Rozdział VI

103 11 3
                                    

Czuję mrowienie na całym ciele.
Spoglądam w lustro. Na twarzy mam przylegającą maskę, a ciało okrywa mi obcisły lateksowy kostium. Włosy mam spięte w kucyka, a nad lewym uchem połyskuje mi wsuwka. Teraz jest na niej wzór: cztery kropki z żółtą spiralką pośrodku.
Na cienkim pasku w biodrach mam zaczepioną długą wstążkę, zakończoną z jednej strony brązową rączką. Nie jestem w stanie jednak określić koloru mojego stroju. Raz jest szmaragdowozielony, raz błękitny albo pomarańczowy; jego barwa zmienia się jak w kalejdoskopie.
Wyciągam zza paska moją broń.
Na rączce zauważam przycisk z takim samym symbolem jak na wsuwce. Przesuwam go w górę, a wstążka zaczyna się skracać. Przesuwam w dół, a ona ponownie się wydłuża.
Szczerzę się do siebie w lustrze.
Zarzucam wstążkę do przodu trenując wojowniczy okrzyk.
- Hajaaaaa!
Nie, to nie brzmi dobrze.
Koniec wstęgi ma jednak więcej siły niż się spodziewałam. Zarzucam gipsową ramkę z żółwiem na podłogę. Roztrzaskuje się w drobne kawałeczki.
Ups. Potem posprzątam, myślę i ponownie wychodzę na zewnątrz.
Stoję na dachu tak nie więcej niż pół godziny temu, ale czuję się zupełnie inaczej. Czuję się jak totalnie inna osoba. Postanawiam przetestować swoje umiejętności, zanim rodzice wrócą do domu. Biorę zamach i zarzucam wstęgę na komin najbliższego budynku. Na moje szczęście końcówka broni zaplątuje się wokół niego. Podciągam sprawdzając czy węzeł trzyma się w miarę mocno. Biorę rozbieg i rzucam się w przepaść między budynkami mocno trzymając uchwyt, obiema rękami. Przez kilka sekund szybuję nad Paryżem. Podnoszę nogi, żeby uniknąć zderzenia ze ścianą budynku naprzeciwko. Niesiona siłą rozpędu, biegnę jeszcze kilka kroków po dachu, zanim wytracę prędkość zdobytą w locie. Czuję przyjemne łaskotanie adrenaliny w żołądku. To jest lepsze niż jakakolwiek kolejka górska na jakiej byłam.
Śmieję się sama do siebie jak wariatka. Przesuwam przycisk w uchwycie broni w górę. Wstęga zwija się, samoczynnie odplątujac się od komina.
To zbyt piękne.
Przemieszczam się coraz płynniej i coraz szybciej.
Nagle czuję jak ktoś chwyta mnie za nadgarstek.
A raczej coś. Mam na ręce pętlę z jojo. Niespodziewanie zaciska się. Boli. Upuszczam moją wstążkę, czując odpływ krwi z palców.
Jak za sprawą czarodziejskiej różdżki przede mną pojawia się Biedronka, odplątując jojo.

- Um, hej - mówię rozmasowując nadgarstek.
- Kim jesteś? I co tu wyprawiasz? - pyta wyniośle bawiąc się swoją bronią między palcami.
- Jestem Camélèon. Nowa obrończyni Paryża.
- Ta, a ja jestem ciocia Zdzisia - kpi dziewczyna w obcisłym kostiumie, identycznym jak mój.
- Mówię prawdę! - twierdzę twardo.
- Nie gniewaj się na nią - wtrąca się trzeci głos. - Ma uraz.
Nie mija ułamek sekundy, kiedy do naszej dwójki na dachu, dołącza Czarny Kot.
- Chat Noir - przedstawia się podając mi rękę. Potrząsam nią niepewnie. Na jego palcu zauważam srebrny pierścień. Może to w nim znajduje się mi-mira-miraculum chłopaka.
Biedronka wciąż patrzy na mnie nieufnie.
- Niezwykła Biedronka - mówi po chwili wyniośle odrzucając kosmyk włosów do tyłu.
- Miło mi.

|Miraculous - Biedronka i Czarny Kot|  "Inna" - fanfiction. |Miraculum|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz