Więcej gwiazdek i komentarzy nie zaszkodzi.
Marie nie czekała na odpowiedź i wślizgnęła się do mojego umysłu, by ją poznać. Dobrze wiedziałam że to zrobiła, w głowie poczułam dziwne mrowienie, a kark mimowolnie pociągnął moją czaszkę do tyłu. Minęła zaledwie sekunda, tak krótka, a jednocześnie idąca ociężałym krokiem przez mój umysł, że tak naprawdę nie wiedziałam, czy przeszła samotnie, czy z setkami kolegów. Gdy poczułam, że moje ciało się odpręża, że nie musi już dłużej nadwyrężać wszystkich nerwów mózgowych, Marie najwyraźniej opuściła moją podświadomość. Siedziała na obrotowym krześle z wielkim uśmiechem, tworzącym na jej twarzy delikatne zmarszczki w kącikach ust. Jej oczy błyszczały w promieniach wschodzącego słońca i ukazywały złote plamki na obrzeżach jasnobrązowych tęczówek.
- Przepraszam, czasami trudno jest mi się opanować. Cieszę się, że zdecydowałaś zostać – powiedziała, wychodząc zza biurka. Podeszła do wielkiego regału i zaczęła szukać coś w jednym z pudeł. – Chciałabyś wiedzieć coś jeszcze?
Coś jeszcze? Nie znałam odpowiedzi na miliard dręczących mnie pytań.
- Dlaczego nazywacie wilki Łowcami? – zapytałam w końcu.
Marie odwróciła wzrok od szafki i spojrzała na mnie tylko na chwilę, po czym znowu zajęła się przeszukiwaniem kartonowych skrzynek.
- Ponieważ to nie są zwykłe wilki.
Wilkołaki?
- Nie, spokojnie. Określenie wilkokrwiści, lepiej do nich pasuje – odpowiedziała na pytanie, które wypowiedziałam tylko w mojej głowie, jakby czytała mi w myślach. Nie, przepraszam, ona naprawdę czytała mi w myślach. – Wilkołaki przybierają postać wilka tylko podczas pełni, a Łowcy mogą to robić, kiedy tylko im się to żywnie zamarzy. I nie martw się, wilkołaki nie istnieją. Naoglądałaś się za dużo filmów – dodała marszcząc nos, a ja niemal słyszałam jak mówi: ,,tylko tego by nam jeszcze brakowało''. – Zmienni nie wiedzą co to granice, a i tak są najlepsi w przekraczaniu ich. Zabiją dla zabawy. Polują dla zabawy. Cudzy ból sprawia im przyjemność. Nie kierują się dobrem innych, mają na uwadze tylko czubek swojego zapchlonego nosa i oczywiście nosy własnej watahy – ton jej głosu nie przypominał tego, który wydobywał się z jej ust jeszcze kilka chwil temu, a jej oczy poczerniały, przybierając mocno brązowy odcień - Zarówno jak my, posiadają własne umiejętności, a w pakiecie także wyostrzony węch, wzrok, słuch. Są szybsi i silniejsi od przeciętnego człowieka, jednym słowem, mają wygrane na loterii. Zamordowali tyle osób... - zamilkła i odwróciła się w moją stronę. Wpatrywała się we mnie, jakby zobaczyła ducha.
Do kolekcji można dodać moją rodzinę – pomyślałam, starając się powstrzymać nagły wybuch emocji.
Na pewno to usłyszała, nie realnie, ale dzięki swoim umiejętnościom i dlatego natychmiast zmieniła temat.
- Jest jeszcze wcześnie, ale na pewno jesteś strasznie zmęczona po całym emocjonującym dniu, więc jutro zajmiemy się twoimi zdolnościami, a jak na razie..., znalazłam właśnie domek, do którego mogę cię dokwaterować. Jego lokatorki... no cóż, jakby to powiedzieć... nie przepadają za sobą i czasami jest tam odrobinę... głośniej – powiedziała, pocierając prawe ucho kciukiem dłoni. Znak, że kłamie. – Niestety nie mamy żadnych innych, wolnych domków, więc w tej kwestii nie dostajesz wyboru. Oprowadzanie zostawimy sobie na później, może Tobias będzie zainteresowany – dodała, posyłając mi znaczące spojrzenie.
***
Teren Akademii był ogromny. Sam budynek w którym mieściły się sale lekcyjne, aula, laboratoria chemiczne i z pewnością jeszcze trochę rozmaitych pokoi, które znajdują się w zwykłej szkole, zajmował sporo miejsca. Nie jestem pewna, czy słowo zwykła tutaj pasuje.
