Rozdział 29

2.8K 167 14
                                    

Alex.

    Minęły trzy dni odkąd Rose wyznała mi prawdę. A ja co zrobiłem? Zostawiłem ją tam samą, gdy ona płakała.
    Jednak musiałem mieć czas, by to wszystko przemyśleć. Za dużo informacji, jak na jeden dzień. Dużo myślałem.
Och, Rose...
     Gdy powiedziała mi o swoim życiu, gdy przepraszała za to, że mnie okłamała, coś we mnie pękło. Wróciłem do domu, rzuciłem się na swoje łóżko i zacząłem wrzeszczeć w poduszkę, wyładywując na niej swój ból, złość i strach.

       Dlaczego tyle odpowiedzialności i cierpienia spadło na tak cudowną, a zarazem kruchą osóbkę jak Rose? Czym sobie na to wszystko zasłużyła? Chciałem znać odpowiedź na to pytanie.
     W ciągu tych kilku dni uświadomiłem sobie, że straciłem miłość swojego życia i już jej nie odzyskam.
Jednak stało się coś co zmieniło moje nastawienie w oka mgnieniu.

      Gdybym wtedy nie dostał tej wiadomości od anonimowej osoby, nie wiem, co by się stało.
Może nie zobaczyłbym jej już nigdy więcej?
Szedłem do jej domu, lekko zaniepokojony. Czułem, że coś jest nie tak. Przypomniałem sobie treść wiadomości.

Musisz do niej iść. Wybaczy ci, tylko musisz do niej iść! Zanim będzie za późno!

      Gdy dotarłem pod jej dom, zobaczyłem wozy policyjne stojące niedaleko. Wtedy wpadłem w panikę.
      Podbiegłem do jednego z nich i spytałem co się stało. Odpowiedział mi, że ktoś zadzwonił z tego mieszkania, zawiadamiając ich o  bandycie, którego szukali już od ponad półtora roku. 
Nie słuchając krzyków, wpadłem do jej mieszkania. Widząc w jakim stanie jest dom, pobiegłem prosto do jej pokoju. Nie było jej tam.      

      Załamany usiadłem na jej łóżku, szukając podpowiedzi w swoim umyślę. Myślałem gorączkowo. Przecież nie mogła tak po prostu zniknąć!
     I wtedy kątem oka zauważyłem świstek papieru, leżący tuż obok mnie.

      Śledziłem wzrokiem każdą linijkę i z sekundy na sekundę, wpadałem w jeszcze większą rozpacz. Teraz rozumiałem już dlaczego nieznajomy tak mnie pospieszał. Nie wiele myśląc, wybiegłem z jej domu i już wiedziałem gdzie mam podążać. Biegłem ile sił w nogach, byle tylko zdążyć. Przebiegłem przez pasy, o mało co, nie wpadając pod samochód, który na mnie natrąbił.
Mało mnie to obchodziło.
Teraz liczyła się tylko ona.

Drogi Alexie!

Chciałabym cię jeszcze raz przeprosić, za moje kłamstwa i nieodpowiednie zachowanie. Mam nadzieję, że mi wybaczysz.

     Widziałem tylko rozmazane kontury ludzi, drzew i samochodów, bo z moich oczu płynęły niechciane łzy. Serce drżało z rozpaczy i cichej nadziei, że zdążę na czas.

      Dużo myślałam i postanowiłam, że dołączę do Vi. Chciałam Ci podziękować, za te wszystkie piękne chwile, spędzone w twoim towarzystwie. Przez te kilka tygodni byłam bardzo szczęśliwa, to był najlepszy czas w moim całym życiu.

      Otarłem łzy i zobaczyłem wieżowiec, o którym mówiła mi Rose. Spojrzałem w górę, wysoko.
I zobaczyłem zarys jej postaci.
Stała tam, nieruchoma, patrząc w dół.
Wbiegłem do środka i zacząłem przeskakiwać po dwa schodki.
Był ranek, dlatego nie było tu żywej duszy, za co po cichu dziękowałem. Nikt nie mógł mnie teraz powstrzymać.

      Już dawno powinnam to zrobić, może oszczędziłabym ci cierpienia...
Jestem bardzo samolubna.
Niestety czasu nie cofnę.
Może tam na górze będzie mi lepiej...
Dzięki tobie podjęłam ostateczną decyzję. Mam nadzieję, że będziesz teraz szczęśliwy, znajdziesz sobie dziewczynę, poślubisz ją i będziecie mieć gromadkę dzieci. Niestety ja, nie będę miała zaszczytu bycia dobrą matką i żoną, chociaż kiedyś o tym marzyłam. Cóż, miałam też wiele innych marzeń, których nie spełniłam, ale nie można mieć wszystkiego, prawda?

Byłem już tak blisko wyjścia na dach...Wołałem ją rozpaczliwie.

Pamiętasz naszą obietnicę? Przyjaźń aż po grób?
No właśnie...
Złamałam ją.
Bo ty nigdy nie byłeś moim przyjacielem.

Byłeś kimś więcej...

Byłeś moją miłością i pozostaniesz na wieki.

Kocham cię.

Na zawsze twoja,

Rose.

       Wbiegłem na dach i wtedy ją zobaczyłem. Stała nad krawędzią i była gotowa skoczyć w każdej chwili.

Ona mnie kocha.

I z moich oczu poleciała jedna samotna łza.
Łza szczęścia.
I wtedy zrozumiałem.

Ja kocham ją.
I nie pozwolę, by znów zniknęła z mojego życia.

      Nie wiele myśląc, podbiegłem do niej i zamknąłem w swoich ramionach. Spojrzałem w jej oczy, ale ona nie patrzyła na mnie.
Miała zamglony wzrok.

Straciła przytomność.

Rose.

      Stałam na krawędzi życia i śmierci, a tak naprawdę na krawędzi najwyższego wieżowca, który pierwszy rzucił mi się w oczy.
Co za ironia, właśnie z niego mam się rzucić. Patrzyłam się w dół i podziwiałam piękne widoki, które jednak za chwilę tonęły w porannej mgle. Letni, ciepły wietrzyk pieścił moją bladą twarz, a ja cieszyłam się, że wybrałam właśnie ten piękny poranek. Słońce powoli wschodzi, a to oznacza, że mam mało czasu.

     Rozłożyłam ręce jak przykładny samolot i czekałam na moment, w którym mogłabym skoczyć, a wtedy zapomnieć o cierpieniu.
Głośną ciszę zakłócił odgłos szybkich kroków. Modliłam się, by nie dotarł tutaj i pozwolił mi wykonywać swoją powinność.
Niestety, zapomniałam, że Bóg nie słucha już moich modlitw i szczerze mnie nienawidzi.

    —   Rose!!   —   Usłyszałam zrozpaczone wołanie i zamarłam w bezruchu.

Nie odpowiedziałam.
Nie mogłam uwierzyć, że w ogóle chciał mnie szukać! Przecież mnie nienawidzi...
Pewnie po prostu przyszedł mi wszystko wygarnąć, ponabijać się - pomyślałam z goryczą.

    —   Rose!!   —   Krzyk nasilił się, jego właściciel był coraz bliżej mnie.

Nie wiedziałam co robić. Zaczekać, czy skoczyć?
Nie chciałam, by mnie zobaczył. Sama nie chciałam go widzieć. Już dawno postanowiłam i nie chciałam, żeby wspomnienia wróciły.
Wtedy mogłabym nawet zrezygnować.

    —   Rose!!  —   Znowu padło moje imię, a ja ponownie skamieniałam.

Jego piękny głos... tak zanim tęskniłam.
Może mogłabym go zobaczyć ten jeden, jedyny raz?
Zobaczyć jego cudowny uśmiech i poczuć zapach drogich perfum?
Nie. Nie mogę.

    —   Rose!!   —   Usłyszałam w jego głosie rozpacz, ale przecież mogło mi się tylko wydawać.

Miałam już zrobić krok naprzód, ale poczułam jego obecność. Odwróciłam się w jego stronę i od razu moje serce pękło na tysiąc kawałków. Widziałam jak jego twarz zmienia się z sekundy na sekundę.
Strach...
złość...
współczucie...
żal...
znów strach...
smutek...
rozpacz...
Nie wytrzymałam.

    —   Żegnaj...

To były moje ostatnie słowa, potem rzuciłam się w przepaść i straciłam przytomność.


Napraw Mnie ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz