*~XI~*

188 27 9
                                    

Po całej tej miłej rozmowie z Aidenem, w jego domu pojawił się Scott i nawet nie próbował okazywać mi współczucia. Wpadł do pokoju, rzucił we mnie papierową torbą, w której znajdowały się ubrania, i rozkazał być gotową w pięć minut. 
– Wściekły jak cholera – mruknęłam do Aidena, kiedy wampir wyszedł z pokoju, lekko trzaskając drzwiami.
– Coś ty mu zrobiła? – zapytał wyraźnie rozbawiony wilkołak.
W odpowiedzi prychnęłam nieelegancko i spróbowałam się ponieść, no co syknęłam z bólu i skrzywiłam się. Biodro dało o sobie znać nawet przy tak drobnym ruchu.
– Czekaj, pomogę – zaoferował Aiden.
Ułatwił mi całe zadanie, sadzając mnie na krawędzi łóżka, chociaż nie obyło się bez urażania obolałego miejsca. Mimo to nie mogłam narzekać, bo już nie raz znajdowałam się w o wiele gorszym stanie. Za dzień lub dwa zapomnę o tym drobnym obiciu przez pędzący samochód. 
Rzeczywiście byłam gotowa w pięć minut. Nie wiedziałam, jakim cudem mi się to udało, ale byłam z siebie dumna. Niestety Scott nie podzielał mojego entuzjazmu i zrugał mnie za to, że musiał tyle czekać. Z drobną pomocą wilkołaka zdrapałam się na tylne siedzenie SUV'a i ułożyłam wygodnie na kanapie.
Scott nie odezwał się do mnie nawet słowem, ale jakoś nie byłam zdziwiona i nie próbowałam namówić go na rozmowę. Ta cisza między nami nie przeszkadzała, chociaż pewnie chciał, żebym poczuła się niezręcznie. Kiedyś myślałam, że oczekuje ode mnie przeprosin za to, co zrobiłam pierwszego dnia w Nowym Jorku. Problem w tym, że nie czułam się winna.
– Jesteś skończoną idiotką.
Zajęta własnymi myślami i ignorowaniem bólu powodowanym wstrząsami samochodu w pierwszej chwili nie przetworzyłam tego, co powiedział. Podniosłam się na łokciach i spojrzałam pytająco na Scotta, a właściwie tył jego głowy, oczekując jakichkolwiek wyjaśnień. 
– Ponieważ? – ponagliłam go zniecierpliwiona. 
– Naraziłaś nas wszystkich – warknął, rzucając mi przez ramię piorunujące spojrzenie.
– Nic z tego nie rozumiem – przyznałam, ponownie kładąc się na tylnej kanapie. 
Wampir skręcił gwałtownie, przez co uderzyłam głową w drzwi. Okej, był zły. 
– Uważaj trochę! – ryknęłam po tym, jak podniosłam się do siadu. 
W następnej chwili leżałam pomiędzy fotelami, krzywiąc się z potwornego bólu w biodrze. 
Okej, Scott był wkurwiony. 
– Mogłeś zahamować delikatniej – zasugerowałam z przesłodzonym uśmiechem. – Albo mnie uprzedzić, do cholery! – dodałam, warcząc wściekle. 
– Nie jęcz i wysiadaj. Nie będę cię niańczyć. 
Wymruczałam pod nosem kilka wymyślnych rosyjskich przekleństw i jakoś wydostałam się z samochodu. Kiedy już wysiadłam, dobitnie przekazałam wampirowi, co o nim myślę, pokazując środkowy palec. 
– Ciekawy z ciebie przypadek. – Usłyszałam i od razu przewróciłam oczami. Zupełnie odruchowo!
– Ciebie też miło widzieć, Emily – odpowiedziałam, jeszcze zanim się odwróciłam. 
Nie miałam najmniejszej ochoty na oglądanie jej twarzy. Nie po tym, co się stało. Blondynka przyglądała mi się jeszcze przez chwilę, po czym odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę jednego z budynków,
– Wyjaśnisz mi, co tu robię? – zapytałam wreszcie, z trudem dotrzymując jej kroku.
– Lucas ma się tobą zająć, a chwilowo nie może opuścić terenu zoo – odpowiedziała rzeczowo, nawet nie zwalniając.
Kiedyś zabiję tę kobietę, pomyślałam, z własnej i nieprzymuszonej woli.
Kiedy dotarłyśmy do drzwi kliniki, odetchnęłam z ulgą. Tępo narzucone przez Espritkę dało mi się we znaki i ledwo trzymałam się na nogach. 
– Cat, wskakuj na kozetkę, zobaczymy, co tym razem wywinęłaś – oświadczył Lucas, nadal pisząc coś na komputerze.
– Co tym razem wywinąłeś? – przedrzeźniałam go.
– Mały zatarg z kilkoma wilkami, nic wielkiego – odpowiedział, nawet nie podnosząc na mnie wzroku. 
– Mały? – Parsknęłam. – I dlatego nie pozwalają ci opuścić zoo?
– Nie musisz się o to martwić... Emily, do jasnej cholery! – krzyknął, wreszcie zwracając na nas uwagę. – Dlaczego jej nie pomogłaś?!
Prychnęłam i szybko zasłoniłam usta dłonią, ale dziewczyna i tak to zauważyła, posyłając mi mordercze spojrzenie. Nie mogłam powstrzymać śmiechu, słysząc karcący ton Lucasa. Tym bardziej, że adresatką jego słów była jakże urocza Emily.
– Nie skarżyła się – niemal syknęła, ujawniając swoją naturę żmii. 
– Bo duma jej nie pozwoliła, a ty doskonale o tym wiesz – zarzucił jej Esprit, a następnie kazał się wynosić.
Kiedy tylko blondi opuściła pomieszczenie, przestałam powstrzymywać śmiech, czym zasłużyłam sobie na dezaprobatę w spojrzeniu Lucasa. 
– Jestem pod wrażeniem – powiedziałam wreszcie, siadając na kozetce. – Jednak masz uczucia.
– Nie przeginaj, dobrze wiesz, dlaczego nie jestem aż tak apatyczny – rzucił, odwracając się do komputera.
Lucas nie był w pełni Espritem. Po ojcu odziedziczył niezwykłe geny, które pozwalały na zapamiętanie ogromnej ilości informacji oraz smykałkę do tworzenia i projektowania. Z kolei dzięki matce wiedział, czym jest empatia i czasem zastanawiał się nad tym, czy jego słowa lub czyny nie zranią bliskich mu osób.
Mężczyzna nigdy nie krył swojego pochodzenia. Nie uważał, że to w jakiś sposób go ogranicza, a wręcz przeciwnie, poszerza horyzonty. Posiadał inteligencję i analityczny umysł prawdziwego Esprity oraz zwyczajną ludzką wrażliwość, choć często doskonale ją ukrywał. 
– Świeży siniak – mruknął, oglądając moje biodro. – Miałem wysłać ją z wózkiem, ale wiedziałem, że nie dasz się na niego posadzić.
– Jak ty dobrze mnie znasz... Auć! – syknęłam, kiedy wbił igłę w moją skórę. 
– Nie przeżywaj – mruknął, skupiając się na tym, co robił. 
– I znowu odezwała się twoja wewnętrzna suka – parsknęłam i ułożyłam się wygodniej. 
Lucas badał mnie przez kolejne kilka minut, aż na końcu potwierdził to, co sama wiedziałam: nadpęknięta kość i mocne stłuczenie. Dostałam od niego mocne środki przeciwbólowe i rozłożyłam się wygodnie, walcząc ze zmęczeniem.
– Przytyłaś – rzucił nagle, wypełniając jakiś dokument.
– Ty to wiesz, co powiedzieć kobiecie – żachnęłam się urażona, spoglądając na niego.
– Takie są fakty – odpowiedział i puścił do mnie oczko. – Jak tak dalej pójdzie nabierzesz odpowiednich kształtów.
Chociaż wyczułam w tym przytyk, stwierdzenie było tak prawdziwe, że nie mogłam się nie zaśmiać. Lucas naprawdę rzadko miał dobry humor, a jeszcze rzadziej żartował. Nawet lubiłam, kiedy taki był, tak jakby stawał się bardziej ludzki. 
– Cat – zagadnął mnie Esprit, trzymając w dłoni plik kartek i skanując go porażającym spojrzeniem – dostałem twoje ostatnie wyniki.
– Nie strasz, tylko mów, o co chodzi – popędziłam go, podpierając się na łokciach. 
– Coś dzieje się z twoimi genami, ale jeszcze nie jestem w stanie stwierdzić, co takiego.  
Zmarszczyłam brwi na jego słowa. Sama zauważyłam, że coś się ze mną działo, ale zmiana w genach... 
– Chcesz mi coś powiedzieć? – zapytał, przyglądając mi się uważnie tymi swoimi przeszywającymi błękitnymi oczami. 
Nie kazałam mu długo czekać. Po chwilowym wahaniu streściłam wszystkie wydarzenia i zmiany, które u siebie dostrzegłam. Z każdym kolejnym zdaniem zmarszczka na jego czole pogłębiała się, wyrażając zaciekawienie. Kiedy skończyłam mówić, klinikę wypełniła cisza przerywana jedynie dźwiękami z zewnątrz. 
– Słyszałaś kiedyś o specjalizacji genu u kotokształtnych? – zapytał po jakimś czasie.
– Raczej nie – odpowiedziałam po namyśle. – Co to ma ze mną wspólnego?
Lucas zakręcił się na swoim krześle i przejechał na nim do komputera. 
– Kilka lat temu pracowałem z Seanem Carrollem nad ciekawym projektem – zacząć, zaciekawiając mnie. – Pobrał próbki wielu kotokształtnych i porównywał ich geny z genami waszych dzikich krewnych. Do tej pory pamiętam, jak zadzwonił do mnie w środku nocy i siłą zaciągnął do laboratorium. – Uśmiechnął się na to wspomnienie. – Ale do rzeczy. Zauważył ,że niektórzy zmienni upodobali sobie jedną kocią postać i zazwyczaj ją wybierali podczas przemiany. U tych badanych pewna sekwencja genów była niemal identyczna do tej u odpowiedniego kota. Nazwał to specjalizacją. Zaraz po tym odkryciu przeprowadził dokładne wywiady z osobami ze specjalizacją genu i starał się znaleźć wspólny czynnik. Niestety nie udało nam się doprowadzić tego do końca. Nie odkryliśmy co powoduje zmianę w DNA.
Dobrą chwilę przetwarzałam te informacje.
– Kiedy ostatnio się zmieniałaś? – zapytał, przywracając mnie do rzeczywistości.
– Trochę czasu minęło... – Zamyśliłam się, ale nie byłam w stanie dokładnie umiejscowić w czasie mojej ostatniej przemiany.
– To na co czekasz? Zmieniaj się! – popędził mnie, patrząc na mnie, jak na obiekt badań.
– Nie zamierzam ryzykować – wymigałam się. – Nie chcę do reszty połamać biodra.
Lucas spojrzał krytycznie, westchnął i przewrócił oczami.
– Zmień się, jak już ci przejdzie, i od razu mnie o tym powiadom.
Nie komentując już jego zachowania, grzecznie czekałam, aż ktoś odbierze mnie z kliniki. Przymknęłam oczy, kiedy Lucas wyszedł, i wyciszyłam się, chcąc zasnąć. Leki, które mi podał, musiały być dość silne, skoro były w stanie mnie uśpić.
– Cholerne wampiry.
Uchyliłam powieki, obserwując wykrzywioną w grymasie twarz Esprita. To było na tyle, jeśli chodziło o drzemkę.
– Tak, tak – mruknęłam i ziewnęłam przeciągle. – Mnie też wkurzają.
– Najwyraźniej ty też je wkurzasz – prychnął i kiwnął głową w stronę drzwi. – Scott wyrył ślady opon w żwirze.
– Wściekł się, nic nadzwyczajnego. – Wzruszyłam ramionami.
– Skończony kretyn – wymruczał pod nosem.
– To tylko żwir...
Lucas spojrzał na mnie jak na idiotkę i uniósł jedną brew.
– Scott ciągle nosi żałobę po śmierci Dona i jak widać wciąż żywi do ciebie urazę – wyjaśnił cierpliwie Esprit.
– Minęło pięć lat... Nie sądzisz, że trochę przesadza?

Mężczyzna usiadł na swoim krześle i oparł łokcie na kolanach. Zastanawiał się nad czymś i całkowicie odciął się od rzeczywistości. Takie zawieszenia zdarzały mu się, kiedy myślał nad rozwiązaniem jakiegoś problemu. Nie lubiłam, gdy to robił. Wyglądał jak robot – wpatrywał się beznamiętnym wzrokiem w przestrzeń, nie reagował na bodźce, a jego tętno zwalniało do krytycznie niskiego poziomu. Aż ciarki przechodziły.
– Był bardzo mocno związany z bratem – odezwał się nagle, na co podskoczyłam w miejscu. – Don sprowadził go z pola bitwy, kiedy Scott został postrzelony w rękę i to właśnie bratu zawdzięcza życie. Z tego co wiem, niedługo potem obaj zachorowali na hiszpankę.
Lucas uważnie przyglądał się mojej twarzy, która nie mogła wiele wyrażać. Scott okazał się starszy, niż początkowo myślałam – przypisywałam mu jakieś pięćdziesiąt lat, ale chociaż miał ponad sto i tak był najmłodszy pośród wampirów, z którymi mieszkałam.
– Co się później  z nimi stało? – zapytałam zaciekawiona.
– Oddział Scotta i Dona wymaszerował, zostawiając chorych i poległych. Jako jedyni przeżyli i Bruno postanowił ich przemienić. Mieli silne organizmy. – Zerknął na ekran monitora i zmarszczył brwi. – Twój transport już jest.
Tym razem moim szoferem okazał się Alaric, na co szczerze odetchnęłam z ulgą. Nie miałam ochoty na użeranie się z przewrażliwionym wampirem. Jedynym, o czym zaczęłam marzyć po tym, jak znalazłam się w samochodzie, było ciepłe łóżko i mrucząca Daisy przy uchu. Nie zdążyłam dobrze wyobrazić sobie tej wizji, a już zostałam sprowadzona na ziemię trzema słowami, które normalnie powinny mnie ucieszyć.
– Możesz powtórzyć? – nalegałam, spoglądając ostro na Alarica.
– Jesteś w rui.



~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam za kolejny poślizg w dodawaniu rozdziałów, ale ostatnio pisanie przychodzi mi z większym trudem. Mam nadzieję, że z następnym nie będę miała takiego problemu.

Do następnego! 

Na zlecenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz