Rozdział 4 Kiedy do cholery zdążyli mi zrobić tatuaż?

107 10 3
                                    


Wiecie jak to jest umrzeć? Czy wtedy nic się nie czuje i po prostu w trakcie jednej chwili, puf i tyle? Tak jak ze snem. Leżysz w łóżku, zamykasz oczy i nim się zorientujesz śpisz. Nigdy nie możesz przewidzieć momentu, w którym to się stanie. A później budzisz się i już po wszystkim. Tyle godzin mija w przeciągu jednej chwili.

Czy śmierć jest bardziej bolesna? Czy po niej, w ogóle coś jeszcze jest? A może po prostu, nasza dusza rozpływa się wtedy na milion malutkich kawałeczków i nas już zwyczajnie nie ma.

A co jeśli zamieniamy się w gwiazdy? Co jeśli zaczynamy nowe życie w ciele nowego człowieka? Tracimy wszystkie wspomnienia i żyjemy jakby nigdy nic, na drugim końcu świata.

Wiecie jak wygląda życie po śmierci? Ja też nie, ponieważ wcale nie umarłam. Przynajmniej tak mi się zdaje. Są dwie opcje: albo nadal żyję, albo stałam się duchem. Podobno wytworzyłam wokół siebie jakąś złotą bańkę, która utrzymywała mnie przy życiu i smażyła innych ludzi, próbujących dostać się do środka. I tyle. Zdecydowanie jestem duchem.

Chwilę po przebudzeniu, zorientowałam się, że leżę na czymś strasznie twardym, a małe kamyki wżynają mi się w skórę. Nadal nie otworzyłam oczu, bojąc się, co mogą ujrzeć. Niestety w moim umyśle zawitały teraz inne obrazy. Jak już musieli mnie zabić, mogli chociaż usunąć mi wspomnienia Megan wsadzającej ręce w... powtórzę o, fuj. Więc jednak, po śmierci wszystko się pamięta. Jedno pytanie odhaczone.

Ale czy po śmierci nadal czuje się ból? Najwyraźniej tak, ponieważ moje mięśnie, kości, wszystko, aż wyrywa się z mojego ciała. Tak sprawdziłam, na szczęście, nadal mojego. Drugi haczyk, jest.

Po dojściu do wniosku, że już i tak gorzej być nie może, postanowiłam otworzyć oczy. Raz kozie śmierć. No, może dwa.

Tylko pozostawał temat, tego co zobaczę. Bo albo jestem w niebie, albo co bardziej prawdopodobne, ponieważ w ostatnich chwilach mojego życia, ukradłam i rozpieprzyłam na więcej niż sześć kawałków, w miarę ładne auto mojej ex przyjaciółki, w piekle.

Podniosłam jedną powiekę. Było ciemno. Tylko tyle byłam w stanie zobaczyć. W niebie raczej nie jest ciemno.

,,Żartowałam z tym autem!'' - odezwałam się w myślach, spodziewając się najgorszego.

Uświadamiając sobie, że leżę na brzuchu i wpatruję się w ziemię, spowitą mrokiem, odetchnęłam z ulgą.

Wtem do moich uszu dobiegł czyjś głos, a ja zastygłam w miejscu.

- Ma niezwykle silną tarczę. Nie widziałam, jeszcze czegoś takiego – kobieta miała wysoki, melodyjny głos. Wyrażał podziw, ale nie zachwyt. Raczej przerażenie. Bała się tego, o czym mówiła.

- Musimy jakoś się do niej dostać, za chwilę może się stać nieprzyjemnie – Druga wypowiedź należała do mężczyzny, który po barwie i tonie swojego głosu, mógł mieć około trzydziestu lat.

Nie miałam pojęcia o czym mówią, więc skoro i tak byłam duchem, otworzyłam szeroko oczy i spróbowałam podnieść się z twardej ziemi. Gdy tylko przewróciłam się na plecy, rażące złote światło, oślepiło moje oczy. Nie wiem skąd się wydobywało, ale świeciło mocniej niż samo słońce. Normalnie, jakby ktoś powiesił wielką złotą gwiazdę, tuż nad moją głową.

Usłyszałam poruszenie wśród gęstych drzew, należące za pewnie do kobiety i mężczyzny.

- Obudziła się – przyznał męski głos.

Nie muszą mówić o mnie, wystarczy, że ktoś jeszcze w tym ciemnym lesie się obudził.

- Chloe, słyszysz mnie? – zapytała kobieta.

Więc, jednak mówią o mnie. Ponownie spróbowałam otworzyć oczy i przyzwyczaić się do rażącego światła. Wyprostowałam się i usiadłam na wilgotnej trawie.

- Musisz wyłączyć tarczę i pójść z nami, tu nie jest bezpiecznie – powiedział mężczyzna.

Nie obchodziło mnie to, czy ma rację i tak nigdzie z nim nie pójdę. A po drugie jak niby miałam wyłączyć to coś?!

Nie odezwałam się ani jednym słowem, co widocznie wytrąciło trzydziestolatka z równowagi. Blond włosa kobieta, dotknęła ramienia swojego towarzysza, przesyłając mu niewidzialną falę spokoju.

- Pozwól, że ja spróbuję – odezwała się cicho i przykucnęła przy ziemi, po czym położyła rękę na trawie.

Obserwowałam uważnie, nie spuszczając wzroku z kobiety. Tylko, że nic się nie działo.

W jednej chwili w środku bańki, czy jak ją tam nazywają, nastąpiło trzaśnięcie, ziemia otworzyła się na kształt małej szczeliny, a z niej wyrósł piękny kwiat róży.

Dobra, robi się coraz dziwniej.

- Chloe, słyszysz mnie teraz? – w mojej głowie rozległ się melodyjny głos kobiety. Fajnie, porozumiewamy się telepatycznie.

Odwróciłam wzrok od kwiatu i zaczęłam mówić w myślach.

- Mam nadzieję, że dobrze pani wie, że słyszałam ją również wtedy.

- Oczywiście że wiem, ale nie chciałam jeszcze bardziej rozzłościć Davida - odpowiedziała, spoglądając na mężczyznę z uśmiechem. – Jestem Marie, a ty Chloe, tak?

- Skąd zna pani moje imię?

Kobieta uśmiechnęła się zza złotej osłony.

- Wiem wszystko o wszystkich, a ten twój chłopak, to największy palant na tej planecie – odezwała się – Ale nie czas na pogaduszki, David miał rację, zbliża się niebezpieczeństwo. Odpowiem na każde twoje pytanie, ale najpierw proszę, wyłącz tarczę i chodź z nami.

W mojej głowie od razu zapaliła się czerwona lampka, a wszystkie lekcje Luka powróciły do mojego umysłu. Gwałtownie chwyciłam za różę z zamiarem wyrwania jej z korzeniami, ale nagle w moim mózgu zaczęły pojawiać się tysiące nowych informacji, obrazów i dźwięków. Pojawiały się zbyt szybko, zbyt nagle wkraczały do mojego umysłu, żebym mogła je zrozumieć, bądź odczytać. Ból głowy, nadszedł zaraz potem. Obezwładnił całe moje ciało i sprawił, że nie mogłam poruszyć, chociażby najmniejszym palcem u nogi. Nie mam pojęcia co się ze mną działo, ale Marie również odczuła tego skutki. Stała w bezruchu z zamkniętymi oczami.

Wtem poczułam coś jeszcze gorszego. Uczucie niesamowitego gorąca, parzącego moją prawą dłoń. Róża pulsowała ciepłem. Szybko ją puściłam, a wszystkie obrazy zniknęły z mojego umysłu, równie szybko, jak się w nim pojawiły. Ból głowy również zniknął. Rozpłynął się w powietrzu. Teraz tylko moja dłoń drżała z nadmiaru ciepła, jakby wylano na nią cały garnek wrzącej wody. Na niej znajdowało się coś jeszcze gorszego. Błyszczący symbol wielkiej gwiazdy, przypominającej słońce. Jeśli nadal żyję, to i tak Miranda mnie za to zabije. Kiedy do cholery zdążyli mi zrobić tatuaż?

Marie upadła na ziemię, a David od razu znalazł się przy niej.

- W porządku, nic mi nie jest – odezwała się cicho, próbując wstać. - Proszę Chloe, musisz mi uwierzyć, jesteśmy tutaj po to, żeby ci pomóc. To co chce cię zabić, za chwilę się tutaj zjawi, musimy się pospieszyć.

Wiedziałam że mówi prawdę. Po prostu to wiedziałam.

- Jak mam to wyłączyć? – zapytałam zdeterminowana, na co Marie uśmiechnęła się prawie niezauważalnie.

- Przycisk jest w twojej głowie, musisz tylko tego chcieć i poczuć się bezpieczna, wtedy sama zniknie. To część ciebie, tylko ty możesz ją odwołać.

Skupiłam się i zamknęłam oczy. Zadziałało. Złota poświata zniknęła.

Marie wstała z ziemi, odzyskując siły. W krzakach coś się poruszyło, a ona zwróciła wzrok na gęstą ścianę drzew.

- Już tu są – powiedziała szybko.

Wtem, w jednej chwili spomiędzy drzew wyskoczył czarny wilk, szczerzący zaciekle kły. Rozpędzony, wskoczył na Davida i zaczął się z nim szarpać. David odepchnął go falą pola magnetycznego, po czym wstał z ziemi, otrzepując się. Z lasu zaczęły wyłaniać się kolejne wściekłe wilki. Pędziły wprost na nas i szykowały się do walki.

- Chloe, uciekaj!

Escape before SunriseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz