Eren już nie liczył wrzasków, w których pielęgniarki błagały go o to, by odłożył te odświeżacze do powietrza. Zawsze, zerkał wtedy na buteleczkę z drobnym, leśnym nadrukiem i wzruszał ramionami, upominając się, że Levi uwielbia zapach sosen.
Od czasu rozmowy z lekarzem, mężczyzna o czekoladowych włosach, nabierał coraz więcej pewności, że niedługo znów ujrzy ten znajomy grymas na ukochanej twarzy.
Dlaczego byli tak blisko, a daleko jednocześnie? Eren spędzał ze swoim mężem naprawdę dużo czasu, oznaczonego tęsknotą, co tylko zbliżało go do niego. Jego uczucia, z dnia na dzień, były coraz głębsze. Miłość, tak. Zielonooki nie myślał nigdy, że może być jeszcze głębsza.
***
— Pięknie Ci w takiej zieleni, wiesz?— zaśmiał się jednego dnia i chwycił zimną dłoń swojego męża.
Levi jak zwykle ubrany był w to dziwne, zielone wdzianko.
— Ale wiesz? Ann uszyła dla Ciebie kilka sweterków — dodał i oparł twarz na dłoni, z uśmiechem. — I trochę tęsknię za Twoim kolorowym ubiorem — tu zerknął na niego i westchnął. — Nie obrażaj się tylko, dobrze? Wiesz, że mi się podobasz we wszystkim, ale... Naprawdę tęsknię, nawet za tym durnym swetrem z pandą.
Eren zaśmiał się cicho i starł z policzka pojedynczą łzę.
— Wcale nie płaczę, nie martw się - szepnął i przygryzł wargę. — Za dużo teraz nie śpię, tak myślę... — przyznał cicho. — Ale to chyba dlatego, że nie ma Cię obok. I wiesz... Twoja poduszka nie pachnie już Tobą. Myślę, że to dlatego... Tak. Wiem, że jestem gówniarzem, wiem — dodał cicho i zwilżył językiem suchą wargę.
Nie wiedział co już mówić, nie wiedział jak tłumaczyć się ze swoich łez, byleby nie spowodować u Levi'a wyrzutów sumienia, nie wiedział niczego. Minął kolejny tydzień, przepełniony wspólnym czytaniem książek i rozmów o wszystkim, a o niczym równocześnie.
Ale czy milczenie nie było wystarczająco wymowne? Czy cisza między nimi nie była wyjątkowo głośna? Eren zastukał w blat białej etażerki, usytuowanej blisko łóżka czarnowłosego i westchnął cicho, patrząc zmęczonym wzrokiem na swojego męża. Ostatniej nocy nie spał dobrze. Żadnej nocy nie spał dobrze.
Codziennie, gdy tylko wracał do domu i rzucał klucze na półkę, niedaleko wejściowych drzwi, szedł do sypialni i grzebał w szafie Levi'a byleby zarzucić na siebie jego sweter i znów poczuć ten cudowny, piżmowy zapach, który w szpitalu zakłócała woń środków dezynfekujących. Każdego, pieprzonego dnia przypominał sobie ich zaręczyny, jadł ulubioną potrawę Levi'a - Quiche Lorraine - i czytał po raz tysięczny tą samą książkę. Z czasem młodzieniec, który jeszcze niedawno cieszył się nawet ze znalezienia na chodniku monety, tracił swoje siły, które od zawsze, pchały go do przodu. Chodził do szpitala, czytał książki i oddawał się swojej miłości - po całości. Nie zwracał uwagi na to, że znacznie schudł, a jego oczy wiecznie były podkrążone. Nie. Nie to w tej chwili było dla niego najistotniejsze.
***
— Eren, zobacz! — Gilles zawołała pociesznie, wyciągając starą kamerę z szuflady, pod telewizorem. Brązowowłosy uniósł prawą brew i podszedł do niej.
— Hm? — wymruczał, patrząc na przedmiot z dziwnym uciskiem w sercu.
Tego dnia, gdy przy Levi'u był Connie z Hanji, a mężczyzna o czekoladowych włosach dostał nakaz, by pospędzać nieco czasu z Ann i Gills, myślał tylko o jednym - o N i m . O jego zimnych dłoniach, jasnej skórze i suchych wargach, które jeszcze niedawno tak słodko wręczały mu drobne pocałunki.
![](https://img.wattpad.com/cover/77939347-288-k158108.jpg)
CZYTASZ
N I E U C H W Y T N Y |Ereri|
FanfictionGdy paryskie latarnie powoli przestają świecić, a policyjne światła rozpraszają się po budynkach natarczywie, nadchodzi czas ucieczki nieuchwytnego. A któż by pomyślał, że jego życie zmieni się pewnej zimowej nocy, dzięki słabemu promykowi światła? ...