XV

3.3K 415 132
                                    

   — Bez kwiatów! — Eren zaczerwienił się i wziął głęboki wdech, rozglądając się i odpychając ręce Hanji. — Naprawdę... Co za dużo to niezdrowo!

   Oddychał szybko i nierówno, ręce mu drżały, pociły się na potęgę, a on sam, przeskakiwał z nogi na nogę ze stresu. Serce biło mu, jakby zaraz miało wypaść z piersi. Jak być odważnym? Connie patrzył na szatyna z krzywym uśmiechem i zakładał ręce na piersi, a Hanji przeszła z korytarza na salę, pchając grube, drewniane drzwi i pokazując Erenowi, że trzyma kciuki.

Po chwili zniknęła.

    — Connie... — Eren spojrzał na przyjaciela, blady jak ściana, a on podszedł i uśmiechnął się ciepło. — Dziś jest przecież Wigilia...

   — I co z tego? — mężczyzna wzruszył ramionami i zaśmiał się, kładąc mu dłoń na ramieniu, dla otuchy. — Mamy podwójną okazję, by świętować.

***

Gdy Eren wrócił do Levi'a ten o mało nie rozpłakał się ze szczęścia - mimo kamiennej twarzy. Codzienne pobudki były tak cudowne!

Levi parzył kawę, dokładnie mieląc jej ziarna uprzednio i patrzył na Erena tym swoim wzrokiem z dziwną melancholią.

Bo Levi coś ukrywał... To drobne pudełko, w którym mieściła się bransoletka - Eren miał ją otrzymać w dzień, w którym zniknął. Czarnowłosy nie wiedział jednak, co zrobić. Przetrzymywał u siebie uciekiniera, mimo wszystko. Dotknął drobnego pudełeczka, które skrywał w kieszeni i wziął głęboki wdech.

    — Pójdziemy do urzędu, po obywatelstwo — powiedział nagle, pochylając się nad filiżanką herbaty.

   — Ale... — Eren wziął głęboki wdech i zacisnął dłonie na swoim kubku w kropki. — Co jeśli... każą mi wracać...?— zapytał, przełykając głośno ślinę.

Levi uśmiechnął się niewidocznie z trudem i położył dłoń na delikatnym policzku Erena.

    — Gdzie? — zapytał kojącym głosem.

   — Do domu... — odparł szatyn, a Levi westchnął.

   — Przecież tu jest Twój dom.

Myśli Erena ostatnio były nadzwyczaj wolne, więc zanim zdążył przeanalizować sytuację i powiedzieć Levi'owi coś, co ukoiłoby jego serce, ciało Erena, a dokładniej, jego szmaragdowe oczy zaczęły wypuszczać mimowolnie strumień łez.

Levi nie mógł na to patrzeć - odkąd stracił Erena po raz pierwszy, potem i drugi - niemalże na zawsze - nie mógł pozwolić, by to powtórzyło się po raz trzeci. Wstał i podszedł do chłopaka, pozwalając mu na to, by wtulił się w jego czarne włosy i klękając przed nim jednocześnie.

   — Eren... — zaczął wolno. — Umierałem każdego dnia, czekając na Ciebie. Wiem, że czas pędzi, i że nie da się go cofnąć... Ale zrozum — uniósł nagle na niego swój spokojny wzrok i zmienił sposób klękania z dwóch, na jedno kolano.

—  Nie masz czego się bać, gdy jesteś przy mnie, gówniarzu. Kocham Cię, Eren — szepnął, a chłopak o szmaragdowych oczach patrzył na niego zaskoczony. Te słowa...

"Kocham Cię"

Eren nie słyszał ich od Levi'a codziennie... Stop. On nigdy ich od niego nie usłyszał. Zasłonił usta rękami, pozwalając by ogarnęła go nowa fala emocji i łez. To nie był dzień, jak każdy inny. Był wyjątkowy, najcudowniejszy. Jak z bajki.

   — Levi... Skąd wiesz, że nas nie rozdzielą..? — powiedział nagle. — Skąd wiesz, że za kilka dni nie wpakują mnie w samolot i zostanę sam?! Rozumiesz to?! Władze nie patrzą na mnie jak na normalnego człowieka, tylko jak na marnego wyrzutka! Skąd to, na miłość boską, wiesz?!

N I E U C H W Y T N Y |Ereri|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz