Rozdział XIII

73 4 6
                                    

Wpadam do szpitala. Biegnę przez korytarz ślizgając się po zabłoconej butami podłodze. Opieram się o oknienko recepcjonistki, przepychając się naprzód kolejki. Słyszę kilka przekleństw i pogróżek, ale nie zwracam na nie uwagi.
- Hanna Harleen - dyszę - Gdzie ją znajdę?
- Proszę przejść na koniec kolejki - odpowiada spokojnie kobieta za szybą poprawiając okulary.
Mam wrażenie, że zaraz wybuchnę. Zalewa mnie nowa fala gorąca.
- Proszę, to bardzo pilne - mówię z wysiłkiem utrzymując nerwy na wodzy.
Recepcjonistka ponownie kręci głową.
Wściekła wypadam z kolejki i ruszam w pierwszy lepszy korytarz. Biegnę na jego koniec i skręcam w jedno z rozgałęzień. Po chwili nie mam już zielonego pojęcia gdzie jestem. Wszystkie drzwi wyglądają tak samo.
Zaczynam już tracić nadzieję, kiedy nagle wpadam prosto w łóżko na kółkach wyjeżdżające zza rogu.
Leży na nim jakaś czarnowłosa postać. Dopiero po chwili rozpoznaję w niej Hannę. Ma podbite oczy i rozciętą wargę. We włosach ma mnóstwo krwi.
- Proszę się odsunąć! - woła pielęgniarka, przepychając mnie pod ścianę, żebym zrobiła miejsce.
Zaraz za łóżkiem biegnie kobieta, którą też ledwo rozpoznaję.
Mama ma czarne smugi tuszu pod oczami i szminkę na policzku. Włosy posklejane w strąki zwieszają się smętnie po obu stronach jej twarzy.
- Mamo! - krzyczę, bo obrzuca mnie tylko zamglonym spojrzeniem i dalej ślepo pędzi za łóżkiem na kółkach.
Nie próbuję jej dogonić. Biegnę dalej korytarzem. Na turkusowym, plastikowym krzesełku siedzi tata chowając twarz w dłoniach. Ramiona lekko mu drżą i widzę, że płacze.
Tata  n i g d y nie płacze.
Siadam na krzesełku obok i staram się uspokoić oddech.
Wdech.
Wydech.
Wdech.
Wydech.
Wszystko będzie w porządku. To szpital. Znają się na tym. Wyleczą Hannę. Spokojnie. Spokojnie. Spokojnie.
Po chwili mama znów zjawia się obok nas i siada po drugiej stronie taty. Cała się trzęsie.
Siedzimy tak we trójkę nic nie mówiąc. Co chwila telefony rodziców dzwonią, ale oni odrzucają każde połączenie nawet nie patrząc na wyświetlacze.

- Harleen? - słyszę nasze nazwisko wypowiedziane przez gruby, niski głos.
Podnoszę wzrok. Właściciel głosu to lekarz. Ma grube czarne brwi i okulary w drucianych oprawkach. Mama wstaje na drżących nogach. Mężczyzna mówi jej coś cicho i podaje kartkę na podkładce i długopis. Potem ściska lekko jej dłoń.
Po chwili mama wraca na miejsce i siada ciężko obok taty.
- I co z Hanną? - pytam cicho.
Odpowiada mi cisza.
- Mamo?
- Mamo!
Wściekła kopię w śmietnik występując jego zawartość.
- Powiedz mi co się dzieje! Ona jest też moją siostrą! - krzyczę.
- Była. - w końcu szepczę mama.
- Co?
- Hanna... Hanna nie żyje.

|Miraculous - Biedronka i Czarny Kot|  "Inna" - fanfiction. |Miraculum|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz