Rozdział VII

129 8 6
                                    

Nagle wszyscy troje podskakujemy, bo ogromny wybuch wprawia ziemię w drżenie.
- Za piekarnią. Prędko! - woła Biedronka nie zwracając się do nikogo w szczególności.
Razem z Kotem błyskawicznie ruszamy za nią. Chłopak chwyta swoją broń i rozciąga ją z krótkiego kawałka metalu w długą tyczkę.
Nie do końca wiem co mam robić, więc ściskam mocniej rączkę mojej wstążki w dłoni.
Przeskakujemy żwawo z jednego budynku na drugi, aż docieramy na miejsce.
Na dole w parku, wbrew moim oczekiwaniom, nie rozgrywa się żadna walka.
Wszędzie dookoła leżą prawie pełne worki ze śmieciami. Kilkanaście osób mechaniczne podnosi z ziemi puszki i papierki i wyrzuca je do odpowiednio oznaczonych worków. Wszystkiemu dyryguje wysoki na trzy metry olbrzym. Na głowie ma czapkę z symbolem recyklingu. Ubrany jest w płaszcz przeciwdeszczowy z worka na śmieci, ogrodniczki i kalosze wykonane z jakiegoś przezroczystego materiału. Nie wydają się być wygodne

*chwilę wcześniej*
Tom Joupe schyla się z cichym stęknięciem i podnosi z ziemi kolejny plastikowy papierek po batoniku. Ze złością zgniata go w dłoni. Nienawidzi śmiecenia w miejscach publicznych. Ale też śmiecenia w ogóle.
Po chwili siada na ławce, żeby chwilę odpocząć. Ni stąd ni z owąd pojawia się grupka czterech chłopaków. Podbiegają do blaszanego śmietnika i przewracają go kopniakiem, rozsypując zawartość na trawę.
Zanim pań Joupe zdąża się podnieść, groźnie wymachując laską, już uciekają w swoją stronę, rechocząc.
- Wracać tu, bachory! - wrzeszczy Tom ze złością rzuca swoją czapkę - bejsbolówkę z symbolem recyklingu na ziemię i przydeptuje ją.
Stoi chwilę ze spuszczoną głową. Nie zauważa kiedy niespodziewanie w jego czapkę wtapia się fioletowo-czarny motyl.
- Witaj, Antyśmieciotworze. - słyszy niski, męski głos w swojej głowie. - Jestem Władca Ciem. Mogę dać ci moc do ukarania tych, którzy zadają ci ból i cierpienie. W zamian, oczekuję jedynie dwóch, małych miraculów.
- To na co jeszcze czekamy? - pyta Tom, a jego ciało okrywa fioletowa masa.

Szybko przemieszczamy się na dół po ścianach budynku. Ja zostaję z tyłu i obserwuję co robią prawowici obrońcy w Paryża. W końcu takie akcje do dzisiaj oglądałam tylko w telewizji. Ja jestem tu dziś tylko towarem gratis.
Chat od razu rzuca się na stwora, kiedy Biedronka lustruje go uważnie wzrokiem, od stóp do głów.
- Szukasz na nim czegoś? - pytam.
Dziewczyna odwraca się i spogląda teraz na mnie.
- No tak, skąd możesz wiedzieć - mruczy, a potem dodaje - Miejsca gdzie ukryta jest akuma. Działa tak jak nasze miraculum. Kiedy je zniszczymy, potwory przestają być groźne i wracają do normalnego stanu.
Kiwam głową i ruszam do przodu.
Kręcę moją wstążką młynka nad głową. Kiedy zarzucam ją do przodu, ześlizguje się nawet nie muskając olbrzyma. Tymczasem Czarny Kot właśnie obrywa ogromną miotłą w plecy i upada ciężko na bruk. Próbuję jeszcze raz. Tym razem mi się udaje i broń zaplątuje się na nodze potwora. Wkładając w to całą swoją siłę, mocno podciągam za uchwyt. To skutkuje i olbrzym upada na brzuch.
Jak na moją pierwszą akcję, całkiem udane, myślę. Chwilę później dostaję monstrualną szufelką w skroń. Czuję pulsujący ból i opadam na ziemię. Potrząsam głową próbując odgonić mroczki przed oczami.
Widzę, że potwór zbliża się do mnie, więc wstaję chwiejnie. Ciągle kręci mi się w głowie.
Wtedy widzę błysk czerwieni. Chwilę później rozlega się ryk dezorientacji. Z tego co udaje mi się dostrzec, ręce olbrzyma oplatają ciasne więzy ze sznurka od jojo. Znowu ruszam przed siebie szukając wzrokiem Czarnego Kota.

