Kiedy wizja spotkania nabrała realnych kształtów, dopadły mnie wątpliwości, zalewając mrocznymi scenariuszami umysł, który pogodził się z zakończeniem znajomości, która nawet na dobre się nie rozpoczęła. Poprzednim razem, gdy próbowałam nawiązać z nim kontakt, zostałam porzucona. Fakt, wtedy nie było w tym jego inicjatywy, lecz to o niczym nie przesądzało. Nie wiem, jak tym razem wytrzymałabym, gdybym została wystawiona, szczególnie na tak ważnej uroczystości.
Udałam się do ruin dawnej poczty ostatni raz, w celu potwierdzenia obecności na przyjęciu, lecz ostatecznie zrezygnowałam, gdy drugi dzień pod rząd otrzymałam od nieznajomego wiadomość. Tym razem nie była to żadna karteczka czy książka a ozdobna szkatułka, wykonana z litego drewna obitego cienką warstwą metalu w kolorze antycznego srebra, zdobionego ornamentowymi tłoczeniami. Nie myśląc długo sprawdziłam jej zawartość i oniemiałam. Wewnątrz na poduszeczce z aksamitu znajdował się sygnet z białego złota zwieńczony rubinem wielkości mojego paznokcia. Nie minęła sekunda, gdy szybkim ruchem zamknęłam wieko pudełeczka i wypuściłam powietrze z płuc, opierając się plecami o mur.
Co to ma znaczyć?! Mam nadzieję, że to nie oświadczyny, bo nawet nie mam szansy odmówić!
Ostatecznie zachowałam podarunek. Głupotą byłoby tego nie zrobić. Kosztował zapewne krocie i to cud, że nie wpadł w niepowołane ręce, chociaż sama nie wiedziałam, na ile moje takie nie są. Postanowiłam wyjaśnić mu, że nie potrzebuję tak cennych przedmiotów, szczególnie od kogoś obcego. Niemożliwe, by był to bezinteresowny gest, a nie zamierzałam ofiarowywać mu nic w zamian.
Podczas niedzielnego obiadu zagadnęłam ciotkę o bal, który zbliżał się nieubłaganie wielkimi krokami. Słyszałam o nim od lat, jednak tylko pobieżnie. Nie skupiałam się dawniej na historiach o wystawnych przyjęciach, a jedynie wyławiałam informacje dotyczące stricte sztuki. Rozmowy na inne tematy przelatywały przeze mnie jak woda przez palce, nie wnosząc niczego nowego w moje życie. Uważnie sortowałam informacje, jednak kiedy zauważałam, że nie uzyskam żadnych zadowalających, wyłącznie przytakiwałam rozmówcy. Często nie wiedziałam nawet, o czym odbyłam przed chwilą rozmowę. Zostawiała po sobie jedynie lukę w pamięci, podobną do tej ukształtowanej przez czas i niknące wspomnienia, lecz obejmowała wydarzenia mające miejsce jeszcze nie tak dawno.
Bal, będący podsumowaniem minionego roku, organizowany był przez władze miasta w Hylands House, położonego w południowo-zachodniej części Chelmsford. Sama nie miałam wcześniej okazji nigdy widzieć tej rezydencji, jednak plotki głosiły, że łudząco przypominała Biały Dom, będący siedzibą prezydentów Stanów Zjednoczonych. Zaproszeni byli na niego wszyscy zamożni, którzy posiadali tytuły, więc także moja rodzina, która uczestniczy w nich od . Pisemne zaproszenia jednak dostarczano dwa tygodnie przed owym wydarzeniem. Dziękowałam sobie w duchu, że nie ujawniłam nikomu korespondencji, jaką otrzymałam na pożegnanie. Tylko skąd on miał je tak wcześnie? Sparaliżowała mnie myśl, że jest kimś wysoko urodzonym, przewyższającym tytuły mojej rodziny i spotkanie skompromituje cały mój ród. Gdyby do tego doszło, zostałabym z niczym. Ale co zamożny mężczyzna robiłby w lesie na obrzeżach takiego miasteczka jak Grays, które nie miało niczego do zaoferowania człowiekowi o znacznych przywilejach? Nieco to ochłodziło moje pieklące się obawy.
Na tę okazję kazałam posłać do rezydencji w rodzinnym mieście po suknię, nad której projektem spędziłam długie godziny. Wykonano ją dla mnie na zamówienie w jednym z domów mody w Paryżu, skąd najzamożniejsze damy dworu sprowadzały swoje stroje. Uszyta została z tafty, będącej dość sztywną i gęsto plecioną tkaniną z naturalnego jedwabiu, której odcień przechodził z czerwieni żelazowej, poprzez rdzawy wiśniowy, aż do koloru makowego na obrzeżach sukni, co dawało złudzenie, że strój niemal płonie w tańcu. Efekt dodatkowo potęgowały liczne srebrne nici, opadające luźno na spódnicę, które odbijały iskierki światła świec. Dekolt caro w kształcie prostokąta obszyty był koronką écru i przyozdobiony jasnymi perłami upiętymi w łezki, pełniącymi jednocześnie funkcję biżuterii. Jako dodatki wykańczające strój, wybrałam jedwabne rękawiczki w najciemniejszym odcieniu tkaniny sukni, sięgające za łokieć oraz czarny, atłasowy wachlarz wyszywany srebrną nicią.
CZYTASZ
epitafium
VampireAries, panienka z rodu Schaedler, znajduje ukryte w pobliskim lesie szkice. Zawsze w tym samym miejscu. Zawsze zniewalająco piękne. I zawsze była nimi oczarowana. Ich autor pozostawał jednak owiany tajemnicą. Do czasu. Młoda kobieta postanawia otwor...