Rozdział 10

50 11 2
                                    

Odkrycie jego tożsamości ułatwiło znacznie przebieg naszej znajomości, która przeobraziła się w stałą relację podsycaną ukradkowymi spojrzeniami przez całą szerokość ulicy oraz listami, tym razem dostarczanymi przez naszą służbę, dając pewność, że koperty dotrą dokładnie do tych dłoni, dla których zostały przeznaczone. Odpowiedzi przychodziły z maksymalnie jednodniowym opóźnieniem, przez co wymiana szła bardzo sprawnie, a moja skrytka już nie była tak tajna, gdy jej zawartość zaczęła wypełzać na świat. Zmieniłam więc miejsce na potężną drewnianą skrzynię z masywną kłódką, a klucz do niej dumnie spoczywał pomiędzy moimi piersiami. Oczywiście cała korespondencja nie była już taką tajemnicą. Domownicy byli dokładnie poinformowani o intrygującym adoratorze, dlatego kiedy Ameila odwiedzała mój pokój, cały dom jednocześnie zastygał w oczekiwaniu, z drugiej strony z kolei szepcząc coraz to nowsze rozmaitości na temat kwitnącego romansu. Nasza relacja przekroczyła pewien próg, będący niewidzialną granicą, powstrzymującą swego rodzaju plotki i trzymającą nasze sprawy w zamkniętym kręgu. Nie bez znaczenia w tym przypadku miała udział moja matka, która nie szczędziła komplementów dla tajemniczego panicza, o którym było wiadomo tylko to, co sama wypuszczała w świat i to, na co on pozwalał się mu dowiedzieć. Tak przynajmniej przypuszczam, bo gdyby było to coś, o czym nikt miałby nie wiedzieć, nie pozwoliłby dostrzec tego mojej matce. I na jej obronę przydałoby się dodać, że nie była plotkarą, jakich pełno na salonach. Wydaje mi się, że również uległa urokowi lorda Evana i jej szczerość nie pozwalała na zachowanie pewnych spraw dla siebie. Jednak zanim to wyszło na jaw, minęło wiele miesięcy. Gdyby na salonach dowiedziano się, że znajomość ta nie trwa od niedawna, plotkom nie byłoby końca. Szczególnie, gdyby dowiedziano się prawdy.

A prawda była taka, że był pierwszym mężczyzną, który wywołał u mnie jakieś pozytywne emocje. A stało się tak na długo przed tym, jak ujrzałam jego twarz. Najpierw urzekło mnie jego wnętrze; pasja, którą widziałam tak wyraźnie pomimo tego, że jako fizyczna osoba był mi daleki. Miał w sobie wiele uczuć i udzielało się to również mi. Widział więcej niż reszta, nawet więcej niż ja. Mawiają, że dzieci widzą więcej, jednak on przebijał każde moje spostrzeżenie na temat świata pryzmatem doświadczeń. To czyniło jego punkt widzenia szczególnie istotnym dla dorastającej dziewczyny. Nauczył mnie więcej, niż wszystkie wynajęte do tego przez moją matkę osoby.

Oczywiście jego urok osobisty również nie był do pominięcia. Jego twarz pasowała do jego duszy- była idealna, bez najmniejszej skazy, prosta, ale jednocześnie nie do pojęcia. Gdyby ktoś potrafił powiedzieć słowo przeciw niemu, nie wiem, czy ktokolwiek byłby w stanie uwierzyć. Piękni ludzie nie kłamią, nie ludzie o takich oczach.

W towarzystwie zaczepiano i mnie, i matkę pytaniami o zamiary panicza, jednak obie pozostawiałyśy to bez konkretnj odpowiedzi. Tak naprawdę sama nie wiedziałam, co to oznacza. Czy te wszystkie wiadomości i spotkania były zalążkiem czegoś większego, co zmieni całe moje życie ponownie? Jeśli wierzyć zachowaniom domowników oraz ludzi na salonach, wszystko wskazywało na to, że tak. A to absolutnie nie ułatwiało myślenia o tym; ba, o czymkolwiek. Nie wiem, czy byłam gotowa na to wszystko. Byłam wdzięczna, że potrafił dostrzec moje obawy i je zrozumieć. Nie nalegał na spotkania, a jedynie proponował, tak oplatając to innymi, zupełnie nie związanymi sprawami, że z trudem zauważałam sugestię. Raz na przykład, inicjatywę spotkania wysunął przy pomocy pytania, czy widziałam kiedyś Semper Augustus. Z racji tego, że nie miałam takiej okazji, odpowiedziałam, że z chęcią nadrobię to i zobaczę. Po przybyciu na miejce nieco dowiedziałam się o historii tego niezwykłego kwiatu. Przybyły one do Europy z Imperium osmańskiego w XVI wieku i już wtedy wywołały niemałe zamieszanie. Arystokracja zaczęła konkurować wówczas ze sobą w posiadaniu coraz to bardziej wyszukanych, najrzadszych ich odmian. W XVII-wiecznej Holandii tulipany dotknął wirus pstrotości TBV, mutujący płatki roślin, co sprawiło, że wystąpiło zjawisko gorączki tulipanowej. Ceny tych kwiatów wzrosły ogromnie wraz z zainteresowaniem ich dotyczącym, czyniąc z nich dobro luksusowe. Najbardziej wyszukaną odmianą był właśnie Semper Augustus, którego cena wynosiła sześć tysięcy guldenów za jedną cebulkę, czyli tyle co cena zadbanej kamienicy lub równowartość czterech wozów pszenicy, ośmiu wozów żyta, ośmiu tłustych wołów, szesnastu tłustych wieprzy, dwudziestuczterech tłustych owiec, czterech beczek wina, ośmiu beczek piwa, czterech beczek masła, dwóch tysięcy funtów sera, dwóch łóżek, dwóch srebrnych kielichów, sporego kompletu ubrań wraz ze statkiem, którym to wszystko można przewieźć. Tulipanomania trwała sześć lat, później nastąpił gwałtowny spacek ich sprzedaży, jednak nadal były towarem drogim. Ogród Nightingale'ów zdobiły jedne z pierwszych odmian tych niezwykle drogich tulipanów, które przywieżli osobiście jego krewni przed laty. Nic dziwnego, że tak o niego dbano. Było tam zapewne o wiele więcej niespotykanych odmian, niż podkochujących się w nim dam, których liczba była niemała. 

Pomimio tego, że zwasze byłam uprzedzana o zamierzanych odwiedzinach, tym razem tak się nie stało. Służąca oznajmiła wpadając niemal dosłownie do mojej sypialni, że przybył gość, prosząc mnie o spotkanie. Początkowo wpadłam w panikę. Przez chwilę zwątpiłam w naszą wymianę listową z obawą przechwycenia korespondencji, lecz natychmiast zostałam wyprowadzona z błędu. Na wstępie przeprosił mnie, że nie poinformował mnie wcześniej, lecz sam był nieobecny przez kilka ostatnich dni i nazajutrz wyrusza ponownie na jakiś czas. Skinęłam tylko, nieco zbita z tropu jego nagłym pośpiechem. 

– Czy coś się stało, lordzie Nightingale?– odważyłam się w końcu zapytać. 

– Proszę się tym nie martwić. Ostatnio trochę zamieszania powstało w rodzinie, dlatego muszę się tym niezwłocznie zająć. 

– Chyba nie jakaś tragedia?– zapytałam zatroskana.

–Nie, nie.–Uśmiechnął się uspokajająco.– Musimy zająć się jednym z krewnych. 

– Choroba?

–Tylko swego rodzaju... niedyspozycja. To chyba najlepsze określenie.  

Nie chciałam już dalej brnąć w ich rodzinne sprawy, więc zmieniłam temat, który osobiście był dla mnie o wiele bardziej intrygujący.

–Więc co pana do mnie sprowadza?

– W zasadzie przyjechałem tym razem do obu pań. Mam nadzieję, że zastałem panienki matkę.–Spojrzał na mnie pytająco.

–Oczywiście.–Skinęłam na służkę, by posłała po matkę.

Po serdecznym powitaniu przez matkę, udaliśmy się na spacer do ogrodu. Towarzystwo było nadzwyczaj milczące, więc zaczęłam rozmowę.

–Odnośnie pańskiego wyjazdu, na długo pan opuszcza okolicę?

–Kilka tygodni, miejmy nadzieję.

– Dość długo.–Skrzywiłam się nieco na tą wieść, jakby miała kwiaśny smak cytryny.–Czy chce pan na ten czas przerwać korespondencję? Skoro będzie pan zajęty, może być to nieco kłopotliwe, by udzielac odpowiedzi.

–Prawdę mówiąc, co do tego mam małą prośbę. Ale o tym za chwilę. Jak już wspominałem panience, planuję wyjechać natychmiastowo na pewien czas–słowa te kierował głównie do mojej matki.

–Mam nadzieję, że prędko pan do nas powróci– odpowiedziała.

– Również mam taką nadzieję. Bardzo zżyłem się z waszą rodziną i szkoda będzie mi opuścić panie na tak długi okres. Tym bardziej nie mając stałego kontaktu, by chociażby wiedzieć, czy wszystko w porządku. Chciałbym się zaopiekować panią i pani córką, choć jak widać nie zawsze jest to fizycznie możliwe. Jednak mam nadzieję, że po powrocie będzie mi to dane, dlatego kieruję się do pani z prośbą o rękę pani córki.

Mina mojej matki nie wyrażała większego zdziwienia. Podejrzewam, że wyczekiwała tego momentu od dawna, jednak sama nie wyszłaby z inicjatywą rozmowy odnośnie jego zamiarów co do mnie. I chociaż sprawa dotyczyła mnie samej, nie miałam za dużego prawa głosu, przez co poczułam się zepchnięta na dalszy plan. Oczekiwałam jej odpowiedzi, jednocześnie zastanawiając się, jaką decyzję bym podjęła, gdyby zależało to tylko ode mnie. 

epitafiumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz