Leżałam przykryta po uszy najcieplejszą kołdrą, jaką posiadaliśmy, a tuż pod cienką warstwą skóry czułam przyszywający chłód. Nie spałam kolejną noc, czuwając nad snem domowników, słysząc ich oddech zza ściany niemal tak dobrze jak swój. Myślami byłam znacznie dalej, nawet nie wiem gdzie. Daleko od domu, nie wiadomo co robiąc, byleby ten czas nie był samotny. I oddałabym wiele, by spędzić go z nim lub otrzymać jakikolwiek znak życia. Skrzynia na listy przestała obrastać w kolejne wiadomości, tkwiące w niej do tej pory jak skarb. Teraz to, co nazbierało się przez ten długi okres, niemal dosłownie się nim stało. A przynajmniej w moich oczach. Klucz, spoczywający na grubym sznurze pomiędzy moimi piersiami, strzegłam bez mrugnięcia okiem, nie pozwalając sobie nawet na chwilę odpoczunku. Stało się to mi droższe niż życie. Bo życie bez niego nie miało sensu.
Moja samotność była może wygórowana, bo pomimo tego, że czułam się w pewien sposób wybrakowana i opustoszała jak stary kościół, bezustannie otaczali mnie ludzie. Młodsi, starsi, dawni i nowi znajomi. Kiedy zniknął tego dnia za horyzontem, pojawił się na nim ktoś nowy. Na imię miała Fianna.
Była drobną dziewczyną, niemal o budowie Calineczki. Nie była co prawda aż tak maleńka, jednak jej ciało wydawało się niebywale kruche, jakby sam podmuch wiatru mógł ją skrzywdzić. Gdyby suknie będące w jej szafie nie były szyte na miarę, zapewne by się w nich utopiła. Jeśli chodzi o sam ubiór, zawsze miała najpiękniejsze stroje w towarzystwie. Najmodniejsze fasony tuż przed tym, nim stały się oficjalnie modne, jakby to ona była wyznacznikiem trendów. Gdy wchodziła do sali, spojrzenia wszystkich należały tylko do niej. Tak jak i serca. Każdy mężczyzna w mieście pragnął, by za niego wyszła lub chociażby na niego zerknęła. Była kobietą niesłychanej urody. Miała mocno zarysowane kości policzkowe, a same policzki delikatnie zarumienione, co jak twierdziła, było zasługą odpowiedniej diety. Jej cera była niemal tak jasna, jak blask, który od niej bił. Nie miała żadnej skazy, najmniejszej zmarszczki czy choćby plamki. Usta miała zawsze delikatnie zaczerwienione, jakby muśnięte subtelnie pomadą, jednak gdy faktycznie jej używała, były krwistoczerwone, co tym bardziej sprawiało, że nie sposób było od niej odwrócić wzroku. Blond loki upinała wysoko w koczek, zostawiając cienkie pasemko po prawej stronie twarzy, którego skręt kończył się na wysokości piersi. Niemal nigdy nie zmieniała fryzury. Mawiała, że tylko wyjątkowe osoby mogą zobaczyć ją w innej odsłonie, kiedy czuje się całkowicie spokojnie. Choć rzadko zdejmowała rękawiczki, zauważyłam, że miała drobne, kościste dłonie o długich palcach i zadbanych, delikatnie zaróżowionych płytkach paznokci. Pomimo anemicznej budowy wyglądała tak zdrowo, jakby sam Bóg odsuwał od niej wszelkie choroby i nieszczęścia. Zadziwiała mnie od samego początku.
Poznałyśmy się w sklepie zielarsko-aptekarskim, do którego wybrałam się po coś na sen. Sklepikarka nigdy nie zawiodła mnie w doradztwie na temat tego, co muszę kupić przy jakich dolegliwościach. Postanowiłam i tym razem skorzystać z jej usług. Większego wyboru nawet nie było, nie łatwo było o działalność w tej branży, szczególnie tak niezawodną.
Większość ziół przetestowałam już osobiście w poszukiwaniu lekarstwa, które umożliwiłoby mi cieszenie się dniem. Żadne z nich jednak nie sprawdziło się w tym celu. Mawiają, że natura daje nam wszystko, czego potrzebujemy. Chyba jednak nie przewidziała ona dziwiadła mojego pokroju, ponieważ na tą dolegliwość nie było lekarstwa, a ściślej- żadnego ludzkiego lekarstwa, bo pożywiania się niczym zwierzę nie biorę pod uwagę. Momentami miałam wrażenie, że natura zakpiła sobie z mojego statusu, każąc mi zniżać się do poziomu człowieka pierwotnego.
Niemal zawsze ktoś kręcił się w sklepie. Takie czasy, że każdy narzeka na zdrowie lub potrzebuje czegoś dla kogoś, jakby jego choroby nie dotyczyły. Bywali i tacy, którzy wpadali wyłącznie na pogawendkę do starej medyczki, która chętnie podejmowała każdy temat. Nie było człowieka, z którym by się nie potrafiła porozumieć. Zdarzały się jednak takie dni, gdy niemal nie było ani klientów, ani chętnych do rozmowy. Wtedy był to najlepszy czas, by poprosić o coś na nieco wstydliwe dolegliwości. Dla mnie niemal każde zdawały się takie być, dlatego choć przychodziłam tam chętnie, nie lubiłam momentu podejścia do lady i przyznania się do problemu. Chcąc nie chcąc, musiałam się tym zająć. Co prawda mogłam poprosić Amelię, jednak odesłałam ją na targ po świeże warzywa i pieczywo. Szczęście, że wybrałam idealny dzień na zakupy. Sklep był niemal pusty. Pokrążyłam po nim, dopóki ostatni klient nie wyszedł, udając zafascynowaną wszystkim dookoła. Dopiero wtedy niespiesznie podeszłam do lady. I usłyszałam charakterystyczne dzwoneczki, wiszące przy drzwiach, by informować o przybyciu nowego klienta. Zaklęłam w duchu, ale to i tak jedna osoba, mogłam trafić gorzej.
- Potrzebuję czegoś na sen, najlepiej mocnego i działającego dość prędko.
- Trapi coś panienkę ostatnio?
Spojrzałam kątem oka na nowego przybysza. Młodziutka kobieta. Szczęście w nieszczęściu. Te lubią plotkować, lecz fakt faktem- łatwiej się przyznać, co ze zdrowiem nie tak. Szczególnie, gdy jest się także kobietą.
- Zawsze znajdą się jakieś troski. -Uśmiechnęłam się, modląc się w duchu, by nie brnęła w ten temat.
- Prawda.
Za to ją uwielbiałam. Wiedziała, kiedy zacząć i kiedy skończyć. Pomknęła do jednego z regałów, a następnie zniknęła na zapleczu w poszukiwaniu tego, czego nie zastała już na swoim miejscu. Powłuczyłam wzrokiem po pułkach, by dyskretnie przyjrzeć się drugiej klientce. Kiedy już zatrzymałam na niej na chwilę wzrok, nie mogłam go oderwać. Na początku oczarowana urokiem dziewczyny, później zaintrygowana faktem, że jej twarz wyglądała znajomo. Oczywistym było, że nie mogłam się tak przyglądać wiecznie niezauważona. Kiedy podniosła wzrok znad etykiety trzymanego w dłoni słoiczka, drgnęła pod ciężarem mojego spojrzenia i obróciła głowę automatycznie w moją stronę. Skinęłam jej onieśmielona przyłapaniem na gorącym uczynku. Odpowiedziała tym samym, dodając do tego anielski niemal uśmiech, odsłaniając tym samym rząd idealnie równych, śnieżnobiałych zębów. Moje zażenowanie przegoniła staruszka ze zbawiennym dla mnie znaleziskiem.
- Myślałam, że jeszcze zastanę na półce, ale wiele osób ostatnio narzeka na bezsenność, więc prędko się sprzedało. Dobrze, że zawsze mam coś w zapasie na zapleczu.- Podała mi woreczek ściśnięty sznurkiem, wieszając mi go na palcach.- Proszę zaparzać co wieczór przed snem. A to- dodała, podając mi drugi woreczek- dolewać do kąpieli, kilka kropel wystarczy.
Po wyjściu ze sklepu przystanęłam na ganku. Zapamiętałam instrukcję staruszki, jednak moje myśli krążyły wokół pięknej nieznajomej. Druga okazja by ją spotkać mogła się nie nadarzyć. Wtedy już nigdy nie zaspokoiłabym ciekawości co do jej tożsamości. Poczekałam więc chwilę, dopóki i ona nie dokończyła zakupów. Miałam nadzieję, że nie przyszła tam na pogawędkę lub nie dała się w nią wciągnąć, ponieważ wtedy mogłabym tak stać do wieczora.
Moje modlitwy zostały wysłuchane i wyszła zalewdie kilka minut po mnie, również z małym woreczkiem przewieszonym przez nadgarstek.
- Dzień dobry- zaczełam.
- Dzień dobry.
- Proszę wybaczyć, wydaje mi się, że skądś panienkę znam i straszliwie mnie to nurtuje. Czy miałam przyjemność poznać? Jeśli tak, przepraszam za zapominalstwo i nietakt.
Przyjrzała mi się uważnie, jednak jej spojrzenie nie było tak ciężkie jak moje dla niej; było zupełnie jakbym przeglądała się w lustrze.
- Niestety, nie przypominam sobie. Bardzo mi przykro.
- W takim razie przepraszam za kłopot. Życzę miłego dnia- pożegnałam się i poczułam lekki zawód. Byłam niemal pewna. Takich twarzy się nie zapomina. Zeszłam z ganeczku otaczającego budynek i odeszłam w stronę miejsca, gdzie czekał mój powóz.
- Przepraszam!- Usłyszałam za sobą wołanie. Odwróciłam się do anielskiej postaci.- Bywa pani na wystawach sztuki?
-----------------------------------------------------------------------------
Od autorki:
Postaram się nadgonić nieco z rozdziałami, żeby w wakacje spróbować zacząć drugą część. Ogólnie pierwsze kilkanaście rozdziałów to tragedia- dużo opisów, mało dialogów. Mam wrażenie, że niedługo bohaterowie zapomną, jak to działa. Będą tylko żreć zwierzęce wnętrzności, bo zapomną, że buźka pomaga też się wysłowić. xD"
Za dużo pomysłów, za mało czasu- such a situation.

CZYTASZ
epitafium
VampireAries, panienka z rodu Schaedler, znajduje ukryte w pobliskim lesie szkice. Zawsze w tym samym miejscu. Zawsze zniewalająco piękne. I zawsze była nimi oczarowana. Ich autor pozostawał jednak owiany tajemnicą. Do czasu. Młoda kobieta postanawia otwor...