200 wyświetleń za nami
Zapraszam do czytania
- Wszystko dobrze? – melodyjny, znajomy głos rozbrzmiał za moimi plecami.
Odwróciłam się nagle, popełniając ogromny błąd.
Gdy tylko moje palce musnęły ramię Marie, ziemia usunęła się spod moich stóp. Ogień przeszył całe moje ciało i wstąpił w przeraźliwym tempie do czaszki, rozpalając ją od wewnątrz. Świat zatopił się w szarości, a moje zmysły częściowo przestały działać. Beznamiętną twarz Marie zastąpiły palące niczym rozżarzone żelazo wspomnienia, nie należące do mnie: twarz roześmianego chłopca, trzymającego w rękach zabawkowy pistolet na wodę, czarno-biały film wyświetlany na olbrzymim ekranie w samochodowym kinie, przepiękne kwiaty rozkwitające za oknem, mimo wielkiej śnieżycy szalejącej w ogródku, szkolna tablica zapisana masą niemożliwych do rozszyfrowania równań, fala ciosów szybkich jak seria z migawki aparatu fotograficznego, spadających na mnie z każdej, możliwej strony.
Kiedy odzyskałam kontrolę nad swoim umysłem, wciąż patrzyłyśmy sobie w oczy. Przez chwilę wydaje mi się, że zamiast zwykłych niebieskich tęczówek Marie, dostrzegłam odbicie własnych pszenicznych włosów, okalających moją twarz.
Uspokajam oddech i wirujące w głowie myśli, a czyjeś silne ramiona łapią mnie w talii, gdy tracę siłę w nogach. Marie natomiast wygląda na nowo narodzoną, a energia wręcz tryska z jej ciała. Gdy dostrzega mnie, wyraz jej twarzy zmienia się gwałtownie. Robi parę kroków w moją stronę i klęka przede mną.
- Jesteś strasznie blada, nic ci nie jest? – pyta zmartwiona.
Zmuszam swoje usta do lekkiego uśmiechu, kiwam lekko głową i staram się stanąć na własnych nogach. Czuję się coraz lepiej, siły powoli do mnie wracają. Tobias pomaga mi wstać i zabiera ręce z mojej talii, uśmiechając się pogodnie.
Marie wstaje i przykuwa wzrok do swojej prawej dłoni, na której lśni małe znamię słońca. Jej oczy rozszerzają się, a ona mruczy coś pod nosem.
- To niemożliwe – mówi, po czym rozprostowuję prawą rękę.
Po chwili z ziemi wyłania się żółty słonecznik, kierujący swój pąk w stronę promieni słonecznych. Marie wygląda na zaskoczoną i nie wierzy własnym oczom, jeszcze raz badając prawą dłoń.
- Nie macie nic innego do roboty? – Tobias przerwa ciszę, posyłając pytające spojrzenie do tłumu ludzi, gapiących się prosto w naszą stronę. Oni natychmiast odwracają wzrok i rozchodzą się w różnych kierunkach.
- Musisz mieć bardzo dużo pytań – Marie odezwała się łagodnym tonem - Zaufaj mi, że ja też, ale jeśli poświęcisz mi trochę czasu i zechcesz mnie wysłuchać, postaram się na nie wszystkie odpowiedzieć. Co ty na to?
- Dobrze, pójdę z tobą... ale najpierw wskażesz mi gościa, który ubrał mnie w coś takiego – powiedziałam, pociągając za rąbek koszuli.
- Ja z wielką chęcią mogłem ją przebrać – Tobias wtrącił się do rozmowy, wyraźnie urażony - Dlaczego znowu nikt mnie nie poinformował?
Marie westchnęła i pokręciła głową.
- Obiecuję, że następnym razem, gdy ktoś będzie potrzebował przebrania, zadzwonię do ciebie osobiście, a tym czasem, ojciec cię szuka, czeka na ciebie w gabinecie.
Chłopak zmarszczył brwi i posłał mi uśmiech, po czym odwrócił się i skierował się w stronę ceglanego budynku.
- Porozmawiamy w laboratorium, to tam – Marie wskazała ręką drewniane drzwi, gestem zapraszając mnie do środka.
***
- Więc od czego by tu zacząć? – zapytała Marie, rozsiadając się wygodnie na obrotowym krześle, wcześniej dając mi ubrania na zmianę. Sportowy, niebieski top na ramiączkach, czarną, dopasowaną kamizelkę bez rękawów, zapinaną suwakiem z przodu oraz treningowe legginsy w tym samym kolorze. Na każdej części ubioru widniało logo szkoły, złote słońce wyszywane błyszczącymi nićmi. Przynajmniej mają dobry gust.
- Może najpierw wyjaśnisz mi gdzie jestem? – podsunęłam jej pomysł.
- O tak, bardzo cię przepraszam, że nie powiedziałam ci tego wcześniej. Otóż nasz Instytut znajduje się w jednym z małych miasteczek niedaleko Londynu, spokojnie nie musisz się martwić, nie wywieźliśmy cię z kraju. Jest bardzo dobrze ukryty pośrodku lasu i trudny do odnalezienia dla... - zrobiła przerwę, szukając odpowiedniego słowa. - Zwyczajnych ludzi. Akademia Świtu, to miejsce przeznaczone dla specjalnej młodzieży, o niezwykłych umiejętnościach. Szkolimy je, uczymy i pomagamy im oswoić się ze swoimi darami, a także zaklimatyzować w zwykłym świecie. Uczęszczają tu dzieci z różnych krańców świata, o różnych narodowościach, talentach i zainteresowaniach – Marie mówiła dalej, a ja słuchałam jej z wielką uwagą. - Czasami ich moc jest dziedziczna, przekazywana z pokolenia na pokolenie, wtedy sytuacja nie jest taka zła, ponieważ ich rodziny również należą do społeczności Heliosów – tak się właśnie nazywamy - ale istnieją także przypadki, w których moc pojawia się nagle, niespodziewanie, a osoby ją obdarzone, nie mają bladego pojęcia co się z nimi dzieje. Ich rodzice i krewni zaczynają się ich bać i posyłają do szpitali psychiatrycznych, nie wiedząc jak im pomóc. Wówczas nasza placówka jest jedynym miejscem, w którym są bezpieczne i mogą być sobą. – Marie wstała z krzesła i zaczęła chodzić po malutkim gabinecie. - Takie dzieci bardzo często padały kiedyś ofiarą Łowców, tych samych, którzy ostatniej nocy próbowali cię dopaść, lecz w dzisiejszych czasach Zmienni wolą się nie wychylać, jest ich coraz mniej i nie chcą ryzykować. Dziwi mnie, że tak bardzo zależało im na twojej osobie, iż posunęli się nawet do ujawnienia.
- Więc to wszystko prawda? – zapytałam poddana myśli o niekończących się kłamstwach, które wolałabym teraz usłyszeć. Jak mam zaakceptować to, że jest dziwadłem i mogę nigdy nie wrócić już do domu. – Moi rodzice, czy oni naprawdę...
Marie spuściła wzrok, a moje oczy zaszkliły się od łez.
- Przykro mi.
Chciałam stamtąd uciec, najdalej jak się da, ale czy to, coś by dało?
- Znaleziono twoje rzeczy – Marie odezwała się cicho, przysuwając do mnie tacę z rozbitym iPhonem, paroma centami, czerwoną kopertówką i złotą kartą kredytową, na której mój dzienny limit wynosi trzy tysiące funtów. Te rzeczy nie przydadzą się już na nic.
- Współczuję ci i to bardzo i wiem jak się teraz czujesz. Moi rodzice umarli gdy miałam dziesięć lat, padli ofiarą Łowców. Ten Instytut ocalił mnie, przyniósł mi nadzieję i dzięki niemu dzisiaj jestem tym, kim jestem. Obiecuję ci, że równie dobrze zaopiekujemy się tobą i twoim niezwykłym darem, decyzja zależy od ciebie. Z naszych informacji wynika, że nie masz żadnej innej rodziny, więc lepiej było by, żebyś z nami została, ale wiedz że masz wybór, a my do niczego cię nie zmuszamy.
Czy miałam jakiś inny wybór? Samotne włóczenie się po lesie i walczenie o przetrwanie z watahą krwiożerczych wilków, raczej nie jest dla osoby, która ponad wszystko kocha Channinga Tatuma i swoje torebki.
- Jeśli potrzebujesz czasu...
- Nie, już podjęłam decyzję.
CZYTASZ
Escape before Sunrise
FantasyJedna impreza. Jedna noc. Jeden wypadek. A całe twoje dotychczasowe życie, może już nigdy do ciebie nie wrócić. Chloe Davis to zwykła siedemnastolatka. Po za niespotykaną urodą i przerażającymi koszmarami, nawiedzającymi ją prawie każdej nocy, nic...