*~IX~*

206 35 24
                                    

Drzwi otworzyły się, ukazując sylwetkę potężnego mężczyzny. Czekałam, aż zaatakuje, a tym samym wejdzie do pomieszczenia. Przecież nie chciałam, by nagle ktoś z sali zainteresował się zamieszaniem przed pokojem kustosza. Kiedy zrobiłam krok w tył, ciało opadło na ziemię, a jego miejsce zajął ktoś inny – ktoś o pięknych błękitnych oczach, które świeciły w ciemności. 
Nie mogłam powiedzieć, że ucieszyłam się na widok tego kotołaka. Co jeśli był partnerem wilkołaka, którego chwilę wcześniej zabiłam? Ale w takim razie kim był mężczyzna leżący u jego stóp? Śledziłam wzrokiem każdy jego najmniejszy ruch, nawet nie rozluźniając spiętych mięśni. 
– Co muszę wiedzieć, zanim pomogę ci sprzątnąć te ciała? – zapytał, popychając martwego wilkołaka i zamykając drzwi.
– Nie musisz mi pomagać – powiedziałam, nadal go obserwując.
– Cat – zaczął, ostrożnie podnosząc ręce w uspokajającym geście – widziałem tego wilka z początku przyjęcia, Aidena. Szukał cię. Jeśli nie chcesz się z nim spotkać, przyjmij moją pomoc i wynośmy się stąd.
Mówił do mnie jak do spłoszonego zwierzęcia, które gotowe jest zaatakować. Chciał mnie uspokoić i pchnąć do działania i chyba mu się to udało, bo powoli kiwnęłam głową. Mimo to wciąż go obserwowałam i za każdym razem, gdy wykonywał gwałtowniejszy ruch, podrywałam się lekko. Nie byłam pewna, czy mnie nie okłamywał. Przez pogłos dźwięków niesionych z sali nie mogłam usłyszeć jego serca, a później zbyt skupiłam się na własnych myślach, by zwrócić na to uwagę. 
– Więc to ty go ukradłaś? – zapytał, wskazując brylant, na którym kurczowo zaciskałam zakrwawioną dłoń. – Dlaczego?
– Nie masz co liczyć na odpowiedź – powiedziałam spokojnie, chociaż w środku trzęsłam się jak osika. 
Nawet jeśli chciał coś dodać, nie zrobił tego. Cooper obserwował mnie, gdy kucałam przy wilkołaku, z którym wcześniej walczyłam, złapałam go za kostkę i zaczęłam ciągnąć w stronę wyjścia. Brylant cholernie przeszkadzał w pewnym chwycie, ale siła jednej ręki wystarczyła. Łokciem nacisnęłam klamkę i plecami otworzyłam drzwi. Podczas gdy ja taszczyłam pierwszego, kotołak zajął się drugim wilkiem. Oczywiście jemu szło to o wiele łatwiej... 
– Mogłem zrobić to za ciebie – oznajmił, jakby czytając moje myśli. – Ale i tak nieźle.
– Spróbuj ciągnąć stu kilowego wilka jedną ręką, mając na nogach dziesięciocentymetrowe szpilki – prychnęłam. – I nie musisz mnie wyręczać.
– Kobiety – mruknął ledwie słyszalnie i przewrócił oczami, na co warknęłam cicho.
Wciąż wyglądał pociągająco, stwierdziłam, gdy obserwowałam pracę jego mięśni. Sprawnie wrzucił ciała do wysokiego kontenera, ledwie się przy tym męcząc, i odwrócił się w moją stronę z zawadiackim uśmiechem na twarzy.
– Rozumiem, że jesteś pasjonatką błyskotek, ale kraść rzadki brylant wart przeszło czterdzieści milionów? Co mi tu nie pasuje? – zagadnął, zbliżając się.
– Daj temu spokój, musimy stąd znikać – oznajmiłam ostrzej, niż zamierzałam.
– Najpierw mi to wyjaśnisz. Muszę wiedzieć, dla jakiej sprawy się narażam.
– Nie kazałam ci się wtrącać. Zaraz zjadą się tu gliniarze, chcesz dać się złapać w zakrwawionych ciuchach?
– Trochę przyganiał kocioł garnkowi, nie uważasz? – rzucił, wskazując głową moją sukienkę.
– Ja zamierzam uciec, ale skoro chcesz zostać, proszę bardzo.
Odwróciłam się na pięcie i, wystukując szpilkami szybki rytm, ruszyłam w stronę parku. Na reakcję Coopera nie musiałam długo czekać – kotołak dogonił mnie w kilku długich krokach i, mrucząc coś pod nosem, zrównał ze mną krok.
Zdziwiło mnie to, że nie poszedł w swoją stronę, a podążał za mną, kiedy skręcałam w kolejne alejki, ale nie skomentowałam tego. Jedynie celowo wybrałam okrężną drogę, by nieco go zmylić. W międzyczasie szybko wystukałam wiadomość do Bruna o trupach w śmietniku i pobojowisku w pokoju kustosza. Musiał zawiadomić o tym naszą wtykę w policji. Inaczej to nie byłaby sprawa tylko o kradzież, a o kradzież z morderstwem. Po co stawiać całe miasto na nogi? 
Park był niemal całkowicie pusty, ale przez nasze zakrwawione ubrania musiałam omijać zaludnione ścieżki. Instynktownie oddalałam się od sporadycznego ujadania psów i rozmów, by przypadkiem nie natknąć się na właścicieli czworonogów. 
Gdyby ten wymuszony spacer trwał jeszcze kilka minut, byłabym w stanie zapomnieć o muzeum, kamieniu, który wciąż trzymałam w dłoni, i zaschniętej krwi na mojej sukience. Oraz o Cooperze pogrążonym w niepokojącym milczeniu.
Musiałam go spławić – czy tego chciałam, czy nie. Właściwie to powinnam była go zabić, ale nasze prawa tego zakazywały. Poza tym część mnie wciąż miała nadzieję na kilka namiętnych nocy, chociaż ta druga, logiczna strona, wiedziała, że należy o nim zapomnieć. Westchnęłam ciężko na swoje rozmyślania, zamierzając porozmawiać z kotołakiem.
– Udawaj – warknął, a sekundę później zostałam brutalnie wciśnięta w pień drzewa.
Niemal w tej samej chwili wargi Coopera opadły na moje z niepohamowaną brutalnością. Nawet jeśli w pierwszej chwili z zaskoczenia chciałam do ugryźć i odepchnąć, nie pozwolił mi na to, układając moje dłonie na swoim ciele. Nie czekał długo na to, bym oddała pocałunek. Jego smak połączony z niesamowitym zapachem rozpalił we mnie najprawdziwszy ogień, a palce krążące po mojej skórze dodatkowo potęgowały uczucie gorąca.
– Proszę państwa, park jest miejscem publicznym.
Ledwie zrozumiałam sens słów, będąc wciąż upojona zmysłowością niedawnego pocałunku, jednak kiedy dotarło do mnie, w jakiej sytuacji się znaleźliśmy, zaczęłam działać. Przelotnie zerkając na gliniarzy, wsunęłam diament do kieszeni marynarki Coopera i uśmiechnęłam się zalotnie.
– Panowie, poza nami nikogo tu nie ma...
Kotołak nie wypuszczał mnie ze swoich objęć, tym samym zakrywając plamy z krwi. Przybiłam mu mentalną piątkę i z niecierpliwieniem oczekiwałam dalszej części jego planu. O ile jakikolwiek miał...
– Byli państwo za wystawie w muzeum? – zapytał drugi z policjantów, po tym jak oboje się przedstawili.
– Tak, ale postanowiliśmy wybrać się na spacer – odpowiedział ze znaczącym uśmiechem Cooper. Na potwierdzenie tych słów zachichotałam cicho, chowając twarz w zagłębieniu jego szyi. 
– Słyszeliśmy syreny, coś się stało? – zapytałam.
Mężczyźni niewiele powiedzieli nam o kradzieży, której notabene byłam sprawczynią, jednak wyraźnie dali do zrozumienia, że możemy być podejrzani. Oczywiście udałam zszokowaną i żarliwie zaświadczyłam, że wraz z poznanym niedawno Cooperem opuściliśmy budynek dobrą godzinę temu. Zdziwiło mnie jedynie to, że nie zażądali od nas numerów telefonów czy jakichkolwiek dokumentów. Ale kim ja byłam, by sprzeciwiać się władzy?
Cooper pocałował mnie jeszcze kilka razy i, drażniąc moje żebra, zmuszał do kolejnych salw śmiechu. Kontynuowaliśmy nasze przedstawienie dopóki gliniarze nie stracili nas z oczu.
– Powinniśmy ich chociaż spisać. – Usłyszałam niedługo później.
– Daj spokój, Dean – powiedział drugi z policjantów. – Oboje są podpici i zapewne przynajmniej jedno z nich zdradza swojego małżonka. Myślisz, że mogliby ukraść diament i wyjść niezauważeni?
– Może masz rację... Skąd wiesz o zdradzie?
– Albo była dziwką, albo żądną przygód mężatką. Z czasem nauczysz się to zauważać. 
Nie powstrzymałam się i parsknęłam śmiechem, słysząc tę wymianę zdań. Podobnie Cooper ledwie powstrzymywał rozbawienie, dusząc chichot w mojej szyi. 
– Ale mnie podsumowali – skomentowałam po chwili.
– Wiesz, że cudem nam się upiekło? – rzucił z rozbawieniem w głosie oraz oczach. 
Odsunął się ode mnie gwałtownie, ale nie pozwoliłam mu na ucieczkę. Sekundę później Cooper leżał wciśnięty w ziemię, a ja siedziałam na jego plecach i warczałam mu do ucha.
– Chciałeś prysnąć z moim łupem? – zapytałam, nawet nie oczekując jego odpowiedzi.
Jeden z kolekcjonerów – to stwierdzenie przyszło mi do głowy jako pierwsze. Ale im dłużej nad nim myślałam, tym bardziej niedorzeczne się stawało. Po co miałby zabijać swoich partnerów? Równie dobrze mógł wykończyć mnie od razu, zabrać brylant i spieprzyć zanim cokolwiek zdążyłabym zrobić. A jednak zadał sobie tyle trudu. Tylko po co?
Wyciągnęłam błyskotkę z kieszeni marynarki i złapałam go za kark, kiedy spróbował się podnieść. Był silny, ale nie poddawałam się łatwo.
– Dla kogo pracujesz? – zapytałam, delikatnie wbijając pazury w jego skórę.
– O czym ty, do ciężkiej cholery, mówisz? – mruknął, poruszając się niespokojnie.
– Nie ściemniaj – warknęłam, zagłębiając szpony w ciało w pobliżu tętnicy.
– Cat, nie mam bladego pojęcia, o co w tym wszystkich chodzi! – bronił się, oddychając płytko.
Przez chwilę pozostałam w bezruchu zastanawiając się nad jego odpowiedzią. Powinnam była go zabić już w pokoju kustosza – pomyślałam gorzko, z utęsknieniem spoglądając na jego umięśnione plecy.
– Co wiesz o Kolekcjonerach? – zapytałam, zanim zdążyłam się powstrzymać. 
– Tyle co ty, tylko plotki – sapnął cicho, kiedy nieświadomie wzmocniłam uścisk na jego karku.
Zeskoczyłam z jego pleców jak porażona i cofnęłam się o kilka metrów. Nie chciałam go krzywdzić, a jednak prawie wyrwałam mu kręgosłup! Cokolwiek się ze mną działo, musiało się skończyć. 
– Dokąd idziesz? - krzyknął za mną, kiedy zwyczajnie rzuciłam się do ucieczki.
Cooper próbował mnie dogonić, ale odpuścił po kilku minutach. Rany, które mu zadałam, musiały dawać się we znaki. Myślałam nad tym dłużej niż powinnam. Poczucie winy co chwilę przypominało mi o chęci mordu przepływającej przez mój umysł, kiedy przygwoździłam kotołaka do ziemi. Byłam gotowa go zabić i właśnie to mnie przeraziło. 
Zatrzymując się przy drodze po przeciwnej stronie parku, dostrzegłam czarną impalę i odetchnęłam z ulgą. Miałam serdecznie dość tego dnia.
– Mam nadzieję, że krew nie jest twoja – powiedział Bruno, kiedy już siedziałam w fotelu pasażera. Oczywiście dobrze wiedział, że nie należy do mnie, ale w ten pokręcony sposób okazywał swoją troskę.
– Nic mi nie jest – odpowiedziałam z lekkim uśmiechem i zapięłam pas. 
W tym czasie wampir odpalił silnik i ruszył z piskiem opon.
– Katujesz silnik – bąknęłam pod nosem.
– Ta ślicznotka musi czasem poszaleć – odpowiedział, gładząc czule kierownicę. Przejaw męskiej miłości do samochodu w czystej postaci.
– To chyba cię zainteresuje – zagadnęłam i uniosłam dłoń, na której leżał błękitny klejnot.
Droga do mieszkania nie zajęłam nam dużo czasu. Choć pewnie trwałaby dłużej, gdyby Bruno nie złamał co najmniej pięciu przepisów w ciągu dziesięciu minut. Kiedy mu to wypomniałam, obojętnie napomknął o krecie w policji i innych mandatach, których nadal nie musi spłacać.
Ta rozmowa przypomniała mi o tym, że moja honda została rozebrana na części i wciąż nie kupiłam nowego auta. Tym razem zamierzałam nabyć coś z charakterem. Skoro Bruno lubił wozić się impalą, ja też mogłam zaszaleć. Już podczas długiego prysznica zaczęłam rozmyślać nad modelem oraz kolorem lakieru, dziękując w duchu za pokaźne sumy na kilku kontach bankowych.
– Gdzie to cudne świecidełko, dla którego narażałam życie? – zapytałam, przecierając ręcznikiem włosy.
– Dobrze ukryte przez potencjalną kradzieżą – odpowiedział Cody, robiąc mi miejsce na kanapie.
– Chwila – zagadnęłam i zmarszczyłam brwi – przecież ja już je zwinęłam.
– Ukryte przed potencjalną kradzieżą. Teraz przysłuży się lepiej przy szantażu – dopowiedział Alaric z nieznacznym uśmiechem. – Dobra robota, Cat. Widziałem tamtych dwóch ze śmietnika. Czyste cięcia, jestem pod wrażeniem.
Spojrzałam na niego, przechylając lekko głowę.
– Co tam robiłeś? – zapytałam ze szczerą ciekawością. – Nie próbuj mnie zbyć – dodałam, kiedy westchnął i odwrócił wzrok.
– Miałem własne zadanie – odparł zagadkowo.
– A dotyczyło...
– Powiedz jej – rzucił po chwili Cody, wskazując na mnie ruchem głowy.
– Musiałem sprawdzić pewne informacje o płatnym zabójcy.
– Ktoś próbuje nas wygryźć z rynku? – prychnęłam. – Przecież jesteśmy najlepsi.
Alaric westchnął po raz kolejny. Cokolwiek to było, sprawiało mu ból.
– Cat, mamy ślad osoby, która zleciła zabicie Sabu.

~~~~~~~~~~
Nie bijcie? To wystarczy, by was przebłagać? Nie ma co się tłumaczyć, bo kolejny rozdział czeka!

Do następnego!

Na zlecenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz