prolog

1.2K 147 46
                                    

Wysiadłam z zatłoczonego autobusu i wreszcie mogłam odetchnąć z ulgą. Przez ostatnią godzinę miałam ochotę wyskoczyć przez okno, a jeszcze bardziej wyrzucić przez nie dzieciaka, który uporczywie kopał mój fotel. Zresztą jego matka nie była lepsza. Tleniona blondyna malowała paznokcie na najbardziej rażący odcień różu, jaki kiedykolwiek widziałam, a jego smród wymieszany z potem i starością był po prostu nie do wytrzymania. Czasami żałowałam, że mój zmysł powonienia był tak dobrze rozwinięty.
Poprawiłam plecak na ramieniu i wmieszałam się w tłum turystów. Nie było to takie trudne. W najlepszym przypadku przechodnie mogli mnie wziąć za bezdomną. Moje ubrania bardziej nadawały się na śmieci niż do ponownego założenia, ale całe zarobione pieniądze wydałam na pierwszy autobus do Nowego Jorku. I właśnie z powodu braku jakichkolwiek środków finansowych wieczorem, jeszcze tego samego dnia, weszłam do niewielkiego klubu. Potrzebowałam pracy, natychmiast. Nie mogłam zbyt długo kraść jedzenia i myć się w łazienkach na stacjach metra, jak to robiłam w Filadelfii.
Ledwie zdążyłam wejść do lokalu, a już usłyszałam kilka nieprzychylnych komentarzy na temat mojego stroju. O dziwo nie padły one z ust kobiet, a spoconych facetów z kuflami piwa w dłoniach. Przez kilka kolejnych minut nakłaniałam barmana, by zatrudnił mnie do pomocy, obiecując, że doprowadzę się do porządku, ale nie odniosło to żadnego skutku. Kiedy nie chciałam ustąpić i uderzyłam pięścią w blat, zarzucając mu rasizm, błysnął mi przed twarzą żółtymi oczami i dosłownie wyrzucił za drzwi.
- Pieprzone wilkołaki! - ryknęłam za nim, pokazując środkowy palec.
Odwróciłam się na pięcie, słysząc stukot kilku par butów uderzających o chodnik i piskliwe krzyki. Niemal od razu dostrzegłam dziewczynę, może kilka lat młodszą ode mnie, a tuż za nią szczupłego chłopaka ubranego na czarno. Nie chciałam się wtrącać w nieswoje sprawy, miałam na głowie własne problemy, jednak kiedy do moich nozdrzy dotarł charakterystyczny zapach starości, rzuciłam się za nimi.
Woń wampira mogłam rozpoznać wszędzie, a sądząc po tym, że był w stanie kontrolować swoją prędkość, miał kilkanaście lat na karku.
Dziewczyna wyraźnie zwolniła, jej krzyk słabł na sile. Długo mogła nie pociągnąć, a prześladowca nie zamierzał odejść bez posiłku. Kiedy niedoszła ofiara skręciła w zaułek, miałam ochotę walnąć się otwartą dłonią w czoło. Idiotka. Ukryłam się za ścianą, czekając, aż wampir zacznie się do niej dobierać. Nie trwało to długo. Doskoczyłam do niego, chwyciłam go za koszulkę i oderwałam od przerażonej dziewczyny. Zdążyłam krzyknąć coś w stylu: uciekaj, a chwilę później dostałam pięścią w szczękę.
- Pożałujesz tego - warknęłam, spluwając krwią.
Jeśli do tej pory nie wiedział, czym byłam, z bliska mógł poczuć mój zapach. Wyraźnie ucieszył się, że zastąpiłam tamtą dziewczynę. Jego kły błyszczały w świetle księżyca, a oczy zaszły czerwoną mgłą. Z dala od ludzkich spojrzeń mógł bez żadnych ograniczeń wykorzystywać swoje zdolności. Ja również nie próżnowałam.
Może i był silniejszy, ale po mojej stronie była szybkość. Wyprowadzałam serie ciosów, kilka uników i znów seria. Jego kły drasnęły moją dłoń, kiedy zaatakowałam kolejny raz. W odpowiedzi kopnięciem posłałam go na ceglaną ścianę. Wykorzystał siłę odrzutu i skoczył na mnie. Upadłam na plecy, przetaczając się wraz z nim po asfalcie, aż wreszcie miałam idealną pozycję do ataku. Siedziałam okrakiem w dole jego pleców, wbijając kolana pod żebra. Szarpał się jeszcze przez chwilę, gdy sięgałam do jego głowy i jednym pewnym ruchem skręciłam mu kark.
- Pijawka - mruknęłam pod nosem, wstając na nogi.
- Ładnie to tak chodzić nocą po mieście i zabijać porządne wampiry?
Stanęłam jak sparaliżowana, słysząc męski głos, który dobiegał z wylotu uliczki. Po chwili poczułam zapach napastnika. Kolejny wampir i tym razem o wiele starszy.
- Porządne? - zadrwiłam, odwracając się w stronę pijawki. - Od kiedy porządne wampiry atakują niewinne dziewczyny?
Wykorzystałam te kilka sekund na ocenę moich szans w starciu z nim. Był cholernie wysoki i szeroki w barkach. Kawał chłopa, a jeśli dodać do tego wampirze zdolności... Tym razem mogłam przegrać.
- Niewinne? - parsknął, zbliżając się. - Uwierz mi, nie była taka, jak ci się wydaje.
Kiedy zatrzymał się kilka kroków ode mnie, serce niemal wyskoczyło mi z piersi. Nie chciałam, by właśnie wtedy dopadł mnie wampir, kiedy zdążyłam uciec przed innym. Cóż, zareagowałam w ten sam sposób - rzuciłam się do ucieczki.
A przynajmniej próbowałam to zrobić.
- I co teraz, zabijesz mnie? - zapytałam cicho, patrząc ze szczerym strachem w jego ciemne oczy.
Jeszcze zanim zdążyłam się ruszyć, wampir uprzedził mnie i przyparł do ściany. O dziwo nawet nie wysunął kłów, nie zgniatał mi tchawicy. Jedynie jego potężne ciało ograniczało moje ruchy.
- Nie zamierzam.

~~~~~~~~~~

No proszę, poszło mi szybciej, niż myślałam. I co myślicie o nowym prologu?

Do następnego! (Ech... jak ja za tym tęskniłam)

Na zlecenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz