Rozdział 9 Co w takim razie, bóg seksu robi sam w lesie o tej porze?

86 10 14
                                    


Moje życie nigdy nie należało do tych łatwych. Każdy nowy dzień przynosił ze sobą multum nowych problemów. Jaki cień do powiek wybrać? Co gorsze, jaka szminka będzie do niego pasować? Kupić samochód w odcieniu perłowej czy matowej bieli? Channing Tatum, a może Chris Hemsworth?

Wybranie aktora z najlepszą klatą, to zdecydowanie najtrudniejsze wyzwanie w moim życiu. Oczywiście do pewnego czasu. Piętnastego dnia, siódmego miesiąca, roku 2016, wczesnym rankiem jedynym wyzwaniem czyhającym na mojej drodze, był wybór w którą stronę uciekać.

Nie zastanawiam się nad możliwością słuszności i prawidłowości tego, co mi tu mówią, no bo przepraszam, gdzie tu słuszność i prawidłowość? Przez myśl, nie przejdzie mi ewentualność akceptacji wypowiedzianych przez nich słów. Nawet nie zamierzam dopuścić do siebie ich wyjaśnień i przekonywań. Wylatujące z moich rąk zabójcze, drewniane strzały na pewno da się jakoś inaczej wytłumaczyć, prawda?

- Nie sądziłem, że znam takie głębokie sentencje? – blondyn przerwał grobową ciszę, odzywając się do siebie, po czym zwrócił się do mnie - Wydaje mi się również, że nie znam twojego imienia, a przydałoby się gdybym chciał, no wiesz... - zrobił przerwę i zbliżył się do mojej twarzy. Jego usta znalazły się niebezpiecznie blisko, a moje serce zaczęło bić jak opętane. - Złożyć wniosek o pokrycie rehabilitacji na twój koszt.

Uśmiechnęłam się lekko, odetchnęłam i przewróciłam oczami. Odwróciłam się od niego i zaczęłam iść w kierunku głównej drogi do tej całej akademii, starając się nie myśleć o rodzicach i Amandzie. Nie wierzę w ani jedno ich słowo, więc dlaczego dopuszczam do siebie myśl że nie żyją? Muszę przestać zawracać sobie głowę fałszywymi informacjami i wykombinować jak się stad najszybciej wydostać. Rodzice pewni już dostają szału.

Chłopak od razu ruszył moim śladem i znalazł się przy moim boku.

- Udało mi się ciebie rozśmieszyć, to już coś. Ale wiesz, że instytut jest tam – powiedział, pokazując ręką drogę w przeciwnym kierunku.

Natychmiast zawróciłam, starając się nie pokazać na swojej twarzy żadnych emocji. I tak wiem, że upokorzenia, nie da się ukryć.

- No to zdradzisz mi swoje imię – zapytał, spoglądając w górę i opierając prawą rękę na brodzie. – Przyda się także do dokumentów zgonu, ale skoro i tak będę martwy, przekaż je mojemu tacie.

- Ha ha, ale zabawne, jeśli już koniecznie musisz wiedzieć, jestem Chloe.

Wyciągnął w moją stronę rękę, a ja w przeciągu sekundy zdążyłam zobaczyć, że ani na tej, ani na lewej dłoni chłopaka, nie widnieje żadne oślepiające swoim blaskiem znamię słońca. I w mojej głowie zawitała najdziwniejsza z myśli, jakiej mogłam się tam spodziewać, a dosłowniej ,,Jak przy takim czymś zasnąć?''. Oczywiście kłębiły się tam też tysiące innych pytań, na które z chęcią usłyszałabym odpowiedzi. Lecz wiedziałam, że to musi zaczekać.

- A ja Tobias – zaczął recytować z pamięci. - Super przystojny, wysportowany i utalentowany w wielu dziedzinach, obiekt westchnień wszystkich dziewczyn w tej szkole. Zapomniałem o nadzwyczajnej skromności.

- Właśnie chciałam to dodać – powiedziałam, nie zwalniając tempa marszu, by jak najszybciej dorwać gościa, który przebrał mnie w te ciuchy. – Co w takim razie, bóg seksu robi sam w lesie o tej porze?

Blondyn uśmiechnął się uwodzicielsko i odparł szarmanckim głosem.

- Szuka swojej bogini.

Roześmiałam się w niebogłosy, chcą by prawdziwi bogowie mnie usłyszeli.

- Wiesz co... brakuje mi słów. Poczekaj, zadzwonię do Meg... Nie, przepraszam, ciągle jeszcze się zapominam, że aktualnie nie mam najlepszej przyjaciółki, nie mam również chłopaka... no cóż łącząc te dwa fakty, raczej nie muszę ci opowiadać co wydarzyło się zeszłego wieczoru w jego pokoju.

- Wiem, że nie powinienem się uśmiechać, ale po prostu nie mogę przestać cieszyć się z wiadomości, że nie masz chłopaka, wyłączyłem się po tych słowach, co mówiłaś? – Tobias zapytał z wielkim uśmiechem na twarzy.

Zaciągnęłam się powietrzem i ponownie przewróciłam oczami. Przyspieszyłam kroku, czując się oburzona.

- No co ty, żartuję – blondyn odezwał się rozbawionym głosem. – A mogłabyś poznać mnie z ta całą Meg...?

Walnęłam go pięścią w ramię, a moje usta mimowolnie ułożyły się w wielki uśmiech na myśl, że Megan odnajduje właśnie swoje przepiękne, roztrzaskane autko w lesie, wyglądało by to miej więcej tak:

- Chris zimno mi, chodźmy do domu, chciałabym ci coś pokazać... - powiedziała Megan, zjeżdżając dłonią po torsie chłopaka w dół.

- Poczekaj – Chris nagle wyrwał się z jej uścisku. – Popatrz tutaj – pokazał ręką wielki metalowy przedmiot. – Niezły silnik, to chyba V8 turbo.

Megan odwróciła głowę w przeciwną stronę i westchnęła, gdy Chris badał turbinę. Bardzo chciała, żeby obmacywał ją, a nie jakiś silnik. Błądziła po lesie wzrokiem, aż napotkała niebieskimi tęczówkami czerwoną, skórzaną kierownicę z różową zawieszką, leżącą siedem metrów dalej. Jej twarz wykrzywiła się, a oczy zostały szeroko otwarte.

- To mój silnik – wydusiła w przerażeniu piskliwym głosikiem.

Ile bym dała, żeby zobaczyć to na własne oczy.

Chłopak znowu tylko się roześmiał, przywracając mnie do rzeczywistości, jednocześnie pokazując swoje białe zęby i urocze dołeczki. I całe gniewanie oraz foch forever poszły w las.

Szliśmy w ciszy całą minutę.

- Zerwaliśmy... to boli – powiedziałam cicho, mijając wielką, rozłożystą sosnę.

Tobias odezwał się chwilę potem.

- Tak wiem, rozstania bolą.

- Nie, boli mnie ręka, bo jak mu przywaliłam źle się zamachnęłam.

Blondyn roześmiał się, więc i ja nie umiałam się powstrzymać.

Mój uśmiech zniknął natychmiast, gdy stanęłam przed rozwidleniem dróg, a kątem oka dostrzegłam ogromny budek wyłożony czerwoną cegłą. Drzewa stawały się coraz rzadsze, a wyścielane mnóstwem malutkich kwiatków leśne podłoże, ustąpiło miejsca ceglanemu chodnikowi.

- Jeśli obawiasz się mojego taty, spokojnie, jeszcze nikogo nie zabił - Tobias odezwał się, chcąc dodać mi otuchy. – Może tylko dwie... czy trzy osoby.

- Dzięki – odpowiedziałam sarkastycznie.

Zaczęłam iść dalej, chociaż nogi częściowo odmawiały mi posłuszeństwa, a serce krzyczało ,,Uciekaj. Uciekaj, póki jeszcze możesz''.

Gruzy betonowej ściany walały się naokoło miejsca wybuchu, a wielkiej dziurze przyglądało się kilkoro osób miej więcej w moim wieku. Co może zdziwić ich jeszcze bardziej? Dziewczyna wyjęta wprost z psychiatryka, czyli ja we własnej osobie.

Koło nich stało paru mężczyzn badających odłamki betonu oraz mierzących zwykłą miarą krawiecką otwór w ścianie. Inni wbijali w równych odstępach czerwone pachołki do ziemi i łączyli je ze sobą żółtą taśmą klejącą, co tylko wzmagało ciekawość publiczności.

Gdy mój mózg podjął decyzję ,,uciekać'', było już za późno.

Escape before SunriseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz