Ostatnie dni mijały spokojnie, nie uwzględniając rozmów z Marysią, bo tak się nazywał mój oprawca. Żałuje, że poznałem jej imię, to oznacza, że mnie nie wypuści, przynajmniej nie żywego. Moje rany już się zagoiły, plecy zabliźniły, a moje nogi są już sprawne. Dopiero niedawno dowiedziałem się, że łańcuch jest tak wydłużony, żebym mógł dojść do "toalety", czyli jeden postawiony drewniany kibel. O ile się nie mylę dziś są moje urodziny, zastanawiam się nad moim "prezentem".
- Cześć Andrzej - powiedziała otwierając drzwi od piwnicy.
- Cześć - odpowiedziałem patrząc na jej ręce, niosła na nich mały torcik.
- Najlepszego. - Zaśmiała się stawiając torcik na stole i odpalając zapalniczką świecę.
- Dzięki... - wydukałem zerkając na świeczkę i nie robiąc nic więcej.
- Nie zdmuchniesz świeczki? - zapytała wycofując się tak, żeby łańcuch nie pozwolił mi jej sięgnąć.
- Dobrze - powiedziałem wstając i kulejąc do miejsca w którym stał tort, ból jeszcze był. Oparłem się rękami na stole, zdmuchnąłem świeczki i pomyślałem jedno życzenie.
- O czym pomyślałeś? - zapytała odchodząc jeszcze o krok do tyłu.
- Nie powiem, bo się nie spełni - odpowiedziałem, a tak naprawdę moim życzeniem było, żeby wyrwać się z tego piekielnego miejsca i zabić tę psychopatkę, ale przecież jej tego nie powiem, bo się zdenerwuje, a nie chce mieć kolejnego napisu na plecach lub igieł w kolanach.
- Pokaże Ci prezent. - Doszedł głos z mojej prawej strony i poczułem ukłucie w biodro, chciałem się odwrócić, ale wszystko, co widziałem zaczęło się rozmazywać. Lewym barkiem upadłem na ścianę i spadałem tak na beton, który wcześniej miałem pod nogami.
Spodziewałem się, że odzyskując przytomność będę zawieszony na łańcuchach, natomiast byłem w ciemności zaczepiony kajdankami, oraz jakimiś linami za ręce i nogi, na jakimś stalowym krześle. Próbowałem się poruszyć, ale krzesło chyba było permanentnie przyczepione do ziemi.
Zapaliło się światło, pierwsze co zobaczyłem to Maryśka stojącą obok włącznika.
Miała na sobie obcisły skórzany strój rodem z filmów pornograficznych o tematyce BDSM.
Spoglądałem na lewo i zdałem sobie sprawę, że to jest inny pokój niż ten, w którym mnie przetrzymuje. Spojrzałem na prawo, przede mną wisiała przyczepiona za ręce i nogi, naga blondynka w rozkroku o pięknych kształtach i jędrnych piersiach, była zakneblowana jakąś szmatą. Tak, to była dziewczyna ze zdjęcia, patrząc na nią miała może 18 lub 19 lat.
- To jest Ania. Ma 19 lat i dziś ty będziesz wybierał co jej zrobię, a więc...? - zaczęła Marysia podchodząc do stołu.
- Nic! Wypuść ją! - wykrzyknąłem, a ona podniosła ze stołu kij golfowy i wymierzyła mi w kolano solidne uderzenie.
- Nie psuj zabawy... - powiedziała, gdy odkładała na stół kij, w tym czasie Ann zaczęła się szarpać, wyglądało to nieudolnie.
- Wypuść ją! - wykrzyczałem znowu, a ona podniosła ze stołu nożyk do cięcia tektury, wyciągnęła jego ostrą część tak, że można było zobaczyć błyszczącą się żyletkę.
- Co mam na niej napisać? - zapytała przykładając jej żyletkę do brzucha.
- Nic... - powiedziałem. - Zostaw ją, masz mnie.
- To twój prezent - powiedziała wycinając jej na brzuchu napis "NIC".
- Przeleć ją - powiedziałem myśląc, że to będzie najłagodniejsza rzecz jaka będzie mogła ją spotkać.
Maryśka zakneblowała mnie jakąś szmatą, naciągnęła łańcuchy na których była przywiązana Ann, tak że teraz nie miała żadnego ruchu. Wyszła na chwilę z pomieszczenia. Patrzyłem na dziewczynę po jej brzuchu powoli spływała krew, nie wiem dlaczego podniecił mnie ten widok nagiej, pięknej blondynki ociekającej krwią. Ona chyba chciała coś powiedzieć, ale zarówno jej, jak i mi przeszkadzał knebel.
Zobaczyłem jak spływały jej łzy po policzkach. Wróciła, miała w ręce butelkę. Rozbiła ją o ścianę, robiąc z niej tulipana. Popatrzyłem się na lecące na ziemię szkła i zacząłem się szarpać.
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. - Zaśmiała się kucając przed blondynką. Zebrała ślinę na palce i wtarła ją dziewczynie w krok, wzięła butelkę rozbitą stroną wkładając dziewczynie w pochwę.
Popatrzyłem się dużymi oczami, a Ania zaczęła płakać, słyszałem jej krzyki stłumione przez knebel. Tymczasem Maryśka cały czas nadawała coraz większą tępo, tnąc jej pochwę. Już po chwili jej narządy przypominały jedynie wiśnie w mikserze, cały czas ciekła krew, słyszałem stłumiony krzyk, widziałem łzy i chorą radość. Nie chciałem patrzyć, lecz nie mogłem odwrócić wzroku. Trwało to około pięć minut. Krzyki nie ustały, ale patrzyłem jak ta chora psychopatka wyciąga jej tą butelkę z wnętrza i oblizuje z krwi uważając na ostrą część.
- Dziewica! - zaśmiała się zbierając trochę krwi wypływającej z Anki i wcierając mi w twarz.
Opuściła moje spodnie i podwinęła bluzkę. Wróciła do dziewczyny, znowu zebrała krew, tym razem w dwie ręce, podeszła do mnie i wcierała jej krew w moją klatkę piersiową, a potem w mojego slipy.
Nie mogłem się wyrwać, a co chwilę, patrzyłem na dziewczynę, już nie płakała, nie miała czym... Wypłakała już wszystko. Osoba, która przed chwilą znęcała się nad nią, a wcześniej nade mną, podeszła do dziewczyny i wstrzyknęła jej siwobiałą ciecz do krwiobiegu, dziewczyna usnęła, wzięła drugą strzykawkę, podeszła do mnie i powtórzyła czynność.
Usypiałem, patrząc się na rozerwaną pochwę u tak pięknej dziewczyny wiszącej przede mną.
Obudziłem się, tak jak zwykle tylko byłem przebrany. Popatrzyłem się przed siebie, taca z jedzeniem. Zobaczyłem na lewo, na stoliku nadal stał torcik. Usłyszałem szloch, byłem zdziwiony i powoli odwróciłem wzrok na prawo, leżała tam Ania trzymając się za krocze i płacząc. Podniosłem się i poczułem ból w kolanie. Dostałem w nie kijem, więc to raczej było logiczne. Podniosłem swoją kołdrę i ruszyłem praktycznie skacząc na jednej lewej nodze. Doskoczyłem do koca na którym leżała i przykryłem ją moją kołdrą. Naprawdę bała się mojego dotyku, ale nie dziwiłem się temu. Powoli usiadłem na wilgotnym betonie i patrzyłem na nią.
- Przepraszam - powiedziałem gładząc ją po włosach.
- Spierdalaj - powiedziała cichym i słabym głosem.
- Myślałem, że jak tak powiem, to dla Ciebie nie będzie tak bolesne... Nie wiedziałem, że ta psychopatka zrobi to butelką - dokończyłem podnosząc bluzkę i obracając się, żeby pokazać jej napis na moich plecach.
- Z-z-zasłużyłeś sukin-s-s-synu... - skomentowała.
- Tak na to zasłużyłem jak i ty, po prostu jej się "spodobałem". Nie wiem co czujesz i nie potrafię sobie wyobrazić twojego bólu - dodałem wstając. Ania nie miała postawionego jedzenia. Doskoczyłem do swojej tacy i przyniosłem pod miejsce w którym leżała.
- Spróbuj wstać. Musisz coś zjeść... Naprawdę przepraszam - powiedziałem łapiąc ją za ramie i podnosząc tak, żeby usiadła oparta o ścianę. Widać była bardziej odporna na ból niż ja, bo tylko syknęła, jak opierałem ją o ścianę. Nabrałem trochę ziemniaczków puree na łyżeczkę i przystawiłem do jej ust.
- Jedz, musisz jeść. Jakoś to przeżyjemy. - starałem się ją jakoś odciągnąć od myślenia o bólu, a ona otworzyła usta.
- Nie chce żyć - wyszeptała przełykając jedzenie.
- Nigdy tak nie mów - powiedziałem podając jej kolejną łyżeczkę.
- Jak ja mam żyć skoro już nigdy nie będę mogła uprawiać seksu?! Jak skoro nigdy nie będę matką?! Jak skoro nigdy nie będę mogła o tym zapomnieć?! - wykrzyczała i odwróciła się w przeciwną stronę. Odłożyłem tace, łyżeczkę i delikatnie objąłem Anię rękami, przytuliłem ją do siebie.
- Wyjdziemy, wyjdziemy z tego razem, naprawdę. - powtarzałem te słowa w koło i nadal delikatnie przytulałem ją do piersi. Sam sobie wmawiałem te kłamstwa. Usłyszałem otwierające się drzwi i kroki na schodach, nie mogłem zostawić tak dziewczyny i nie przestałem jej przytulać.
- Ooo... Zakochane gołąbki jakie to słodkie - powiedziała Maryśka widząc nas.
- Sp... - zaczęła wypowiadać Ania, ale zatkałem jej usta swoją ręką.
- Zostaw ją - powiedziałem do naszego oprawcy.
- Ania, to on miał takie życzenie. - Na jej twarzy malował się perfidny uśmieszek, a słowa rozbrzmiewały z fałszywym żalem.
- Wypierdalaj - wyrwała mi się dziewczyna i odpowiedziała.
- Andrzej, to jest twoja kołdra... To jest twoje jedzenie! - wykrzyczała kopiąc w tace. - Do-wi-dze-nia.
- Ann, ona kłamała. Chciała się na mnie zemścić, a wiedziała, że najbardziej zaboli mnie czyjaś krzywda - wyszeptałem jej do ucha.
- Dlaczego ona pytała się Ciebie o życzenia? - zapytała próbując odepchnąć mnie barkami.
- Były moje urodziny, a ta kurwa na chore poczucie humoru... - wyszeptałem odciągając ręce.
- Zostań... - powiedziała dociskając swoją głowę do mojej piersi.
- Zostanę, ale ona się będzie mściła za to, że się choć trochę zbliżyliśmy, ale obiecuje Ci jakoś to przeżyjemy - uspokajałem ją, jedną ręką ponownie głaszcząc ją po włosach.
- Ona nas zabije, a jeśli nie to chociaż mnie - wydukała odpowiadając jedną ręką na mój uścisk.
- Nie pozwolę jej, obiecuje - powiedziałem, choć sam nie byłem pewien, czy to możliwe.
- Ona mnie okaleczyła, okaleczyła na zawsze... Nigdy jej tego nie wybaczę. Ta suka powinna umrzeć. Udławić się swoim jebanym językiem - podniosła głos, a ja czułem jej łzy spływające po mojej piersi. Syknęła z bólu, gdy docisnąłem ją do mojej piersi. Pewnie dlatego, że delikatnie podniosłem ją do góry. W normalnej sytuacji próbował bym ją pocałować, ale tego nawet trochę nie można było nazwać normalnym.
- Ona miała twoje zdjęcie... Powiedziała, że "to" jest moim prezentem, gdy ją obraziłem tak jak ty próbowałaś, ale Cie powstrzymałem powiedziała, że tego pożałuje - szeptałem, bo wiedziałem, że dźwięk się bardzo łatwo rozchodzi i cały czas gładziłem ją po głowie.
- Jakie zdjęcie? - zapytała.
- Twoje. Pokazałbym Ci, ale tu są kamery i ona to zobaczy. Będziesz za dużo wiedzieć i nie mów głośno, bo dźwięk się bardzo mocno niesie - szeptałem.
Siedzieliśmy w ciszy. Przez jakiś czas ją jeszcze głaskałem, aż usnęła, a ja chwilę po niej. Obudził mnie krzyk Ani, poczułem ukłucie, chciałem odepchnąć Maryśkę, ale usłyszałem jedynie "Jestem lekarzem", dźwięk był jakby echem. Nie miałem siły, zasnąłem.
Ocuciło mnie chlapnięcie zimnej wody. Wisiałem tam gdzie wtedy Ania, a ona siedziała na moim miejscu, zakneblowana, a z jej policzków znowu ciekły łzy. Była naga, a na swojej pochwie miała jakieś chusteczki.
- Jak już mówiłam jestem lekarzem i zrobię wszystko z chirurgiczną precyzją - powiedziała Maryśka.
- Zostaw ją! - wykrzyczałem patrząc w stronę oprawcy.
- Twoją kochankę? Zdradziłeś mnie! - odkrzyknęła patrząc z pogardą na mnie.
- Jakie kurwa zdradziłeś?! Ty jesteś popierdolona! - wydarłem się, a ona z trudem zakneblowała mi usta.
- Zobaczymy jak Ci się spodoba brutalniejsza zabawa - powiedziała w stronę Anki podchodząc do stołu.
Wzięła ze stołu ten pas z kolcami do środka, zapięła mi go na wysokości pępka i wróciła do stołu. Podniosła z niego dość spory młotek. Chciała pocałować mnie w usta, ale szarpnąłem głową tak, że dostała w nos. Pociekła jej krew, a ona z całej siły uderzyła w pas. Poczułem silne ukłucie połączone z uderzeniem. Stłumiony krzyk Ani. Zamknąłem oczy i myślałem... Jestem w swoim domu, budzę się spoglądam na osobę w moim łóżku, to Ania, taka piękna. Całuje ją w ramie i jadę coraz wyżej...
Z moich marzeń wyrwało mnie mocne uderzenie biczem w twarz, klatkę piersiową, plecy. Biła mnie bez litości, a ja jedynie wyginałem się we wszystkie strony, dostałem po karku, odgiąłem głowę w tył, a w między czasie ona uderzyła mnie w szyje. Zacząłem się dusić. Zobaczyła to i rzuciła bicz, szła w moją stronę. Przeszło mi, a ona podeszła do mnie i napluła mi prosto w oczy, gdy mogłem znowu spojrzeć zobaczyłem ją obok Anki.
Ta suka trzymała w ręce coś co mi przypominało palkę do basketballu, uderzyła ją z całej siły w głowę, a ta odbiła się jak piłka. Wymierzyła jej dwa ciosy w brzuch, a biedna dziewczyna zemdlała z bólu. Chociaż się od niej odczepiła... Wróciła do mnie i uderzyła mnie w bark, szczękę i głowę. Zemdlałem.
Przez chwilę tkwiłem w ciemności, szedłem przed siebie i wołałem Anię. Ze snu wybudził mnie krzyk, to było w pokoju na górze. Obok mnie siedziała Anka i prosiła, żebym żył. Prosiła, żeby nie teraz. Usłyszałem z wentylacji głos "Stać policja!" i po chwili tylko strzały, spojrzałem na dziewczynę obok mnie, złożyła pocałunek na moich ustach, ostatni pocałunek. Mnie już nie było widziałem światło i chudego blondyna pod sobą, błagał mnie o przebaczenie, ale mnie wciągało światło. Przepraszał mnie za swoją zonę Marysię.
Mnie już nic nie bolało byłem wysoko ponad tym.
Ania, jeszcze będziemy razem.- Andrzej, nie umieraj! - wykrzyknęłam po oderwaniu swoich ust od jego.
Drzwi się otworzyły, stał w nich mężczyzna z karabinem.
- Spokojnie, już nikt was nie zrani. - powiedział schodząc po schodach.
- Ratujcie go! On umiera!- krzyczałam, a mężczyzna zerwał się z miejsca.
- Nie wyczuwam pulsu. Wezwijcie karetkę! - wykrzyczał do "łoki-toki".
Był ostatnim co mnie trzymało przy życiu. Szybkim ruchem zabrałam mu pistolet z pochwy przyczepionej przy pasku, odbezpieczyłam.
- Nieee! - wykrzyknął policjant.
Ja już nacisnęłam spust, a mój mózg rozlał się na ścianie.
Andrzej, już zawsze będziemy razem."Miłość istnieje, ale niszczy ją świat."

CZYTASZ
Porwanie
RastgeleNiewola, życie w zamknięciu i na łasce kogoś innego. Zmuszanie do całkowitego posłuszeństwa, znęcanie się zarówno psychiczne, jak i fizycznie. Prawdziwy koszmar, w jakim znalazł się bohater, może być początkiem jego nowego życia lub całkowitym końce...