"Wszystko będzie dobrze, a teraz śpij..."

1.7K 112 19
                                    

"Carmen"

Carmen biegła co sił w nogach zabijając przy okazji wielu wrogów. Jej szata była cała we krwi ofiar. Dręczyło ją to, że została rozdzielona z ukochanym.
Z zamyślenia wyrwał ją krzyk króla. Zobaczyła jak jeden z orków wbija mu sztylet w udo. Upadł na ziemię nie mogąc nic zrobić.
Elfka nie namyślała się długo. Podbiegła do króla i zaczęła wybijać jego oprawców. Gdy nikogo nie było w pobliżu Carmen się odezwała do rannego króla.

- Panie, muszę cię zabrać do pałacu. Tam cię opatrzą.

- Gdzie mój syn? - zapytał powoli podnosząc się na nogi z pomocą elfki.

- Nie wiem, rozdzielono nas. Ale na pewno nic mu nie jest. Jest silny i pomysłowy.

- Dobrze. Miejmy nadzieję, że jest jak mówisz. Teraz chodźmy, potem wrócimy do walki.

Carmen pomogła wstać królowi i zaprowadziła go do lecznicy tajnymi drogami, na których nie było wrogów. Na miejscu zajęli się nim uzdrowiciele. Carmen z niepokojem patrzyła na ranę króla. Postanowiła przy nim zostać.

"Legolas"

Gdy on i Carmen zostali rozdzieleni, książę wpadł w wir walki. Po dłuższym czasie usłyszał odległy krzyk ojca. Zaczął się przepychać w tamtą stronę. Mało co widział, ponieważ jego twarz zakrywała lepka, czerwona maź. Gdy dobiegł na miejsce nigdzie nie było jego ojca. Wokół leżała masa ciał orków i goblinów. Ktoś nieźle ich załatwił.

Ale czy tym, który ich zabił był jego ojciec? Krzyk, jaki z siebie wydał, był krzykiem bólu. Może ktoś mu pomógł? Tego Legolas nie wiedział. Wrócił do walki.

Widział, że coś działo się na drugiej strażnicy. Orkowie płynnie i szybko wybijali łuczników, którzy nie mieli czasu, żeby się obronić.

Legolas zestrzelił dobrze opancerzonego orka i zabrał mu ogromną tarczę. Schował się za nią i przebiegł całą długość trzydziestometrowego wschodniego muru, spychając z niego wszystkich wrogów, którzy stanęli mu na drodze. Miał przy tym mnóstwo zabawy. Kiedy dotarł do strażnicy tarczę zamienił na dwie elfickie szable.

Kosił wrogów, jak trawnik, wspierając swoich kompanów. Po wejściu do wnętrza strażnicy zablokował drzwi tak, aby żaden ork nie mógł się dostać do środka. Poczuł nieprzyjemne ukłucie w brzuchu, gdy zobaczył jakie straty ponosili. Pomógł pozbierać się niedobitkom kompanów.

- Słuchajcie. - zaczął przemowę. -Nie poddamy się, nie możemy. Spełniamy obowiązek wobec króla i ludu!

Elfowie zakrzyknęli zgodnie z aprobatą. Ruszyli zaraz za dowódcą w dalszy bój.

"Carmen"

Zaczęło się ściemniać. Król czuł się już lepiej. Mógł wracać do walki. Najpierw jednak kazał Carmen sprawdzić, jak się sprawy mają. Posłusznie poszła się rozeznać. Po pięciu minutach wróciła, a jej twarz nie wyrażała żadnych emocji.

- Moja droga. Co dzieje się w naszym pałacu?- zapytał król.

- Wygraliśmy... Ale za jaką cenę?

W tym momencie oczy jej się zeszkliły.

- Wszędzie leżą martwi elfowie. Nie wiem gdzie jest Legolas i... i...

Nie dokończyła, ponieważ złapała się za lewe ramię, nogi się pod nią ugięły i upadła na ziemię. Zemdlała.

Król od razu zainterweniował. Znalazł na jej ramieniu małą ciętą ranę...
W Śródziemiu nawet dzieci wiedzą, że broń orków jest zatruta. Carmen walczyła mężnie przez pół dnia, choć od środka zżerała ją trucizna. Tranduill otrząsnął się z szoku.

- Medyka, prędko, ona umiera! - zawołał.

Jednak w drzwiach, zamiast uzdrowiciela, pojawił się Legolas.

Książę był cały brudny i miał zabandażowany bark. Gdy zobaczył Carmen podbiegł do niej, padł na kolana i przyciągnął ją do siebie. Pogładził ją po chłodnym policzku i zaczął płakać.

- Przepraszam, że nie było mnie przy tobie. Wtedy to by się nie stało. - po tych słowach pocałował delikatnie jej blade usta.

Był to szczery i pełen miłości pocałunek. Carmen ledwo otworzyła pełne łez oczy.

- To moja wina... tak cię kocham... jestem... za słaba by... nas chronić... - ponownie zamknęła oczy.

Do sali weszli uzdrowiciele i zabrali z niej nieprzytomną Carmen. Legolas szedł przy nich i trzymał ją za rękę. W duchu modlił się, aby nie było za późno.

Legolas nie został wpuszczony do sali uzdrowień. Sam Tranduill musiał złapać go za ramię, żeby na siłę nie wdarł się do komnaty. Z początku krzyczał i próbował się wyrwać. Po chwili jednak osunął się po ścianie i zaczął płakać. Ojciec stał obok niego i starał się go pocieszyć.

"Carmen"

Wszystko było odległe. Unosiłam się nad jakimiś elfami. Oni też nad czymś. Nie to był ktoś. To byłam JA! A to byli medycy. Ratowali mnie. Czy to możliwe, że umarłam? Nie, to nie mogła być prawda! Chciałam krzyczeć, ale nie mogłam. Wyfrunęłam z sali na korytarz. Tam zobaczyłam mojego ukochanego i króla Tranduilla. Podfrunełam do nich i zobaczyłam, że... że Legolas płacze. Na ten widok sama zaczęłam płakać. Usłyszałam rozmowę króla z synem.
- Ona nie może umrzeć. Bez niej moje życie nie ma sensu.- mówił z bólem.
- Znam ten ból, synu. Czułem go, gdy umierała twoja matka. Nie pozwolę byś tak cierpiał. Są przy niej najlepsi medycy. A czuwa nad nią twoja mama. - po tych słowach przytulił syna, a ja do nich podleciałam i się w nich wtuliłam. Wiedziałam, że mnie nie widzą, ale musiałam.
- Czuję jakby tu była, ojcze.- Mówił przez łzy. A ja zaczęłam gorzko płakać. Wtedy usłyszałam głos.
- Nie płacz Carmen, wszystko będzie dobrze. - odwróciłam się i zobaczyłam piękną kobietę. Miała takie same oczy jak Legolas. To musiała być jego matka.
- To pani jest mamą Legolasa? - zapytałam powoli wstając.
- Tak. A ty jesteś jego wielką miłością. Teraz się nie martw i śpij... śpij... śpij. Jej głos stawał się coraz odleglejszy. A ja spadałam w ciemność. Aż w końcu nie zostało nic prócz niej.

Ciąg dalszy nastąpi...

Uwaga, uwaga!
To najdłuższy rozdział.
(Korekta: Już nie, hah) Pisałam go pięć dni, kawałek po kawałku. I jestem z siebie dumna. Mam nadzieję, że docenicie mój trud.

Pozdrawiam!
Maja <3

Secrets of MirkwoodOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz