Rozdział 13

42 8 1
                                    


Chciałabym napisać, że obudziło mnie ciepło wstawającego słońca na policzku, jednak zamiast tego było to kłujące uczucie w głowie, jakby ktoś podczas snu próbował wedrzeć mi się do umysłu. Wspomnienie poprzedniego wieczora przedzierało się na powierzchnię spod mgły oparów alkoholowych niczym topielec. Fianna.

Otworzyłam zaspane nadal oczy i odwróciłam się na drugi bok. W pozycji na wpół siedzącej, ale nadal była koło mnie tak, jak przed zaśnięciem; w tej samej perłowo-różowej halce, która wystawała spod kołdry i tylko nieznacznie bardziej potarganymi włosami. Miałam wrażenie, że bardziej wpłynęły na ich stan nasze hulanki niż nocne mary. Usta nieco jej zbladły- to zapewne efekt podtrucia organizmu absyntem, bo jak twierdziła- nie pija dość często, wyjątek stanowi czerwone wino. Zaczęłam się zastnawiać czy to przypadkiem nie jego barwa przyczynia się do intensywnie czerwonych ust Fianny, lecz zaśmiałam się sobie w twarz za ten pomysł, bo wówczas każda z dam zyskałaby ten atut.

Czując, że zmieniłam pozycję, zerknęła na mnie, a widząc, że również nie śpię, uśmiechnęła się i przymknęła Pismo Święte, które czytała w oczekiwaniu na moje przebudzenie.

– Dzień dobry– mruknęłam.

– Dzień dobry– odpowiedziała i poprawiła się na siedzeniu, odkładając księgę na stolik nocny.

–Która godzina?

–Dwunasta w południe.

–Dwunasta?!–Poderwałam się do pozycji siedzącej zaniepokojona pozyskaną informacją.

–Miałaś jakieś plany?

–Nie, nie–opadłam spowotem na poduszki. W duchu modliłam się, by światło słoneczne nie raniło na powrót mojej alabastrowej skóry.

Wszystkie okna w pomieszczeniu były zasłonięte szczelnie grubymi firanami, przez co miało się złudne wrażenie, że jest znacznie wcześniej. W sypialni było jeszcze szarawo, złote światło dopiero wkradało się spod fałd materiału, zwisających wzdłuż ściany. Ze ściany naprzeciwko łóżka patrzyła na mnie kobieta, bardzo podobna do Fianny, jednak portret był dość stary, co zauważyłam gołym okiem. Podejrzewam, że nie była to nawet jej mama, malunek liczył sobie jeszcze więcej lat. Może prababka? W każdym razie Fianna odziedziczyła po niej wiele cech, kimkolwiek była. Miały takie same duże, sarnie oczy o idealnie błękitnych tęczówkach i burzę blond loków, podobny nos i kości policzkowe. Mnie zastanawiało jednak, jak wyglądała jej matka. Czy jej córka zawdzięczała jej choć trochę? A może tutaj podobieństw należy upatrywać się w charakterze? Chciałam zagadnąć ją o obraz i rodzinę, jednak z moich ust wyszło zupełnie co innego.

–Możesz nie odsłaniać jeszcze zasłon?– zapytałam, naciągając na siebie bardziej kołdrę.

–W tym domu niemal zawsze zasłony są zaciągnięte, by pomieszczenia wolniej się nagrzewały. Nie przepadamy za upałami.

–Skoro o tym mowa, trochę mi głupio.- Podsunęłam się wyżej na poduszce.–Jestem u ciebie pierwszy raz, a wczoraj wróciłyśmy w niezbyt przyzwyitym stanie. Nawet nie znam twojej rodziny i...

–Daj spokój!– Machnęła ręką na moje słowa.– Nikogo nie ma obecnie w domu. Drugi z domowników lubi się włóczyć, za jakiś czas powinien wrócić, ale nigdy nie wiadomo. Mieszkamy tutaj sami, chociaż ja często przesiaduję u dalszych krewnych, którzy wychowali mnie jak swoją. Aktualnie poza nami są tu tylko ludzie do naszej dyspozycji. Czuj się jak u siebie, naprawdę, nie musisz się krępować.

Poczułam jak wewnątrz mojego ciała przepływa prąd uwalniający mnie od napięcia, rozluźniając również każdy najdrobniejszy mięsień. Narobienie sobie kopotów i narażenie się komukolwiek było ostatnim, czego teraz chciałam. Przytaknęłam jej tylko, ale trudno byłoby wyzbyć się całkowitej krępacji, co chyba wyczuła, bo po chwili złapała mnie za nadgarstek.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jan 28, 2017 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

epitafiumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz