hiszpana i kiwała głową. Oboje widzieli, że Eren i Levi zmierzali ku sobie, więc Connie, mimo, że nie przepadał za osobami homoseksualnymi, starał się wspierać swojego przyjaciela.

   —  Długo się znacie z Levi'em? — zagadał, popijając winem, bo jak mówił wcześniej "suszyło go okropnie"

   —  Całkiem — wymamrotała Hanji, ledwo co kontaktując. — to mój były narzeczony.Wyszczerbiła zęby w uśmiechu i zaczęła się śmiać, obkręcając kieliszek w dłoni, a Connie się zakrztusił i spojrzał w stronę Antykwariusza podejrzliwie.

***

   Eren był w toalecie, gdzie przemywał twarz wodą, by pozbyć się rumieńców. Jego organizm, nieprzyzwyczajony do trunków w takiej ilości, powoli odmawiał mu posłuszeństwa, ale to było całkiem przyjemne uczucie.

 —  Źle się czujesz? — zza jego pleców, odezwał się głos, a gdy Eren uniósł głowę, w lustrze zauważył Levi'a, wspierającego ścianę i krzyżującego dłonie na piersi.

   —  Jesteś blady — powiedział ostro i podszedł do niego. Jego dłoń, prędko chwyciła nadgarstek szatyna i pociągnęła go za sobą.

    Przemierzali salę szybko, dopóki w tle, Eren usłyszał "Last Christmass", a jego ciało przystanęło automatycznie. Levi spojrzał w tył, a szatyn uśmiechnął się do niego uroczo, przyciągając go do siebie i zaczynając się ruszać do rytmu. Alkohol dodawał mu odwagi. Levi przewrócił oczami.

   —Mieliśmy wracać — mruknął, niezadowolony, tańcząc z lekkością u boku Erena, a on wzruszył ramionami, chichocząc cicho. To był ten moment- gdy Antykwariusz nie umiał się na niego gniewać.. Wystarczył ten jeden szczery uśmiech, a on czuł się... dziwnie. Ich nosy, stykające się co jakiś czas, lekko rozchylone wargi Erena, wrzący już wzrok Levi'a i przymknięte oczy szatyna - to wszystko było na tyle jednoznaczne, że Levi zatrzymał się w tańcu.

   —Nienawidzę Cię, gówniarzu — szepnął, a tytułowy gówniarz pokiwał głową:

   — Wracamy.

Szli więc przed siebie, w płaszczach, trzymając się za ręce. Śnieg pokrywał ulice grubą warstwą, a cicha, świąteczna muzyka, nadal grała, ze środka amfiteatru. Noc była jakby snem, utkanym z gwiazd.

Levi otworzył drzwi samochodu i wepchnął Erena do środka, zamykając je potem. Obydwoje byli nietrzeźwi i obydwoje chcieli czegoś więcej. Levi wszedł do samochodu i zanim Eren zdążył wydusić z siebie cokolwiek, warknął cicho:

   — Zamknij się, młody.

Po czym złączył swoje suche usta z aksamitnymi wargami zielonookiego. Opierał się, znad kierownicy, o fotel chłopaka o szmaragdowych oczach, czekoladowych włosach i rumianych policzkach, który w owej chwili, był wręcz szczęśliwy- bo miesiąc temu poznał mężczyznę, który obdarzył go troską, bezinteresownością i sarkazmem, który za każdym razem brzmiał tak samo- jakby nim nie był. I nawet w tej chwili - Levi Ackerman z zewnątrz wiał chłodem... Ale w środku... Był szczęśliwy? Czy można tak nazwać to uczucie? Eren położył dłoń na policzku Antykwariusza i westchnął z rozkoszy. Taki smak... Przesączony szampanem i zapach... Zmysłowy zapach Levi'a, jego oddech - ciepły, muskający policzki i wargi Erena, doprowadzał go do szaleństwa.

   —  Posłuchaj, gówniarzu — zaczął, dysząc lekko i łapiąc twarz imigranta w dłonie gorączkowo - bądź mój i zostań ze mną we Francji.

Eren uśmiechnął się wzruszony słysząc ten ton, gdy przed oczami stanął mu obraz jego rodziny.

"Zostań ze mną we Francji.."

Słowa Levi'a nabrzmiewały w jego głowie mocno i okropnie głośno. Odepchnął szybko jego dłonie. Eren nie mógł zostać tutaj- musi wracać do rodziny i spłacić cały ich dług, co do jena.

   — Nie chcę! — zawołał nagle, jak opętany, a potem dopiero spojrzał na twarz Levi'a, w jego oczy- puste, bez wyrazu. Opamiętał się szybko i położył obie dłonie na policzkach Antykwariusza, już ze łzami w oczach.

   —  To znaczy... Ja...

   —  Nie — warknął Levi chłodno i Odepchnął go od siebie.- Nie.

Czarnowłosy, chyba po raz pierwszy, czuł się tak upokorzony. Pieprzony gówniarz, aż tak lubił się bawić w dom? W środku wręcz gotował się z rozgoryczenia i żalu. A on myślał..

No właśnie, że nie- upomniał się prędko- Nie myślałeś, wypuszczając do siebie nielegalnego imigranta.

    Eren próbował to wyjaśnić- próbował dotknąć Levi'a, ale kobaltooki nie chciał tego, nie życzył sobie jego czułości. Patrzył na niego obojętnie, jakby nic nigdy ich nie łączyło, a Eren był kimś obcym. Coś nagle w nim pękło, a świadomość, że chłopak o czekoladowych włosach, możliwe, że go jedynie wykorzystał, a teraz patrzył na niego tym błagającym wzrokiem, tylko wzmogła w nim rozgoryczenie. Odwrócił wzrok, a potem wziął głęboki wdech, dokonując wyboru i chwycił rękoma kierownicę.

   —  Wyjdź — powiedział, beznamiętnie i stanowczo, a po policzku Erena spłynęły łzy.

   —  L..Levi — łkał cicho i chciał już się przybliżyć, gdy czarnowłosy łypnął na niego wzrokiem pełnym gniewu.

   —  Wypierdalaj — warknął nagle i oparł czoło o kierownicę, słysząc trzaskanie drzwiami.

N I E U C H W Y T N Y |Ereri|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz