Kiedy to ostatnio Eren spał w zupełnie obcym łóżku? Dodatkowo z mężczyzną? Takie myśli krążyły bezgranicznie po jego głowie, gdy wstał i pokuśtykał przed siebie do salonu i usiadł na wygodnej sofie, obserwując, jak Levi smaruje bułki masłem. Jego cała postura - proste plecy, wąskie, ale silne ramiona i głowa lekko pochylona w dół, sprawiała, że uśmiech wpływał na usta chłopaka o szmaragdowych oczach i sinych policzkach. Dobrze wiedział, że Levi dużo poświęcał przez takie coś, a jednak to robił.
—Dziękuję — wychrypiał cicho Eren, uśmiechając się szeroko, a Levi popatrzył na niego przez ramię, ze stoickim spokojem wymalowanym na twarzy. Wziął wdech, jeden, a porządny i obrócił się przodem do Erena, opierając się o blat tyłem.
— Eren — zaczął Levi i położył przed chłopakiem, na stoliku kawowym, talerz z kanapkami.— Po pierwsze: jedz. Po drugie: pozwalam Ci zostać — dodał, popijając gorącą kawę. Długo nad tym myślał, musiał przyznać, bo jakieś trzy godziny bez przerwy zastanawiał się co dalej z chłopakiem. — Możesz spać na kanapie. Ale nie tak jak dzisiaj. To nasz warunek — wymruczał szybko, a Eren kiwał głową zrozumiale. — Kasą też nie musisz się przejmować.
Znowu to kiwnięcie głową.
Chłopak o szmaragdowych oczach był szczęśliwy, jak nigdy. Albo to przez to, że wreszcie poznał kogoś, kto chce mu pomóc, albo po prostu cieszył się z nowego doznania. Wiadomo, pasożytem być nie zamierzał i chciał potem zwrócić Levi'owi wszystko - co do grosza, jednak jak na jego standardy, mogło to potrwać. Eren chwycił kanapkę do ręki i uśmiechnął się przygryzając ogórka. Czuł na sobie jego wzrok, wibrujący w organizmie niczym wiertarka. Nie, że mu to przeszkadzało. Nic z tych rzeczy! To było przyjemne uczucie - jak kobalt powoli pożera każdą cząstkę jego ciała. Eren, raptownie przejmował to spojrzenie, a przynajmniej próbował, odkąd Levi stał się dla niego oparciem.
Czarnowłosy za to nie czuł najmniejszej potrzeby, by się tym przejmować. Złożył obietnicę - dotrzyma jej, a potem ich drogi rozejdą się - on wroci do swojego spokojnego antykwariatu, a Eren dostanie obywatelstwo i zacznie pracować jak człowiek, a nie bydło. To prosty układ. Tak przynajmniej mu się wydawało. Eren nie był przestępcą, więc Levi'owi nic nie groziło z jego strony. Wszystko wydawało się banalne.
Levi na kilka dni zrezygnował z antykawiatu, a zamiast tego, zajął się biednym chłopakiem, który potrzebował pomocy. Obydwoje patrzyli na siebie dziwnie, gdy Levi musiał dotykać jego boku by nałożyć bandaż, gdyż tam w środku, chcieli więcej - to wydawało im się czystym nonsensem.
Rany goiły się dosyć wolno, ale przynajmniej twarz Erena wyglądała już jak wcześniej - czysta i promienna, z rumianymi policzkami i dodatkowo, oczami błyszczącymi ze szczęścia. Łatwo było zgadnąć, że z dnia na dzień byli sobie coraz bliżsi.
— Zostań, Eren. Na ile tylko chcesz — szepnął pewnego wieczoru Levi, gdy leżeli na łóżku i wpatrywali się w sufit, wyciszeni. Cisza, wymowna dla tej dwójki, w jednej chwili została zerwana. Chłopak o czekoladowych włosach, spojrzał w oczy czarnowłosego i uśmiechnął się delikatnie. Gdy Eren pokiwał głową, antykwariusz wręcz odetchnął z pewnego rodzaju ulgi.
Gdyby zielonooki mu odmówił - oznaczałoby to dla niego tylko jedno. Wziął więc dłoń Erena i złożył na niej delikatny pocałunek, a ten zaczerwienił się gwałtownie. Dziwne, jego serce waliło w klatce piersiowej jak młotem. Spojrzał w kobaltowe tęczówki i po chwili wyrwał swoją dłoń z jego uścisku, speszony. Levi działał na niego od pewnego czasu jak zastrzyk energii. Każde zetknięcie z nim i wymienione słowo, to jak pomagał mu się do niego w pełni przeprowadzić. Eren po prostu nie umiał ukryć, że czuł coś do czarnowłosego Antykwariusza o hipnotyzujących tęczówkach i jasnej cerze.
***
Święta, a właściwie kilka dni przed nimi, Eren z Levi'em spędzali razem. Naprawdę, każda chwila, którą dzielili była dla nich niezwykle cenna. Każdy uśmiech i dźwięczny śmiech Erena, gdy piekli razem pierniki, był dla Levi'a czymś wspaniałym. Mimo, że tego nie okazywał, te dwadzieścia trzy dni, które chłopak o szmaragdowych oczach spędził u niego, były najlepszymi, odkąd się tu wprowadził. Już nie było tu cicho - wręcz przeciwnie. Panował wieczny gwar, który nielegalny imigrant rozprowadzał w ciągu kilku sekund, a Antykwariusz nie miał nic przeciwko temu.
***
—Ten nie, Levi! — zaśmiał się Eren uroczo, gdy Levi poprawiał jego garnitur.
— Zamknij się, gówniarzu. Tak jest dobrze. Poza tym, jak już mamy się pokazać na tej całej imprezie bożonarodzeniowej, musimy wyglądać porządnie — prychnął i łypnął wzrokiem na szatyna, jakby chciał powiedzieć "Nie kłóć się ze mną", a on przyjął to z serdecznym śmiechem, kiwając głową jak jedna z tych zabawek dla dzieci.
— Jest za drogi! — zaczął na nowo chłopak o czekoladowych włosach, dręczony przez wyrzuty. Levi tylko spojrzał na metkę i wzruszył ramionami.
— Nie wyglądasz w nim ładnie. Ślicznie też nie. Ale wiesz jak? Jak miliard dolarów. Dlatego Ci go kupię, jako prezent ode mnie.
Na policzki Erena wstąpił ogromny rumieniec, który ciężko było pominąć wzrokiem. Spojrzał na Levi'a, a on wykrzywił usta w charakterystyczny grymas, jakby krzywy uśmiech w jego wykonaniu. Eren lubił ten widok. Lubił przebywać z Levi'em, nawet gdy był ofiarą jego sarkazmu i ironii.
— Bierzemy — powiedział po chwili czarnowłosy, lustrując chłopaka wszerz i wzdłuż, a on tylko uśmiechnął się, czerwony jak buraczek i wlepił wzrok w swoje nowe buty, dopasowane do garnituru.
Levi rzadko kiedy dawał Erenowi tak wymowne znaki czego chce. Tym razem jednak, było inaczej. Obserwował go bacznie i czule jednocześnie, jak to idzie obok niego, po murku i ściska jego dłoń delikatnie, byleby nie spaść. Śnieg padał ciągle i nieprzerwanie, ale im to nie przeszkadzało. Mieli już wszystko przygotowane przy sposobności świąt Bożego Narodzenia, a Eren cieszył się niezwykle, że pozna nowe osoby. Levi nawet poprosił organizatorkę, by wpuściła Connie'ego na imprezę. Było ciężko, ale jakoś wyszło. Zielonooki uśmiechnął się do Antykwariusza, machającego reklamówką.
— Dziękuję, Levi — och, gdybyście wiedzieli jak czarnowłosy tracił szybko głowę, gdy Eren mówił do niego tym delikatnym, a zarazem pełnym słodyczy tonem. Antykwariusz nie umiał mu się często oprzeć, doprawdy. Jak taki gówniarz bez papierów mógł tak go oczarować... Pokiwał tylko głową i spojrzał w zielone, świecące jak para kryształów, oczy. Nie był na tyle ślepy, by nie dostrzec tego, co się w nich iściło. Levi od pewnego czasu zaczął zauważać uczucia Erena. Gdy chłopak czasami przez przypadek wchodził mu do łazienki, lub robił śniadanie - to zawsze z tym samym, maślanym wzrokiem. Bądź co bądź, ale Eren jeszcze nigdy nie złamał warunku - nie został u niego, by zasnąć u jego boku, mimo, że miał do tego kilka okazji. Kilkukrotnie dało się wyczuć po jego oczach wyraźną niechęć do opuszczania pokoju - to jak smętny wzrok przesuwał powoli pole widzenia po pomieszczeniu, byleby nie patrzeć na Levi'a, a usta wypowiadały każde słowo, które ślina przyniosła na język tak - aby wydłużyć czas przebywania z czarnowłosym. Antykwariusz, często sam miał ochotę chwycić małolata w ramiona i tulić go do samego rana, tak by jego wzrok nie wyrażał tego pieprzonego rozgoryczenia.
— Nie ma za co — odrzekł Levi i ścisnął jego dłoń nieco mocniej, na co szatyn zareagował nieśmiałym uśmiechem.

CZYTASZ
N I E U C H W Y T N Y |Ereri|
FanfictionGdy paryskie latarnie powoli przestają świecić, a policyjne światła rozpraszają się po budynkach natarczywie, nadchodzi czas ucieczki nieuchwytnego. A któż by pomyślał, że jego życie zmieni się pewnej zimowej nocy, dzięki słabemu promykowi światła? ...