Obok niego znajdowały się inne, mniejsze budynki. Nowoczesna sala treningowa z oszklonymi ścianami, ogromna stołówka, która zdołała by pomieścić z sześćset osób, niewielki szpital, biura i pokoje nauczycieli oraz pracowników szkoły a także centrum laboratoryjne, w którym przeprowadzano badania i eksperymenty.
Cały Instytut znajdował się w lesie, ukryty pod wielkimi, rozłożystymi drzewami. Musiał posiadać również jakąś tarczę lub niewidzialną barierę, ponieważ przelatujące nad naszymi głowami samoloty, kompletnie nie zważały na jego istnienie.
Do każdego miejsca łatwo było się dostać idąc wybrukowaną ścieżką, która rozchodziła się w każdą możliwą stronę i którą razem z Marie brnęliśmy jakieś pięć minut w uspokajającej ciszy.
Pokoje uczniów mieściły się w małych, drewnianych domkach wybudowanych koło siebie co jakieś piętnaście metrów w nierównych odstępach, by nie przypominały upiornego osiedla. Zostały rozmieszczone w całym lesie, naokoło głównych budynków, a wewnątrz każdego z nich, znajdowały się trzy pokoje sypialniane, przytulny salonik z telewizorem i komputerem oraz malutka łazienka.
Gdy stanęłyśmy przed progiem domku numer 174, a zimne promienie słonecznie, które nie zdążyły jeszcze porządnie się wybudzić, muskały dach niewielkiego budynku, pokrytego czerwona dachówką, Marie odwróciła się w moją stronę i wyjęła z kieszeni dwie czarne rękawiczki.
- Nie ustaliłam dokładnie, na czym polega twoja umiejętność, ani nawet czy nadal masz moje zdolności, które odebrałaś a potem przywróciłaś mi dzisiejszego dnia, ale chciałabym żebyś na wszelki wypadek je nosiła – powiedziała, podając mi parę rękawiczek. – Nie wiemy do czego jesteś zdolna.
Gdy wypowiedziała te słowa, poczułam się jeszcze gorzej. Tak teraz miało wyglądać moje życie? Ludzie mieli się mnie bać, bać się mojego dotyku, uważać mnie za niebezpieczeństwo? Jeśli sama uważałam się za potwora, to co pomyślą inni gdy się dowiedzą? Co pomyśleli by Miranda i Luke?
- To nie tak miało... - Marie odezwała się, zapewne chcąc zaprzeczyć wszystkiemu temu, co działo się teraz w mojej głowie, ale donośny huk przerwał jej wypowiedź.
- Chciałam by było zimne, a nie całkowicie zmrożone! – głośny krzyk rozległ się zza drzwiami domku. Odrobinkę głośniej?
- To trzeba było poprosić sobie pingwiny o pomoc– odpowiedział jej inny głos, również należący do kobiety.
- Pingwiny nie żyją w tych lasach – odparła druga dziewczyna.
- A to mi nowość. Zaraz mi powiesz, że Mount Everest to najwyższa góra świata, a ty, Nicky Samons, jesteś posiadaczką najmniejszych piersi na świecie.
- Nie zagłębiaj się w to Halsey – skarciła ją zapewne sama Nicky.
- W co mam się nie zagłębiać? W twój stanik w rozmiarze 65 A z olbrzymim mikroskopem w poszukiwaniu maciupeńkich cycków?
- Ciekawe, że mówi to osoba, która jeszcze nigdy nie miała na ciele malinki – Nicky odparowała, a ja przytrzymywałam obiema rękami usta, by nie roześmiać się na głos. – Moje cycki przynajmniej ktoś już dotykał.
Halsey wydała z siebie cichy pomruk i odgłos pocierania o siebie rąk.
- Lepiej zawołaj na pomoc te twoje zwierzątka, albo może twoją zdzirowatą siostrę, władczynię Ziemi, Matkę Naturę, zanim cały twój pokój zamieni się w górę lodową, wyjętą wprost z Titanica.
I gdy przez ścianę domku przebił się szpiczasty sopel lodu, wiedziałam, że Halsey nie ma poczucia humoru.
CZYTASZ
Escape before Sunrise
FantasyJedna impreza. Jedna noc. Jeden wypadek. A całe twoje dotychczasowe życie, może już nigdy do ciebie nie wrócić. Chloe Davis to zwykła siedemnastolatka. Po za niespotykaną urodą i przerażającymi koszmarami, nawiedzającymi ją prawie każdej nocy, nic...