Marinette
Czarny Kot podnosi się gdzieś obok, a nowa dziewczyna otrząsa się po potężnym ciosie w głowę. Postanawiam zakończyć już tę potyczkę.
- Szczęśliwy traf! - krzyczę .
Chwilę później trzymam w dłoni... Czerwone rajstopy w czarne kropki.
- I co ja mam z tym zrobić? - mruczę do siebie pod nosem.
Rozglądam się wokół.
Po chwili zauważam aż siedem podświetlających się przedmiotów. Chata, jego kici kij, Camélèon i jej wstęgę, kij od zniszczonej przeze mnie miotły Śmieciostwora, jakiś patyk leżący niedaleko i rajstopy które trzymam w ręce. Chwilę myślę i nagle doznaję olśnienia.
Kątem oka widzę jak dwójka moich towarzyszy zbliża się w moim kierunku. Daję im znak dłonią by podążali za mną.
- Łap jeden koniec wstęgi! - krzyczę do Chata. Widzę, że olbrzym już się zbliża rycząc gniewnie.
Dostrzegam błysk zrozumienia w oczach rudowłosej. Dziewczyna i Kot naprężają razem wstęgę.
Ja szybko schylam się chwytając kij od miotły i kawałek dalej - patyk. Z miłym zaskoczeniem zauważam że są prawie tej samej długości. Przywiązuję jedną z nogawek rajstopy do jednego kijka, drugą do drugiego. Tym sposobem zdobywam nadnaturalnej wielkości procę. Biegnę z powrotem do moich towarzyszy. samą porę. Zdążyli sprawić, że olbrzym stracił równowagę. Już dawno zdążyłam zauważyć, że akuma prawdopodobnie schowana była w czapce ofiary Władcy Ciem.
- Daj tyczkę! - krzyczę do Chata, który natychmiast rzuca mi kici kij. Napinam rajstopy między patykami i opieram je o ziemię.
Camélèon podbiega i wyręczając mnie sama chwyta niby-procę.
Olbrzym odzyskuje równowagę i rusza prosto na nas. Wydłużam trochę kij Kota i łapię koniec przez materiał rajstopy. Zaczyna to przypominać łuk w którym rajstopy są cieciwą, a tyczka Chat Noira - strzałą. Z wysiłkiem pociągam "cięciwę" w tył mierząc w głowę olbrzyma. Liczę do trzech i puszczam ją. Kici kij niczym strzała szybuje przez chwilę, aż perfekcyjnie trafia w cel zrzucając czapkę z głowy potwora, na ziemię.
Kot błyskawicznie łapie ją i jednym ruchem rzuca do mnie. Chwytam ją z łatwością.
Nie jestem w stanie rozerwać czapki, więc tylko rozpruwam jeden ze szwów. To wystarcza. Ze środka wylatuje czarny motyl.
- Czas wypędzić złe moce! - wołam, łapiąc akumę moim jojo.
Po chwili wypuszczam białego, niegroźnego motylka na wolność. Śmieciowy potwór przemienia się z powrotem w staruszka chodzącego o lasce. Mężczyzna potrząsa głową i że zdziwionym wyrazem twarzy odchodzi w swoją stronę.

Lana
Razem z Czarnym Kotem, podchodzimy do dziewczyny, która obserwuje odlatującego w siną dal motyla.
- Zaliczone - mówią równocześnie Biedronka i Chat, przybijając żółwika. Nie do końca wiem co ze sobą zrobić, więc po prostu stoję z boku przygryzając wargę. Wtedy granatowowłosa odwraca się do mnie, zaciskając dłoń w pięść. Najpierw myślę, że chce mi przyłożyć, a dopiero potem orientuję się, że chodzi o żółwika. Biedronka uśmiecha się do mnie lekko, zarzuca jojo na najbliższą latarnię i znika między budynkami.
Ja i Chat stoimy jeszcze chwilę obok siebie, kiedy ciszę przerywa pikanie mojej wsuwki.
- No - odzywam się w końcu - To do zobaczenia.
Wyciągam rękę, a Kot ściska ją swoją.
- Tak. Na razie, tęczusiu! - woła odbiegając w swoją stronę. Po chwili znika w jednej z uliczek.
Jeszcze kilka sekund patrzę za nim, a chwilę później czuję lekkie mrowienie na całym ciele. Obok mnie pojawia się Naala.
- Chyba nie będzie tak źle, co nie? - odzywa się kwami, siadając mi na ramieniu.
- Nie - mówię, patrząc w niebo. Zdecydowanie nie będzie źle.

Władca Ciem
- Staruszek oddał kolejne miraculum. - mówi wysoki mężczyzna z laską, zakończoną okrągłą rączka - Ale to nic. Im więcej on oddaje, tym więcej ja mogę zabrać! A więcej miraculów to więcej władzy!
Postać wybucha przenikliwym, zimnym śmiechem. Po chwili, okno, jego jedyny kontakt ze światem, zamyka się, zalewając wszystko nieprzeniknioną ciemnością.

Możecie być ze mnie dumni! To mój pierwszy w ogóle, tak długi rozdział! 1150 słów! Mam nadzieję że się wam spodobał! Dajcie znać!









|Miraculous - Biedronka i Czarny Kot|  "Inna" - fanfiction. |Miraculum|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz